REKLAMA

Idą fatalne czasy dla węgla. Ogłoszenie upadłości PGG może stać się koniecznością

Wyhamowująca powoli liczba zakażonych w kopalniach daje nadzieję, że Polska Grupa Górnicza ze starcia z koronawirusem wyjdzie bardzo pokiereszowana, ale o własnych siłach. Zdaniem ekspertów branżę czekają poważne kłopoty. Kryzys jeszcze bardziej bowiem uwypuklił zalety energii odnawialnej.3

wegiel-inwestycje-umowa-spoleczna
REKLAMA

W województwie śląskim liczba zarażonych COVID-19 (5339) jest największa w Polsce i sporo przewyższa drugie Mazowsze (2970) i znajdujące się na trzecim miejscu dolnośląskie (2166). Sytuacja górników wciąż nie wygląda najlepiej. Obecność koronawirusa odkryto na razie u 1268 pracowników Polskiej Grupy Górniczej, 497 z Jastrzębskiej Spółki Węglowej i 479 z kopalni Bobrek.

REKLAMA

Przypomnijmy, że z tego właśnie powodu już trzeci tydzień z rzędu nie pracują w katowickiej kopalni Murcki-Staszic i w rybnickiej kopalni Jankowice. Zastój w w gliwickiej kopalni Sośnica trwa ponad tydzień. 

Premier Morawiecki uspokaja

Górnicy z PGG wcześniej zgodzili się na miesiąc cięć: produkcji węgla i górniczych pensji. Kiedy w kopalniach wybuchły ogniska epidemii pracownicy zaczęli bardziej bać się o miejsca pracy w przyszłości. Coraz głośniej mówiono o zorganizowaniu wyjazdu do Warszawy i pogrożeniu rządzącym górniczym palcem, ale tym razem z bardzo bliska, co wcześniej przecież przynosiło raczej oczekiwane efekty. Inicjatywie nie przyklasnęły tym razem związki zawodowe, ale wizja zablokowania stolicy przez manifestantów ze Śląska stawała się bardzo poważna i realna. 

Na tyle, że Śląsk postanowił odwiedzić premier Mateusz Morawiecki i nieco uspokoić nastroje. 

Od poniedziałku, wtorku będzie można wracać do pracy w kopalniach

- zapowiedział szef rządu w sobotę w Katowicach.

Zdaniem Mateusza Morawieckiego górnicy wręcz rwą się do pracy. I już w tym tygodniu można zwiększać produkcję węgla tam, gdzie ją wcześniej ograniczono. Z kolei tam gdzie wydobycia w ogóle zaprzestano „będzie można wrócić do pracy przynajmniej na jedną zmianę”.

Ratowanie górniczego trupa, bo nie ma innego wyjścia

Można przypuszczać, że apele premiera dotyczące rychłego powrotu kopalń do normalnej pracy w głównej mierze spowodowane są sytuację finansową w PGG. Bo faktycznie powodów do zmartwień w tym względzie jest sporo. Wszak ubiegły rok największa spółka węglowa w Europie zakończyło startą w wysokości 427 mln zł. Zarząd PGG tłumaczył to polityką klimatyczną UE oraz co najmniej pięciokrotnym wzrostem cen za emisję CO2. 

Pandemia koronawirusa jeszcze mocniej zacisnęła tę finansową pętlę. Brak zamówień na węgiel, konieczność całkowitego zaprzestania lub przynajmniej ograniczenia produkcji oraz ciągnące się tygodniami negocjacje ze związkowcami nie napawały optymizmem. Tomasz Rogala, prezes PGG, stawia niezmiennie sprawę jasno: jeżeli nie doszłoby do cięć, to spółka nie mogłaby skorzystać z rządowej tarczy antykryzysowej i tym samym PGG przeszłoby koło nosa nawet 700 mln zł w trzy miesiące, co może oznaczać jej koniec. Rządzący, chcąc wywrzeć na związkowcach jeszcze większą presję, mieli ustalić nawet wstępny termin postawienia PGG w stan upadłości. Miałoby to się stać 20 lipca. Ale na razie związkowcy poszli na ustępstwa - na miesiąc próbny i temat jakby przycichł. Ale nie na długo.

