Pozwów o WIBOR w polskich sądach nie jest dużo, ale ta bomba może dopiero tykać. Może, ale nie musi. Czy wybuchnie, wiele zależy od wyroku TSUE, bo WIBOR trafił przed Trybunał kilka miesięcy temu i w czwartek 11 września dowiemy, jaka może być linia TSUE.

W czwartek dowiemy się, jakie może być orzeczenie TSUE w sprawie WIBOR, ale - znowu - nie musimy. Swoją opinię na ten temat ogłosi Rzecznik Generalny TSUE, nie będzie to więc jeszcze żaden wiążący wyrok, ten zapadnie prawdopodobnie dopiero w 2026 r.
Jednak praktyka pokazuje, że wyroki najczęściej są zgodne z opinią Rzecznika. To dlatego ten czwartek jest taki ważny - i dla polskich kredytobiorców i dla banków. Dla tych drugich pewnie nawet ważniejszy.
Dlaczego WIBOR wylądował w Trybunale?
Sprawę do TSUE skierował sąd w Częstochowie. I nie chodzi o to, by badać przed Trybunałem, czy sam WIBOR jest rzetelny, legalny, zgodny z przepisami, czy coś z nim nie tak. Chodzi o to, czy polskie sądy w ogóle powinny badać w umowach kredytowych zapisy dotyczące WIBOR.
Rzecz w tym, że kredytobiorca poszedł do sądu, zarzucając bankowi, że nie został poinformowany, w jaki sposób jest wyznaczany wskaźnik referencyjny WIBOR, który jest bazą oprocentowania jego kredytu.
Tymczasem Sąd Okręgowy w Częstochowie zastanowił się, czy skoro WIBOR jest wskaźnikiem referencyjnym objętym od 2019 r. bardzo szczegółowymi regulacjami europejskiej dyrektywy BMR, to należy w ogóle badać go w umowie kredytowej. A wręcz, czy należy nie tyle badać konstrukcję samego WIBOR, ile sposób informowania klienta o tym.
Więcej wiadomości na temat stawek WIBOR
Dodatkowo TSUE został zapytany, czy jeśli postanowienia umowy dotyczące wskaźnika WIBOR są sprzeczne z prawem, umowa powinna zostać unieważniona, czy może nadal funkcjonować, ale z oprocentowaniem bez WIBOR, a jedynie z marżą banku?
Polski rząd z bankowcami
Przypomnę, że pierwsza rozprawa przed TSUE w tej sprawie odbyła się już 11 czerwca 2025 r. I wtedy różne podmioty były przez Trybunał wysłuchane.
Stanowisko zajął polski rząd, który podkreślał, że WIBOR od 2019 r. podlega unijnemu rozporządzeniu BMR, a ono samo w sobie już dba o to, by WIBOR spełniał odpowiednie wymogi i zadbano w nim o wyważanie interesu banków i konsumentów nie ma więc potrzeby badać WIBOR pod kątem niedozwolonych postanowień umownych. To znaczy, że rząd jest tu po stronie banków.
Również przedstawiciele Komisji Europejskiej i Portugalii podkreślali wagę podlegania WIBOR pod BMR, co prowadzi do konkluzji, że sąd krajowy wręcz nie może badać abuzywności takiego wskaźnika, bo mogłoby to doprowadzić do chaosu regulacyjnego i rozbieżności w orzecznictwie w całej UE.
Wygląda zatem, że wszyscy są po stronie banków w tej sprawie.
TSUE zadaje dziwne pytania
Jednak TSUE zaczął wysyłać dziwne sygnały. Prosząc Rzecznika Generalnego o opinię, zarysował mu zakres zadania szeroko. Zlecił mu zbadanie źródeł prawnych stosowania WIBOR – innymi słowy, czy istnieje przepis prawny, który nakazuje stosowanie bankom WIBOR w umowach z konsumentami?
Dodatkowo zlecił mu również zbadanie jednak technicznego funkcjonowania WIBOR i tego, jaka jest metoda kalkulacji wskaźnika oraz jak dostępną miał klient wiedzę o ryzyku w związku z zastosowaniem WIBOR w jego umowie.
Pytania do Rzecznika Generalnego mogą wskazywać, że TSUE zamierza w WIBOR grzebać głębiej niż chciałyby banki.
A banki mają się czego bać. Gdyby orzeczenie TSUE było dla nich niekorzystne, roszczenia klientów wobec nich mogłyby sięgnąć nawet 480 mld zł. Tak oszacowali ekonomiści z Uniwersytetu Łódzkiego na zlecenie Warszawskiego Instytutu Bankowości i Związku Banków Polskich. Wliczono w to również kredyty konsumpcyjne, ale bez to nich to nadal 416 mld zł.
Dla porównania, problem z frankowiczami będzie kosztował banki łącznie 100-150 mld zł. Skala problemu jest więc miażdżąca.