Gospodarka rośnie, dyplomacja kuleje. „Polska nie mówi jednym głosem”
Polska uchodzi dziś w Europie za kraj o rosnącej sile gospodarczej. Nasze PKB rośnie szybciej niż unijna średnia, eksport notuje rekordy, a przemysł i rolnictwo coraz śmielej podbijają rynki zagraniczne. Problem w tym, że w polityce międzynarodowej wciąż pozostajemy graczem drugiego planu. Takie wnioski płyną z debaty zorganizowanej przez Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego.

Brakuje nam w szczególności spójnego, ponadresortowego stanowiska, które integrowałoby kluczowe tematy: bezpieczeństwo, gospodarka, ekologia, zdrowie. To nie jest dobry sygnał i nie świadczy dobrze o sile naszej dyplomacji – uważa dr hab. Kamil Zajączkowski, dyrektor CE UW.
Eksperci podkreślali, że potencjał gospodarczy Polski nie przekłada się na proporcjonalny wpływ polityczny. W Unii, a tym bardziej na forach globalnych, liczy się nie tylko wielkość gospodarki, ale też umiejętność grania w drużynie, przygotowania stanowiska i bronienia go do końca.
Polska dyplomacja albo odzywa się rzadko, albo przypomina niezestrojony chór. A w organizacjach międzynarodowych milczenie oznacza brak wpływu – podsumował prowadzący debatę Wojciech Szeląg.
Ranking dyplomacji: Polska w ogonie mocarstw
Kontrast najlepiej pokazują twarde dane. W najnowszym Global Diplomacy Index 2024 opracowanym przez Lowy Institute, liderami są Chiny (274 placówki) i USA (271). Wysoko plasują się też Francja (267) i Japonia (247). Polska zaledwie 114 placówek dyplomatycznych, co lokuje nas poza pierwszą dwudziestką i stawia bliżej średniaków niż liderów światowej sceny.
To oznacza, że mimo dwunastej co do wielkości gospodarki w Unii, w dyplomacji działamy na poziomie dużo mniejszych graczy. Gospodarka daje nam potencjał, ale bez rozbudowanej i sprawnej sieci przedstawicielstw oraz aktywnej polityki wielostronnej, nie jesteśmy w stanie przełożyć go na realny wpływ.
Test w Genewie: WHO kontra polscy rolnicy
Dobrym przykładem jest nadchodzący szczyt WHO COP11 w Genewie. Tam państwa będą debatować nad przyszłością polityki tytoniowej – w tym nad rekomendacjami dotyczącymi wygaszania upraw, likwidacji dopłat czy ograniczenia punktów sprzedaży. Dla Polski, która jest trzecim producentem tytoniu w Unii Europejskiej, to kwestia o ogromnym znaczeniu gospodarczym i społecznym.
Według danych branży, w Polsce działa około 3,5 tys. gospodarstw wyspecjalizowanych w uprawie tytoniu, a łączna liczba miejsc pracy – w polu i przemyśle przetwórczym – sięga prawie 30 tysięcy. Eksport wyrobów tytoniowych to ponad 2 mld euro rocznie – więcej niż sprzedaż zagraniczna mięsa drobiowego czy produktów mleczarskich. Mimo to w Genewie Polska wciąż nie jest postrzegana jako kraj, który potrafi skutecznie bronić interesów swoich rolników.
To właśnie różnica między siłą gospodarki a siłą dyplomacji: rolnicy i przemysł dają konkretne miejsca pracy i miliardy w eksporcie, ale bez spójnego stanowiska rządu w WHO ich interesy mogą zostać pominięte w globalnych regulacjach.
Czytaj więcej w Bizblogu o rolnictwie
Dlaczego „jeden głos” jest kluczowy
Debata CE UW pokazuje, że Polska pilnie potrzebuje strategii, która łączy wszystkie resorty w jeden przekaz – od zdrowia i rolnictwa, przez gospodarkę i klimat, aż po dyplomację. Bez tego nasza rola ogranicza się do biernego przyjmowania decyzji wypracowanych gdzie indziej.
W Unii zwyciężają ci, którzy są czujni, przygotowani i potrafią wykorzystać lewary swoich państw. Polska nie może wysyłać sprzecznych sygnałów. Potrzebujemy jednego stanowiska na fora instytucji – apelował europoseł Adam Jarubas.
Genewa i COP11 to zaledwie jeden z przykładów, jak brak siły przebicia przekłada się na realne koszty. Bez zmiany podejścia – ostrzegają eksperci – podobne scenariusze będą powtarzać się także przy okazji kolejnych szczytów klimatycznych czy negocjacji handlowych.