Licytacja na plan naprawczy PGG

Być może temat ewentualnej upadłości PGG wróci po 10 czerwca. Do tego czasu związkowcy zobligowali zarząd spółki do przedstawienie planu naprawczego. Ale w kwietniu szefostwo PGG twierdziło z przekonaniem, że „nikt nie potrafi obecnie przewidzieć tego zapotrzebowania, a pierwsze miarodajne informacje rynkowe określające poziom zapotrzebowania powinny być dostępne w czerwcu tego roku”. Dlatego zarząd PGG uznał, że pisanie planów naprawczych nie ma sensu. I nie wydaje się, żeby cokolwiek się zmieniło. Na początku czerwca znowu więc będziemy świadkami przeciągania liny i wezwań związkowców do naprawy PGG. 

Węgiel dostaje mocno w kość w czasie pandemii

Kolejne miesiące pandemii koronawirusa pokazują, że prawdopodobnie właśnie jesteśmy świadkami początków jeszcze gorszych czasów dla węgla i górnictwa niż do tej pory. I być może w niedługim czasie straszak na związkowców z terminem upadłości PGG niestety szybko przestanie być wyłącznie politycznym instrumentem. A stanie się biznesową koniecznością. Bo zdaniem ekspertów coraz bardziej jest prawdopodobne, że po 200 latach, wykorzystywanie węgla osiąga właśnie swój szczyt, i teraz zacznie spadać. 

W zeszłym tygodniu amerykańska Administracja Informacji Energetycznej poinformowała, że po raz pierwszy w historii USA będą produkować więcej energii z odnawialnych źródeł niż z węgla. Udział czarnego złota w produkcji energii elektrycznej w amerykańskim miksie może spaść w ciągu najbliższych 5 lat do poziomu 10 proc. Na nic zdaje się przywiązanie Donalda Trumpa do węglowej energii. Od czasów prezydentury Dwighta Eisenhowera w tamtejszej branży węglowej nie było takich jak obecnie zwolnień i likwidacji miejsc pracy. 

Kryzys cen gazu ziemnego, rekordowa ilość energii słonecznej i wiatrowej oraz obawy związane z klimatem i zdrowiem na stałe podcięły przemysł węglowy

 – przekonuje Rob Jackson, przewodniczący Global Carbon Project. 

Węgiel idzie w odstawkę

Gospodarczego odbicia od węgla nie widać wyłącznie za wielką wodą, w USA. Patrząc na inne kraje, trudno nie odnieść wrażenia, że to globalny trend, któremu będzie już bardzo trudno się przeciwstawić. W ostatnich 35 dniach brytyjska sieć energetyczna nie miała w ogóle wsparcia od węgla. To najdłuższy taki okres od ponad 230 lat, czyli rewolucji przemysłowej. Niedawno też grupa kampanijna Europe Beyond Coal podała, że bezwęglowy okres w Portugalii bije kolejne rekordy i trwa już prawie dwa miesiące. 

Na tym nie koniec. Holandia zamierza ze względu na zmniejszenie ryzyka klimatycznego ograniczyć moc elektrowni cieplnych o 75 proc. W Szwecji i Austrii z kolei zamykają ostatnie elektrownie węglowe. Ewidentne zmiany widać także w gospodarkach od lat kojarzonych z wybyciem węgla, jak i z emisją CO2. Przykładem są Indie. Tamtejszy rząd stawia bardziej na odnawialną energię niż tę węglową i już są tego pierwsze efekty. Patrząc rok do roku pierwszy raz od 40 lat mamy do czynienia w Indiach ze spadkiem emisji dwutlenku węgla. 

REKLAMA

Węgiel zdecydowanie znajduje się w fazie spowolnienia i ta pandemia to przyspieszy

– uważa Ted Nace, dyrektor Global Energy Monitor.

Jednocześnie Carlos Fernández Alvarez, główny analityk ds. węgla w Międzynarodowej Agencji Energii przestrzega, że spadek zużycia węgla, chociaż bardzo widoczny i odczuwalny, może być jednak tymczasowy - o ile poszczególne rządy na poważnie nie zaczną inwestować w odnawialne źródła energii.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA