mBank może trafić pod skrzydła ING Group. Coraz więcej chętnych na zakup polskiego banku
ING Group jest zainteresowane zakupem mBanku. Po włączeniu go w struktury ING Banku Śląskiego powstałby prawdziwy gigant polskiego rynku, który pod względem wartości aktywów ustępowałby tylko państwowemu PKO BP.
Fot. JB/Bizblog.pl
Holenderska grupa bankowa rozważała wchłonięcie mBanku zakupem już przy okazji nieudanej — jak się potem okazało — fuzji Deutsche Banku i Commerzbanku. Teraz mBank został oficjalnie wystawiony na sprzedaż i ING Bank Ślaski ponownie ostrzy sobie zęby na konkurenta.
Według "Rzeczpospolitej" w ING Banku Śląski miał powstać specjalny zespół, który ma analizować ewentualne przejęcie mBanku, wystawionego na sprzedaż przez niemiecki Commerzbank.
Obecnie mBank i ING Bank Śląski zajmują sąsiadujące miejsca 4-5, jeżeli chodzi o zysk i wielkość aktywów w polskim sektorze. Dzięki takiej transakcji (której koszty wstępnie wyceniano na ok. 15 mld zł, ale jej wartość po wyroku TSUE miała spaść o ok. 25 proc.) ING miałby szansę stać się drugą siłą bankową w kraju — zaraz po PKO Banku Polskim.
Na szali hipoteki frankowe
Commerzbank, który posiada 69,3 proc. akcji mBanku, ogłaszając swoją strategię "Commerzbank 5.0" akcentował ryzyko związane z hipotekami walutowymi — przede wszystkim tymi we frankach szwajcarskich. Zaangażowanie w tym obszarze mBanku — który takich pożyczek udzielił na ok. 15 mld zł, miało być jednym z głównych powodów wystawienia go na sprzedaż.
Tymczasem ING Bank Śląski prawie nie ma kłopotu z kredytami frankowymi. Te na kwotę raptem 0,9 mld zł stanowią tylko 0,8 proc. wszystkich kredytów brutto. Rzecz jasna taka sielanka skończyłaby się zaraz po przejęciu mBanku. Bardzo możliwe, że bez dodatkowej emisji akcji ING Group nie podołałaby temu zadaniu.
mBank na sprzedaż: pomogą JP Morgan i Goldman Sachs
Aktywa mBanku, mimo obciążenia hipotekami frankowymi, to ciągle bardzo łakomy kąsek. Nie dziwi więc, że do transakcyjnego stołu chcą się dosiadać kolejni: zarówno z rodzimego podwórka bankowego, jak i tego zagranicznego. Podobno pierwsi zainteresowani oficjalnie mają pojawić się pod koniec tego lub na początku przyszłego roku.
Pewne jest, że transakcja będzie odbywać się w asyście gigantów świata finansowego: JP Morgan będzie doradzał mBankowi, a Goldman Sachs Commerzbankowi. Wieść rynkowa niesie, że podjęto już pierwsze rozmowy.
PKO BP i Pekao S.A. dalej w grze?
Zainteresowana zakupem mBank ING Group będzie musiała nieco porozpychać się łokciami. Jeszcze przed wyborami premier Mateusz Morawiecki mówił o powiększaniu państwowego portfela w sektorze bankowym. Teraz znowu, mimo braku komentarza od zainteresowanych stron, na potencjalnego kupca mBanku wskazuje się PKO BP i Pekao S.A. Od takiej transakcji jak na razie przynajmniej odżegnuje się Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju.
Niemcy sprzątają na własnym podwórku
Chociaż wśród powodów takiej decyzji Commerzbank wymienia się kredyty frankowe i rzekome związanie się mBanku z inwestycjami węglowymi (mimo że wcześniej mBank oficjalnie ogłosił rozwód z "czarnym diamentem"), to prawdziwa przyczyna może być zupełnie inna.
Otóż Commerzbank, podobnie zresztą jak cały sektor bankowy u naszego zachodniego sąsiada, przeżywa spore kłopoty. W przypadku właściciela mBanku problemy zaczęły się jeszcze w dobie kryzysu w 2008 r., który z USA rozlał się na cały świat.
Na nic się zdały rządowe pożyczki (8 mld euro) i gwarancje (15 mld euro). Nie pomogło też bezprecedensowe dokapitalizowanie kwotą 10 mld euro, za co rząd zainkasował 25 proc. akcji Commerzbanku. O konieczności poszukiwania dodatkowych środków przez największych finansowych graczy w Niemczech: Deutsche Bank i Commerzbank świadczą ogłoszone też plany oszczędnościowe.
Pierwszy zamierza do 2022 r. zwolnić aż 18 tys. pracowników. Z kolei Commerzbank planował do 2023 r. wręczyć wypowiedzenie 7,3 tys. ludziom. Po presji związków zawodowych reorganizacyjny cel zmieniono na 5,3 tys. pracowników do zwolnienia.