REKLAMA

W 7 lat można uzbierać na zakup połowy mieszkania. Kiedy nam to w końcu udostępnią?

Czy Polska powinna wrócić do pomysłu sprzed niemal 30 lat i stworzyć system kas oszczędnościowo-budowlanych, który pozwoliłby gromadzić kapitał na zakup mieszkania, zamiast uzależniać młodych ludzi od dopłat do kredytów? Bankowcy i eksperci rynku nieruchomości wskazują, że to rozwiązanie funkcjonuje z powodzeniem w wielu krajach europejskich, a w Polsce mogłoby pomóc w rozwiązaniu problemu dostępności mieszkań bez ryzyka nagłych skoków oprocentowania. Ministerstwo Rozwoju wciąż pracuje nad nowym programem mieszkaniowym, ale czy uwzględni propozycję długoterminowego oszczędzania zamiast kolejnej fali subsydiowanych kredytów?

W 7 lat można uzbierać na zakup połowy mieszkania. Kiedy nam to w końcu udostępnią?
REKLAMA

To nie jest tak, że albo dopłaty do kredytów, albo nic się nie da zrobić. Przeciwnie. Wiele krajów wokół nas realizuje pomysł, który Polska wymyśliła już 30 lat temu. To rozwiązanie pozwala uzbierać samemu nawet połowę wartości mieszkania nawet w siedem lat, a potem dostać jeszcze korzystny kredyt. Dziś znowu apelują o powrót do tej idei zarówno bankowcy, jak i specjaliści od rynku nieruchomości. Apele w tym momencie o tyle mają sens, że w Ministerstwie Rozwoju właśnie teraz ważą się decyzje, co robić, jak pomagać Polakom w ich problemach mieszkaniowych po tym, kiedy resort ogłosił, że z pomysłu Kredytu 0 proc. rezygnuje.

REKLAMA

Krzysztof Paszyk, minister rozwoju, w grudniu zapowiedział, że jeszcze w pierwszym kwartale 2025 r. zaprezentuje nowy program mieszkaniowy. Niestety wielu podejrzewa, że wciąż będzie się on opierał na jakiegoś rodzaju dopłatach do kredytów, bo wygląda na to, że inspiracje programem Mieszkanie dla Młodych w resorcie rozwoju nie zniknęły. Tymczasem właśnie kumulują się głosy mówiące nie tylko, że nie tędy droga, ale wskazujące, którędy powinno pójść państwo.

Jak sfinansować zakup mieszkania. Istnieje zupełnie inne podejście niż kredyt

Robert Chojnacki, założyciel portalu tabelaofert.pl, powiedział właśnie w Newserii, że tą drogą powinny być zachęty do oszczędzania na mieszkanie zamiast wciskanie ludziom kredytów. Miał na myśli kasy oszczędnościowo-budowlane. Podkreślił, że Polska jest jednym z nielicznych krajów w tej części Europy, który takiego rozwiązania nie ma. Więcej, jesteśmy jedynym krajem dawnego bloku środkowo-europejskiego, który go nie ma.

Choć ten pomysł był na stole już bardzo dawno. O kasach oszczędnościowo-budowlanych w ostatnim czasie zaczął mówić również dr Jacek Furga, prezes zarządu Centrum Procesów Bankowych i Informacji. Wiecie, jak to działa? Powołuje się do życia specjalne banki i kasy oszczędnościowo-kredytowe, które mają tylko jedno zadanie: najpierw zachęcić człowieka do długoterminowego oszczędzania, by uzbierał duży wkład własny i dopiero wtedy udzielić mu korzystnego kredytu hipotecznego.

Duży wkład własny to 40-50 proc. wartości mieszkania. Kasa wylicza, ile konsument musi miesięcznie odkładać, żeby uzbierać taki kapitał w ciągu już nawet siedmiu lat i przez cały ten okres oferuje mu stałe oprocentowanie tych oszczędności. Kiedy wymagana kwota się uzbiera, konsument dostaje od państwa premię mieszkaniową, a kasa przedkłada mu umowę kredytową.

Co ważne, umowa zakłada stałe oprocentowanie, żeby konsument miał poczucie stabilności i mógł planować przyszłość, zamiast brać udział w ruletce. Kredyt udzielany jest już tylko na połowę wartości mieszkania, bo druga połowa jest już przecież uzbierana. Okres spłaty kredytu jest tylko 1,5 razy dłuższy niż okres oszczędzania, czyli trwa z grubsza 10-11 lat.

Więcej o długach Polaków przeczytasz na Bizblog.pl:

Jak wyjaśniał dr Furga, w Niemczech niegdyś działało to tak, że oprocentowanie w okresie oszczędzania wynosiło 2 proc. i o tyle rosły gromadzone oszczędności, a oprocentowanie kredytu, jaki się zaciągało po fazie oszczędzania - 4 proc. Tak ustawione parametry powodują, że konsument ma takie samo obciążenie budżetu domowego zarówno w okresie oszczędzania, jak i spłacania kredytu. No i cały proces dojścia do pełnej własności trwa ok 17 lat, a nie 25-30. Brzmi dobrze, co?

Oszczędzanie na mieszkanie. To mogło zmienić historię polskiej bankowości

REKLAMA

To nic nowego. Taki model opiera się na 130-letnich doświadczeniach na rynku niemieckim i austriackim. W Polsce ustawa tworząca taki system oszczędzania na cele mieszkaniowe została nawet już przyjęta w 1997 r., ale jak zaznacza dr Furga, z różnych przyczyn nie została wdrożona w życie. Gdybyśmy w owym 1997 r. jednak poszli tym tropem, dziś pewnie nie mielibyśmy kryzysu mieszkaniowego, nie mielibyśmy też problemu z falą pozwów frankowiczów ani złotówkowiczów, którzy też się rozkręcają.

Skąd ten pomysł, że kredyty frankowe nie zrobiłyby kariery, a zamiast nich kasy oszczędnościowo-budowlane byłyby hitem? Bo w Niemczech, gdzie działają, na 80 mln obywateli 25 mln oszczędza właśnie w takich kasach. W Czechach i Austrii, które liczą po ok. 10 mln obywateli, w kasach uczestniczy 2-2,5 mln obywateli. Jest tylko jeden problem - współczesna polityka nastawiona jest nie na skuteczność w długim terminie, ale na doraźne rozwiązania grzejące emocje wyborców tu i teraz. A kasy przyniosłyby pierwsze efekty za dekadę. Czy ktoś jeszcze dziś potrafi uprawiać politykę długodystansową?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA