Baltic Pipe już ułożony na morskim dnie. Jeszcze trochę i Rosja przestanie nas straszyć gazem
Blisko 20 km od duńskiej wyspy Zelandia połączono ostatnie fragmenty polsko-duńskiego odcinka Baltic Pipe. Gazociąg leży już na dnie Bałtyku. Pełną przepustowość ma osiągnąć na początku 2023 r.
Budowa gazociągu Baltic Pipe idzie zgodnie z planem. Właśnie dokończono łączenie 275-kilometrowego odcinka polsko-duńskiego na dnie Bałtyku. Zakończenie prac i oddanie do użytku tego gazociągu planuje się w październiku przyszłego roku. Pełną przepustowość Baltic Pipe ma osiągnąć po 2-3 miesiącach, na początku 2023 r. Za sprawą tego rurociągu do Polski z Norwegii ma trafiać 10 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Z Polski do Dani zaś ma popłynąć dzięki temu 3 mld m sześc. błękitnego paliwa.
Strategicznie będzie to historyczne wydarzenia, dzięki któremu w przypadku dostaw gazu ziemnego aż tak bardzo nie będziemy musieli się już korzyć przed Rosjanami. O tym, jak Moskwa manipuluje surowcami, najlepiej świadczą pomniejszone dostawy gazu przez Gazprom, przez co europejskie magazyny tego surowca świecą pustkami.
Baltic Pipe w sposób radykalny zmienia polską sytuację w sektorze gospodarki energetycznej, uwalniając nas od monopolu i presji politycznej, a daje możliwość suwerennych decyzji kontraktowych i gospodarczych – nie ma wątpliwości pełnomocnik rząd ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.
Baltic Pipe receptą na gazowy monopol
Naimski przekonuje też, że Baltic Pipe to bezpieczeństwo dostaw gazu do polskiej gospodarki w perspektywie następnych 20-30 lat. Dzięki temu gazociągowi Polska będzie miała okazję czerpać z rynku światowego, którego częścią jest szelf norweski. Ale polsko-duńska rura przesyłająca gaz z Norwegii ma też znacznie polityczne i wreszcie przełamuje surowcowy monopol.
Zbyt duża ilość gazu dla odbiorców europejskich pochodzi od jednego, politycznego, rosyjskiego dostawcy
– przekonuje Piotr Naimski.
Teraz Baltic Pipe czekają proceduralne próby i egzaminy. Będą testy, próby techniczne i odbiory. Nowy gazociąg ma dostarczać do Polski porównywalne ilości surowca z dostawami realizowanymi przez Gazprom. W tym przypadku Kontrakt Jamalski z Rosjanami obowiązuje tylko do grudnia 2022 r.
Na prace te mamy około roku, tak aby od 1 października 2022 r. móc rozpocząć komercyjny przesył gazu z szelfu norweskiego do Polski – zaznacza Tomasz Stępień Prezes Zarządu GAZ-SYSTEM.
Europejski projekt o znaczeniu wspólnotowym
Budowa Baltic Pipe miała też swoje przestoje. Nie tak dawno Duńska Agencja Ochrony Środowiska uznała, że nie podjęto wystarczających środków w celu ochrony popielic, nordyckich myszy brzozowych i nietoperzy. Do około trzymiesięcznego opóźnienia doszedł wtedy jeszcze większy rachunek. W sumie budżet budowy gazociągu Baltic Pipe urósł o ok. 1 mld koron duńskich (ok. 620 mln zł, 135 mln euro).
W prace budowlane zaangażowano łącznie ok. 1100 osób. Wykorzystano ok. 35 innych jednostek pływających, m.in. dowożących rury do statków układających je na dnie morza, pogłębiających dno morskie, zrzucających materiał skalny oraz badających dno z wykorzystaniem zdalnie sterowanych robotów podwodnych. Baltic Pipe jest uznany przez Komisję Europejską od 2013 r. za „Projekt o znaczeniu wspólnotowym”. W ramach instrumentu „Łącząc Europę” projekt otrzymał dofinansowanie na poziomie 266,8 mln euro.
Polski gazociąg odpowiedzią na Nord Stream 2
Naimski już wcześniej przekonywał, że z końcem tego roku będzie zakończona pierwsza faza rozbudowy gazoportu w Świnoujściu. Jego zdaniem, biorąc pod uwagę dodatkowo uruchomienie już w październiku 2022 r. Baltic Pipe, Polska wcale nie musi aż tak bardzo obawiać się Nord Stream 2. Rosyjski rurociąg jest już ukończony, ale jego uruchomienie zastopowała Niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci, która od września prowadzi certyfikację.
Władimir Putin chciałby jak najszybciej puścić gaz przez Nord Stream 2, żeby w ten sposób jeszcze większą presję wywierać na Europę. Ale Niemcy przypominają Rosjanom Dyrektywę Gazową UE, zgodnie z którą eksploatacja gazociągu i dystrybucja gazu muszą być odpowiednio oddzielone. Trzeba więc w Niemczech powołać odpowiednią spółkę-córkę. Potem w kolejce czeka jeszcze konieczna kontrola Komisji Europejskiej. Tym samym wyhamowanie Nord Stream 2 może trwać pół roku, a nawet dłużej.