REKLAMA

Siedem przyczyn osłabienia złotego. To istna mieszanka wybuchowa – wszystkie działają jednocześnie

Złoty słabnie w sposób przygnębiająco systematyczny i nieustępliwy. Od blisko dwóch lat nie wykazywał się żadną przyciągającą uwagę siłą, ale takiego obrotu sprawy chyba mało kto oczekiwał.

Siedem przyczyn osłabienia złotego
REKLAMA

Ze złotym jest tak źle, że nie ma sensu wstawiać tu jakiegokolwiek wykresu, bo wiadomo, że po kilku godzinach będzie nieaktualny. Z drugiej strony wiele z nich wygląda dziś wyjątkowo okazale, więc może chociaż jeden, na przykład ten z frankiem szwajcarskim, który kosztuje już prawie 4,50 zł, najwięcej od 2015 roku, tytułem ilustracji.

REKLAMA
 class="wp-image-1606567"

Euro jest najdroższe od 2009 roku i zmierza w stronę 4,70 zł, dolar już od paru dni jest wyraźnie powyżej 4,10 zł.

Co ciekawe, coraz częściej widuję w mediach społecznościowych dyskusje, sprzeczki, a za chwilę pewnie będą to już kłótnie dotyczące przyczyn tak dużej słabości złotego. Dla kogoś, kto lubi się kłócić i interesuje rynkiem walutowym, nastały czasy idealne, bowiem możliwych wytłumaczeń jest wiele, a nie każdy zauważa to, że one się nie wykluczają. Co więcej: one wszystkie są prawdziwe i do tego występują jednocześnie. Dowolne dwie osoby mogą więc wybrać sobie po jednej przyczynie i kłócić się o to, kto ma rację praktycznie bez końca, bo obydwie faktycznie będą miały rację. Prawdziwy raj dla agresywnych hejterów. Jeśli ktoś chciałby do nich dołączyć, oto krótki przegląd wszystkich (mam nadzieję, że wszystkich) przyczyn słabości polskiej waluty. Naliczyłem ich aż siedem, a w związku z tym, że trudno wyczuć, który z nich jest najważniejszy, uszeregowałem je alfabetycznie.

Po pierwsze: deficyt handlowy

Polska od maja co miesiąc notuje deficyt na rachunku obrotów bieżących z zagranicą. Dodatkowo od dwóch miesięcy deficyt ten jest wyższy niż nadwyżka na rachunku kapitałowym, co oznacza, że od dwóch miesięcy z tytułu milionów mniejszych i większych transakcji polskich firm i instytucji z podmiotami za granicą, łącznie więcej pieniędzy z Polski wypływa niż do niej wpływa. To sytuacja, która zwykle na całym świecie fundamentalnie walutę takiego kraju osłabia. W naszym przypadku dodatkowy efekt może wiązać się z tym, że zmiana jest dość nagła. Po dwóch dekadach mozolnego ograniczania naszych deficytów, dwa lata temu zaczęliśmy wypracowywać nadwyżki i kiedy już się wydawało, że to zmiana trwała, nagle wszystko się posypało. Ze wstępnych, comiesięcznych danych publikowanych przez NBP wynika, że w trzecim kwartale zamiast nadwyżki pojawiło się aż 4,3 mld euro deficytu. Fo największa dziura w wymianie z zagranicą od 2012 roku.

 class="wp-image-1606576"

Rosnący deficyt to czynnik może mało widowiskowy, ale bardzo poważny, zwłaszcza że trudno go odwrócić. Do tego potrzebny byłby szybszy wzrost gospodarczy nie tylko u nas, ale też w strefie euro, dzięki któremu zwiększylibyśmy eksport, a także spadek cen ropy i gazu, co obniżyłoby nasz import. Ani na jedno, ani na drugie na razie się nie zanosi.

