Państwo dopłaca 60 tys. do kredytu, ale nikt nie chce. Wiem dlaczego
Program działa od kilku lat. Tylko dawno nikt o nim nie mówi, bo to PiS go wymyślił, więc koalicji nie wypada go promować. Można dostać 20-60 tys. zł na spłatę kredytu i jeszcze nie mieć wkładu własnego, żeby go zaciągnąć.

Wyścigi polityków na pomysły, jak pomóc Polakom kupić własne mieszkanie, to jest jakiś cyrk. Udowodnię wam, że wcale nie chodzi im o to, żeby ludziom jakoś pomóc, a już na pewno nie o to, żeby pomóc tym potrzebującym, ale o to, żeby wam się wydawało, że robią dla was coś dobrego i żebyście ich za to kochali.
100 tys. zł za dziecko? Już dają 80 tys. i nikt nie chce
Zacznę od końca. Na ostatniej konwencji PiS padł szereg pomysłów na pomoc przy zakupie mieszkania i najbardziej emocje rozpalił „bon mieszkaniowy”, czyli 100 tys. zł dopłaty do kredytu dla rodzin z trójką dzieci, dla tych z jednym - 40 tys. zł.
Czym tu się ekscytować? - ja się pytam! Od kilku lat macie dokładnie taki program, który polega na tym, że jak ci się urodzi drugie dziecko w trakcie spłaty kredytu, to państwo spłaca ci 20 tys. zł z tego zadłużenia. A jak ci się urodzi trzecie, to spłaca kolejne 60 tys. zł. Czyli w sumie przy trzecim dziecku zgarniasz łącznie 80 tys. zł i o tyle mniej kapitału masz do spłacenia.
To się nazywa Rodzinny Kredyt Mieszkaniowy i wprowadził go PiS. Program działa od maja 2022 r., a PiS teraz wyskakuje z czymś identycznym. Po co? Wyłącznie dla taniego poklasku. Pod publiczkę.
Ba! W sumie to nawet już wiadomo, że taki program wcale nie działa, to znaczy - nikt go po prostu nie chce.
Pisałam już o tym w Bizblog jakiś czas temu, że w ciągu niespełna dwóch pierwszych lat działania tego programu, czyli od maja 2022 r. do końca I kw. 2024 r. zostało udzielonych zaledwie 1960 kredytów z taką możliwą spłatą rodzinną.
„Możliwą” - a zaciągnięcie kredytu rodzinnego nie znaczy, że urodziło się dziecko i została wypłacona za to premia w postaci spłaty rodzinnej. W ciągu tych niespełna dwóch lat przyznano jedynie 63 spłaty rodzinne, na które budżet państwa wydał 2,4 mln zł.
Czyli żart, a nie program mieszkaniowy. W budżecie zaplanowano na takie dopłaty 12 mld zł do wydania na dziesięć lat. A więc skoro w ciągu dwóch wydaliśmy 2,4 mln zł, to znaczy, że wydano tylko 0,02 proc. dostępnej puli.
I teraz proponuje się ludziom podobny program?
Więcej wiadomości na temat mieszkań można przeczytać poniżej
Do trzech razy sztuka
Ha! My w ogóle nie uczymy się na błędach i w kółko politycy rzucają tak samo durne ochłapy. Przypominam, że Rodzinny Kredyt Mieszkaniowy też miał swojego poprzednika - to był program Mieszkanie dla Młodych, który również miał wszyty mechanizm nadpłaty kredytu jako bonus za urodzenie kolejnego dziecka.
I co? I też było wiadomo, że to nie działa, bo w czasie czterech lat funkcjonowania programu (od I kw. 2014 r. do I kw. 2018 r.) skorzystało z niego zaledwie 2581 osób, otrzymując w ten sposób 28 mln zł.
Dla porównania, z Bezpiecznego Kredytu 2 proc. skorzystało niespełna 67 tys. gospodarstw domowych w ciągu zaledwie pół roku. Ale do BK 2 proc. za chwilę przejdę.
Tymczasem Bartosz Turek, analityk podlicza jeszcze efekt niby prorodzinnych tego rodzaju programów: w MdM prawie połowa beneficjentów nie miała dzieci, a tylko 12 proc. miało co najmniej trójkę pociech i to pomimo faktu, że w tym przypadku zniesione były wymagania dotyczące wieku beneficjentów, a potencjalna dopłata była bardzo wysoka.
Nakarmić sytych
Zaraz zaraz, ale wróćmy do rzeczy, bo w sumie nie o ratowanie demografii, ale o mieszkalnictwo tu chodzi. I tu właśnie wjeżdża kolejna bzdura: już Bezpieczny Kredyt 2 proc. pokazał, że z tych dopłat skorzystali głównie ci, którzy i tak mieli zdolność kredytową. To po co im dorzucać publiczne pieniądze, skoro i bez nich mogli sobie kupić mieszkanie?
I to samo dotyczyło Rodzinnego Kredytu Mieszkaniowego, o którym nawet na stronach ministerstwa czytamy, że:
nie jest instrumentem kierowanym do gospodarstw domowych o niskich dochodach. Możesz uzyskać kredyt o 100 proc. wartości mieszkania, jeśli masz zdolność do obsługi tego zobowiązania.
Czyli: nie musisz mieć nawet wkładu własnego, ale wtedy musisz mieć jeszcze większą zdolność kredytową, aby móc spłacać zadłużenie w wysokości 100 proc. wartości mieszkania, a nie 80 proc. jak w normalnym kredycie z wkładem własnym.
Co zamiast sypiania pieniędzmi z nieba?
Wiecie, co jeszcze podczas tej konwencji PiS wymyślono jako sposób na mieszkania?
- kredyty z naprawdę stałym oprocentowaniem przez całe 20-30 lat spłaty kredytu, a nie 5-7 jak obecnie;
Ale litości! To powinniście mieć już dawno oraz najpierw należałoby to załatwić z NBP. Dlaczego? Przeczytacie sobie tu.
- wyższe opodatkowanie zysków z najmu mieszkań, żeby nie opłacało się kupowanie mieszkań na wynajem w porównaniu do inwestowania np. na giełdzie;
Biorąc pod uwagę, że politycy sami maja po kilka mieszkań i w Sejmie to popularna inwestycja, wątpię, żeby się na to zgodzili.
- wsparcie budownictwa na tani wynajem.







































