Bon na piwo za szczepienie? Musimy coś wymyślić, bo następny lockdown zafundują nam antyszczepionkowcy

Podczas gdy Polacy cieszą się ze świeżo odzyskanej wolności, epidemiolodzy nieśmiało przebąkują już, że następny skokowy wzrost zakażeń jest tylko kwestią czasu. Co go wywoła?

Wbrew alarmistycznym wieściom dobiegającym z Indii prawdopodobnie nie będzie to słabo zbadany przez naukowców wariant indyjski. Polscy lekarze są w stałym kontakcie ze swoimi kolegami z całego świata i uspokajają, że katastrofa nam nie grozi.

Uspokajające doniesienia przynieśli też badacze z NYU Grossman School of Medicine i NYU Langone Center w USA. Ich zdaniem Moderna i Pfizer mogą nieco słabiej działać w kontakcie z wariantem indyjskim, ale wciąż zapewniają nam ochronę. Podobnie jest ze szczepionką Johnson&Johnson. To o tyle istotne, że w Polsce pojawiły się już pierwsze przypadki zakażeń tą odmianą.

Część ekspertów uważa za to, że gwoździem do trumny będzie samo poluzowanie obostrzeń. Uczniowie wrócą na ostatnie tygodnie roku szkolnego do nauki zdalnej, pracownicy są ściągani do biur, a otwieranie ogródków restauracyjnych zachęca do spędzania czasu na świeżym powietrzu.

Interdyscyplinarne Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego regularnie tworzy prognozy przebiegu epidemii. Według najnowszej z nich kolejny wystrzał zachorowań na koronawirusa będziemy mieli  w czerwcu. Kulminacja przypadnie na koniec miesiąca.

Wielu ekspertom sen z powiek spędza jednak co innego. Obawiają się powtórki scenariusza z ubiegłego roku, gdy po stosunkowo spokojnych wakacjach wirus zaatakował ze zdwojoną mocą na początku jesieni. W rozmowie z Bizblog.pl prof. dr hab. Katarzyna Kolasa, kierowniczka Zakładu Ekonomiki Zdrowia i Zarządzania Opieką Zdrowotną z Akademii Leona Koźmińskiego, zgadza się co do jednego – wirus nie uderzy w służbę zdrowia tak mocno, jak rok temu.  

Zdaniem prof. Kolasy pierwsza, druga i trzecia fala była wynikiem zaskoczenia, z jakim Covid-19 wdarł się w nasze życie. Jeżeli dojdzie do czwartej fali, dowodzi, będzie to już wyłącznie nasza wina.

Z tej perspektywy największe zagrożenie nie czyha na nas ze strony turystów, którzy w wakacje rozjadą się po całej Europie. Czai się ono wewnątrz w postaci lęków przed niezbadanymi efektami ubocznymi szczepionek, podsycanych dodatkowo przez doniesienia o incydentalnych przypadkach zakrzepów. Jest też wynikiem nieufności wobec państwa, które z powszechności szczepień robi rzekomo narzędzie do kontrolowania obywateli.

Swoje trzy grosze dołożyli przedstawiciele władzy. Premier Morawiecki zapewniał przed wyborami, że wirus jest już niegroźny i kilkukrotnie obwieszczał pokonanie covid-19. Prezydent Andrzej Duda enigmatycznie tłumaczył, że ma złe wspomnienia ze szczepionkami i nie jest zwolennikiem „nadmiernego szczepienia się”. Wszystko to na kilka miesięcy przed pojawieniem się nad Wisłą pierwszych dostaw od Pfizera i Astry Zeneki.

Teraz rząd widząc Polaków rezygnujących z przyjęcia dawek, nieco w popłochu, gwałtownie zmienił narracje. Morawiecki w Q&A na Facebooku przyznał, że jeśli nie osiągniemy odporności zbiorowej, to grozi nam czwarta fala.

Koronawirusa, oficjalnie i nieoficjalnie, mogło przechorować około 13 mln Polaków. W pełni zaszczepionych jest 5,2 mln osób. Mogłoby się wydawać, że to łącznie połowa populacji, ale obie liczby częściowo się na siebie nakładają. To oznacza, że jeśli chodzi o odporność zbiorową, jesteśmy grupo poniżej 50 proc.

Według prof. Kolasy, by uniknąć czwartej fali potrzebujemy zwiększyć ten odsetek do września do co najmniej 60-70 proc.

Do tego potrzeba byłoby jednak systemowej zachęty. Z podobnym problemem mierzyła się Serbia. Po początkowym zachwycie, tempo szczepień wyhamowało, a hamulec ręczny zaciągnięty został przez antyszczepionkowców. Wtem…

Klientom galerii zaoferowano bony zniżkowe na zakupy. Haczyk polegał na tym, że otrzymywało je tylko pierwszych 100 chętnych. Można jednak podejrzewać, że wiele osób, które nie zmieściły się w limicie, swoją dawkę i tak przyjęło. Głupio przecież zmarnować czas na oczekiwanie i rozmyślić się w ostatnim momencie.

AP pisze, że to nie koniec. Każdy, kto zaszczepi się na koronawirusa do końca maja, dostaje równowartość 25 euro. W Polsce byłoby to ponad 100 zł.

"Powinniśmy puścić ulicą karetki i szczepić wszystkich chętnych, którzy idą ulicą. Postawić namioty na Krupówkach i rozdawać bony na piwo" – dodaje pół żartem pół serio

Idą za serbskim przykładem moglibyśmy zresztą zachęcić do współpracy największe galerie i sieci handlowe w Polsce. Pfizer w Biedronce? Astra Zeneca w Lidlu? Dlaczego nie, szczególnie jeżeli za zaszczepienie się sklepy oferowałyby dodatkowe zachęty finansowe.

Kolejnym argumentem za przyjęciem szczepionek jest najbliższa przyszłość, w której codzienne życie może być determinowane przez kod QR generowany w aplikacji niedługo po przyjęciu drugiej dawki (lub po pierwszej w przypadku J&J). Zdaniem prof. Kolasy pojawienie się w Polsce takich rozwiązań jest praktycznie pewne.

Polacy, które nie zdecydują się na szczepienie będą mieli problem z wejściem na koncert, stadion albo na widownie teatru. Organizatorzy imprez masowych nie będą chcieli ryzykować odpowiedzialności za transmisję wirusa.

Trudności pojawią się też przy wyjazdach za granicę. Wbrew zaleceniom Komisji Europejskiej państwa UE nie zgodziły się na darmowe testy. To oznacza, że każdy turysta bez kodu QR będzie musiał zapłacić kilkaset złotych ekstra ilekroć zamarzą mu się wojaże po świecie.