Po drugie: inflacja

To temat znany wszystkim: stopa inflacji to już blisko 7 proc., a w najbliższych miesiącach zdaniem wielu ekonomistów ma być ponad 8 proc. To oczywiście samo w sobie nie służy dobrze walucie, ale dodatkowo bardzo istotna jest tu reakcja banku centralnego, ponieważ na siłę waluty często duży wpływ ma wysokość realnej stopy procentowej. U nas we wrześniu przekraczała ona -5 proc. (zerowe stopy minus ponad pięcioprocentowa inflacja). Od października stopy procentowe rosną, ale tylko nominalnie, bo dalszy wzrost inflacji oznacza, że realnie dalej są one mocno ujemne, nadal w okolicach -5,5 proc. W tym kontekście istotne jest też to, że Węgry i Czesi zaczęli podnosić stopy procentowe wcześniej niż my, więc u nich stopy realne są mniej ujemne niż u nas. To stawia złotego w gorszym świetle niż forinta czy koronę. Szybsze likwidowanie ujemnych realnych stóp zwykle prowadzi do spowolnienia gospodarczego, ale biorąc pod uwagę tylko to, co dzieje się z walutą, jest to rozwiązanie lepsze.

Po trzecie: polityka monetarna

Narodowy Bank Polski ma w ostatnim roku ogromne zasługi w osłabianiu złotego. Po pierwsze sama wspomniana już polityka utrzymywania stóp procentowych na niskim poziomie nie pozwalała się umocnić naszej walucie. Co więcej prezes NBP i Rada Polityki Pieniężnej wielokrotnie dawali do zrozumienia, że słabszy złoty im odpowiada i że nie chcą, aby się umacniał. Miało to podobno pomagać polskiej gospodarce, poprzez wspieranie eksportu. To bardzo kontrowersyjny pogląd, który zresztą sam NBP obalał już w publikacjach naukowych wskazując, że dziś eksporterzy są też importerami, więc stwierdzenie, że słabszy złoty pomaga eksporterom jest nadmiernym uproszczeniem.

Niestety władze monetarne nadal w tym uproszczeniu tkwią i nadal sygnalizują, że nie mają żadnego problemu z tym, że nasza waluta traci na wartości. Do tego dochodzi doświadczenie końca ubiegłego roku, kiedy NBP interweniował na rynku, aby celowo osłabić złotego jeszcze bardziej. Potem twierdził, że to w ramach wspierania eksporterów, chociaż i tak nikt w to nie uwierzył. Rynek był przekonany, że chodzi o podkręcenie zysku NBP, które można uzyskać, osłabiając kurs waluty ostatnie do dnia roku. O tym, że to było celem, wspomniało niedawno na Twitterze biuro prasowe NBP, zapewne niechcący, bo tweet wkrótce został skasowany.

Tu dochodzimy do polityki komunikacyjnej NBP. Prezes Glapiński prowadzi swoją politykę, tak aby nikt nie był w stanie ułożyć sobie w głowie chociażby szkicu scenariusza bazowego na kolejne miesiące – w efekcie rynek pogrążony w niepewności wybiera z ostrożności scenariusze skrajnie negatywne, co dodatkowo osłabia złotego. Do tego prezes, a może nawet w większym stopniu biuro prasowe nie unika wypowiedzi kontrowersyjnych, przez co cała wiarygodność banku centralnego leży obecnie w gruzach.

Złotemu nie pomaga też to, że większości członków Rady Polityki Pieniężnej w styczniu, lutym i marcu kończą się kadencje, więc nie wiadomo kto będzie prowadzić politykę pieniężną za kilka miesięcy. Kadencja prezesa kończy się w czerwcu i tu też nie wiadomo, czy zostanie on na kolejnych sześc lat, czy może Prezydent RP wskaże na to stanowisko kogoś innego (co zapewne mogłoby wspomóc i złotego i wiarygodność banku).

Po czwarte: pandemia

Pandemia koronawirusa jest generalnie praprzyczyną wszystkich innych przyczyn. Natomiast w sposób bezpośredni osłabia ona złotego, tak jak i wiele innych walut gospodarek rozwijających się przy okazji pojawiania się kolejnych fal zakażeń, które zwiększają ryzyko spowolnienia gospodarczego, albo może nawet i recesji, do której mogłyby prowadzić kolejne lockdowny i obostrzenia.

W Polsce wprawdzie i tak pewnie nikt by ich nie przestrzegał (to dlatego polska gospodarka tak dobrze zniosła poprzednie fale epidemii), ale chodzi tu bardziej o nastroje na rynku. Inwestorzy po prostu się tego boją i ma to wpływ także na rynek walutowy, nic na to się nie da poradzić.

