Żarty się skończyły. Chiny odpowiadają na sankcje USA. Światowe media zszokowane decyzją Pekinu
Spór handlowy pomiędzy Chinami, a Stanami Zjednoczonymi wchodzi w nowy etap. Eskalacja konfliktu supermocarstw sięga setek miliardów dolarów. Stany mają Chiny za walutowego manipulatora. Chiny zaś opowiadają na amerykańskie sankcje - pięknym za nadobne. Media na świecie piszą, że chińska odpowiedź wywoła trzęsienie ziemi, falę uderzeniową, szok...
W ostatnim czasie słyszeliśmy głównie o nowych sankcjach, jakie wysuwa administracja Donalda Trumpa (np. w kierunku Wenezueli). Tym razem sankcjami obłożone mają zostać same Stany Zjednoczone. Chińskie ministerstwo handlu chce podnieść podatki na ponad 5 tys. produktów pochodzenia amerykańskiego.
Cła mają osiągnąć wartość 75 mld dol.
Wśród dotkniętych nimi produktów znajdują się m.in. produkty rolne (fasola, wołowina i wieprzowina), ropa naftowa i małe samoloty. Cła mają się wahać w przedziale 5-10 proc. i zostać wprowadzone w dwóch transzach – od 1 września i od 15 grudnia. Obłożone nawet 25-procentowym podatkiem mają zaś zostać amerykańskie samochody.
Ten drugi, grudniowy termin ma ogromne znaczenie. Przypada bowiem w środku przedświątecznej gorączki.
Chińczycy argumentują, że wprowadzenie ceł jest odpowiedzią na podobną politykę prowadzoną przez Stany Zjednoczone. Zgodnie z zapowiedziami Trumpa, nowe podatki na chińskie towary mają wejść w życie… 1 września i 15 grudnia. Daty nie są więc przypadkowe.
Cła Trumpa mogą się okazać jednak jeszcze bardziej dotkliwe. Mają bowiem wynieść aż 300 mld dol. rocznie i uderzyć w producentów telefonów czy laptopów, a więc m.in. w Huaweia, który już i tak zaciska pasa, będąc na celowniku amerykańskiej administracji.
Rozmowy nie przynoszą skutku.
Mimo kolejnych rund rozmów oba kraje wydają się coraz dalej od osiągnięcia porozumienia. Ucierpieć może na tym światowa gospodarka, napędzana wymianą międzynarodową. Interesy obu supermocarstw stykają się jednak nie tylko na polu handlowym, ale również terytorialnym. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Chiny coraz bardziej interesują się ekspansją na Grenlandii. Największa na świecie wyspa jest bowiem terenem bogatym w surowce naturalne. Pod lądolodem znajdować się ma nie tylko ropa naftowa, ale również metale ziem rzadkich czy uran.
Choć Grenlandia wciąż pokryta jest lodem w 80 procentach, to jej strategiczne położenie przyciąga również rosyjskie okręty, obecne w Arktyce za czasów ZSRR. Stany posiadają z kolei swoją bazę na Grenlandii od czasów II wojny światowej. Niedawno zaś Donald Trump chciał osobiście złożyć premier Danii ofertę kupna wyspy.
Dostał jednoznacznie negatywną odpowiedź – Grenlandia należy bowiem do Grenlandczyków.