Samorządowcy nie oglądają się już na rząd. Sami wprowadzają ograniczenia dla niezaszczepionych
Polacy czują się trochę zrobieni w konia. Bo raz, że wierzyli, że szczepionki całkowicie ich ochronią przed koronawirusem, a dwa bo nie czują żadnej różnicy w traktowaniu tych zaszczepionych od tych niezaszczepionych. No to po co w ogóle cały ten cyrk?

Obostrzenia tylko dla osób niezaszczepionych stają się w Polsce politycznym tematem nr 1. Politycznym, bo akurat przy tej okazji PiS się zaciął. Tak jak w przypadku osławionej swego czasu „piątki dla zwierząt” okazało się, że w partii Jarosława Kaczyńskiego są i tacy, którzy z myślą przewodnią wodza się nie zgadzają. A że sejmowa większość od dawna wisi na paru głosach, to chcąc dać jakiś, nawet pozorowany opór antyszczepionkowcom – trzeba sięgnąć po pomoc opozycji, czego Kaczyński wyjątkowo nie lubi.
Cały czas nie wiadomo jak skończy się ta legislacyjna przepychanka. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek przyznaje, że poselski projekt (autorstwa posłów PiS) pozwalający pracodawcom weryfikować szczepienia swoich pracowników nie ma jeszcze nawet nadanego numeru druku. Ale i bez tego w Polsce zaczynają obowiązywać pierwsze obostrzenia skierowane przeciwko niezaszczepionym. Dzięki samorządowcom.
Wielkopolska chce prosić premiera o nowe obostrzenia
Już 29 listopada, na najbliższej sesji Sejmiku Województwa Wielkopolskiego, omawiany ma być projekt apelu radnych wojewódzkich do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie wprowadzenia ograniczeń dla osób niezaszczepionych oraz wpisania na listę szczepień obowiązkowych szczepienia przeciwko COVID-19. Zarząd Województwa Wielkopolskiego wymyślił sobie, że osoby bez szczepień na koronawirusa mogłyby przebywać w przestrzeniach publicznych wyłącznie „w niezbędnych okolicznościach”.
Chodzi o robienie zakupów w sklepie spożywczym czy aptece. Natomiast kina, teatry, restauracje powinny być dostępne tylko dla osób posiadających tak zwany certyfikat covidowy – mówi dla TVN24 Paulina Stochniałek, członek zarządu Województwa Wielkopolskiego.
Stochniałek przy okazji tłumaczy, że wcale nie chodzi o zwiększenie w ten sposób bezpieczeństwa osób zaszczepionych. Gra bardziej toczy się o kondycję wielkopolskiej służby zdrowia. Ta zaś jest coraz gorsza przez liczne przyjęcia osób niezaszczepionych, na czym cierpią m.in. planowane zabiegi i operacje. Bo szpitale muszą koncentrować się na pacjentach covidowych.
W zachodniopomorskim praca zdalna tylko dla zaszczepionych
Niestety rząd skapitulował w walce z pandemią, w imię nieodpowiedzialnego przymilania się antyszczepionkowcom. Nie daje narzędzi pracodawcom do organizacji pracy tak, by zakażenia i kwarantanny nie paraliżowały pracy firm i instytucji. Nie mamy wyjścia – musimy sami chronić odpowiedzialnych – napisał kilka dni temu na swoim koncie na Facebooku z kolei Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego. I poinformował o możliwości przejścia przez pracowników Urzędu Marszałkowskiego w Poznaniu na pracę zdalną. Ale wyłącznie tych zaszczepionych.
Wprowadzam rozwiązania dla zaszczepionych umożliwiając pogłębienie ochrony im i ich bliskim. Pandemia przybiera na sile i musimy działać natychmiast – wyjaśnia marszałek Geblewicz.
W komentarzach pod tym postem nie brakuje pytań o wprowadzenie nielegalnej segregacji wśród ludzi i sugestii, że inicjatywa zarządu województwa wielkopolskiego to nic innego jak kolejna próba dzielenia Polaków. Niektórzy piszą też, że ta propozycja to nic innego, jak medycznym apartheid.
Uważam że dla dobra wszystkich powinien Pan zrezygnować ze swojego stanowiska - proponuje marszałkowi województwa zachodniopomorskiego jedna z internautek.
Ale nie brakuje też zwolenników takiej decyzji zarządu województwa, którzy chwalą marszałka Geblewicza za odwagę. Brawo. Przebłysk rozsądku w tym kraju; Gratuluję odwagi i odpowiedzialności; Szacunek. Głupi ludzie śmieją się z tego co się dzieje. Nie życzę nikomu, żeby musiał przez to przechodzić - komentują internauci.