Po piąte: polexit

To kolejny ze strachów, który można uznać za irracjonalny, bo przecież nikt nie może Polski wyrzucić z Unii, a my sami z niej wychodzić nie chcemy, ale to trochę słowo-wytrych. Chodzi o narastający konflikt rządu z Komisją Europejską, ignorowanie orzeczeń TSUE i generalnie stan praworządności w kraju. Agencje ratingowe mają na to określenie i mówią, że pogarsza nam się ład instytucjonalny, co może być fatalne dla kraju i gospodarki w dłuższym okresie. A w krótszym grozi nam odcięcie od funduszy unijnych, co spowolni nam tempo wzrostu gospodarczego i pogłębi wspomniany na początku deficyt w wymianie z zagranicą. A co do samego polexitu, to nie musi do niego faktycznie dochodzić, wystarczy że się o tym mówi, wystarczy, że premier zamiast łagodzić konflikt opowiada o trzeciej wojnie światowej, a inwestorzy mają w głowach wspomnienie brexitu, którego też przecież na początku nikt nie chciał. Z pewnością więc jest to jakieś tam potencjalne ryzyko na horyzoncie, które nie pomaga złotemu.

Po szóste: Rosja

To powód, co do którego jestem najmniej przekonany w tym zestawie, ale zauważyłem, że czasami ekonomiści na niego też wskazują. Nie chodzi nawet o sytuację na granicy polsko-białoruskiej, co o zagrożenie ponownym wybuchem konfliktu Rosji z Ukrainą, przed czym przestrzega między innymi administracja amerykańska. Trudno orzec, w jaki sposób miałoby to wpłynąć na polską gospodarkę, ale wiadomo, że rynek zwraca uwagę nie tylko na czynniki fundamentalne, ale kieruje się też emocjami, szacując najróżniejsze ryzyka. Tutaj dodatkowe ryzyko może sprawiać, że inwestorzy z zasięgiem globalnym będą bardziej skłonni wybrać sobie jakiś rynek w Azji albo w Ameryce Południowej, a niekoniecznie w Europie Środkowej czy Wschodniej. Chociaż to dzisiaj dość luźna hipoteza, na co wskazuje chociażby fakt, że ani z hrywną, ani z rublem nie dzieje się nic złego, Obydwie waluty umacniają się do złotego, a gdyby konflikt miał tu być faktycznie ważnym czynnikiem, to one (a przynajmniej hrywna) chyba powinny tracić na wartości bardziej niż złoty.

Po siódme: Stany Zjednoczone

Ostatni czynnik zdaniem wielu ekonomistów może być najważniejszy. Jest stosunkowo świeży, a kiedy się pojawił słabnięcie złotego zdecydowanie nabrało tempa. Chodzi o perspektywę zasadniczej zmiany w polityce pieniężnej USA prowadzonej przez Fed. W normalnej sytuacji taka zmiana za Atlantykiem osłabia waluty rynków rozwijających się, ponieważ zmienia się wzajemna relacja ryzyka i potencjalnej stopy zwrotu z inwestycji w USA i poza USA. Gdy rynek zaczyna spodziewać się wyższych stóp procentowych w Stanach, pewna część kapitału pracującego na rynkach globalnych jest skłonna wrócić do Stanów. To oznacza odpływ kapitału z innych rynków, co dla tych mniejszych może oznaczać poważne kłopoty.

W naszej i tak już trudnej sytuacji zapowiedzi ze strony Fed, że w 2022 wygasi skup obligacji z rynku, i oczekiwania, że w drugiej połowie przyszłego roku zacznie podnosić stopy procentowe, działają jak wzmacniacz. Powody dla osłabiania się złotego były na miejscu już wcześniej, zarówno te fundamentalne, jak i te związane z innymi ryzykami. Gdy dochodzi do tego zagrożenie odpływem kapitału zagranicznego, robi się z tego mieszanka wybuchowa.

REKLAMA

Nowa polityka pieniężna w USA prowokuje kapitał do odpływu, konflikt z Unią i rosnący deficyt handlowy osłabiają nam całą gospodarkę. To, co dzieje się za wschodnią granicą, a także pandemia, powodują, że rynek się boi, a rosnąca inflacja wprowadza dodatkową niepewność. Wszystko dzieje się jednocześnie i wszystkie składniki tej sytuacji są ważne. Nadzieje na poprawę sytuacji w najbliższym czasie są nikłe.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA