Czwarta fala COVID-19. Rozwój epidemii przybrał na Zachodzie zupełnie nieoczekiwany kierunek
Katastroficzne wizje, w których rząd po raz kolejny w panice zamyka wszystko, co się da, prawdopodobnie nie znajdą pokrycia w rzeczywistości. Czwarta fala obchodzi się z nami wyjątkowo litościwie. Zamiast zmyć nas z brzegu i wciągnąć do oceanu, co najwyżej obmywa nam łydki.

Otwarte uczelnie i szkoły, pozwolenie na funkcjonowanie galerii handlowych. Restauracje i puby działające w najlepsze. Czy to scenariusz na czwartą falę pandemii? Mimo wyraźnego wzrostu liczby zakażeń i pohukiwań ministra Adama Niedzielskiego o powrocie epidemii, rząd nie spieszy się z przywracaniem restrykcji. Ba, wypowiada się o takiej możliwości nader powściągliwie, sugerując raczej wprowadzanie obostrzeń regionalnych i utrudnienie życia niezaszczepionym. I ma ku temu powody.
Europa radzi sobie z covidem
Jednym z krajów, w które czwarta fala uderzyła najmocniej, był Cypr. W pewnym momencie średnia siedmiodniowa dochodziła tam prawie do 1150 przypadków dziennie na każdy milion mieszkańców. Trwało to dosłownie chwilę. Liczba zakażeń zaczęła spadać tak gwałtownie, jak wcześniej poszła w górę. Ósmego sierpnia, po trzech tygodniach od szczytu, średnia zachorowań spadła o połowę. Strach miał wielkie oczy.
Cypryjczycy nie musieli przy tym wprowadzać stanu wyjątkowego. Nie pozamykali obywateli w domach, nie nakazali przedsiębiorców zawieszania kłódek na drzwiach lokali. Patent na wirusa był dużo prostszy. Politycy wraz z pierwszym uderzeniem czwartej fali wprowadzili tzw. Safe Pass, obowiązek okazywania dowodu zaszczepienia, przejścia choroby lub negatywnego wyniku testu przy wejściu do restauracji i sklepów.

Podobną politykę przyjęli Hiszpanie. Chcesz zjeść w knajpie?
Pokaż certyfikat szczepienia
Co ciekawe zasada ta obowiązuje tylko w weekendy. Niektóre regiony zdecydowały się też na ukrócenie swoim mieszkańcom nocnych szaleństw, każąc im zmykać po północy do domów.
W Wielkiej Brytanii koronawirusem w ogóle przestano się przejmować. 19 lipca, niemal dokładnie w szczycie fali rząd zdecydował o... zniesieniu resztek obostrzeń z noszeniem maseczek i zachowywaniem dystansu społecznego włącznie.
Prof. Neil Ferguson, który doradzał premierowi Borisowi Johnsonowi w pierwszej fazie walki z pandemią, przyznał, że wprowadzenie lockdownów straciło sens. Należy postawić na szczepienia i odporność populacyjną – perorował na łamach „The Times”.

Włosi wprowadzili w tym czasie podział na regiony. Restrykcje rozciągały się od braku obowiązku noszenia maseczek na otwartym powietrzu aż po godzinę policyjną. Lockdownu unika się jednak jak ognia. Po wakacjach w szkołach pojawią się za to przepustki Covid-19 (czyli zaświadczenia o odporności lub negatywnym teście) dla pracowników oświaty.
W skali całego kontynentu wygląda to następująco:

Efekt? Czwarta fala zaczęła wzbierać na początku lipca. W pierwszych dniach sierpnia wzrost praktycznie się wypłaszczył, osiągając poziom, który jeszcze jesienią 2020 r. można byłoby określić mianem wstępu wstępów do właściwej fali zakażeń. Wtedy siedmiodniowa średnia zatrzymała się ostatecznie na liczbie 576 osób/1 mln mieszkańców, dzisiaj krąży wokół 97.
Czwarta fala okazuje się co najwyżej większym przypływem
Pod względem odsetka zakażonych nie wspięliśmy się nawet do połowy jesiennego wzrostu liczby zakażeń. Sytuacja wygląda też optymistycznie w kontekście wiosennej fali, która – już możemy to stwierdzić niemal na 100 proc. – miała dużo cięższy przebieg.
Zupełnie inaczej wygląda dynamika zgonów, na co zwracał uwagę min. zdrowia Adam Niedzielski. Na początku roku przez koronawirusa umierało ponad siedmiu na milion Europejczyków. Teraz to statystycznie 1,5 osoby.
Prof. Ferguson zwracaj jednak uwagę, że choć koronawirus stał się mniej śmiertelny i nie obciąża służby zdrowia w takim stopniu jak wcześniej, to wciąż nie da nam o sobie zapomnieć. Umierać przez covid będziemy jeszcze przez kilka najbliższych lat. Tylko najbliższej zimy – zdaniem epidemiologa – koronawirus ma pochłonąć życie „tysięcy lub dziesiątek tysięcy ludzi”.