REKLAMA

Szykujcie się na podwyżkę VAT-u. A będzie jeszcze ciekawiej. Rząd mówi otwarcie, że w Polsce źle się dzieje

Rząd też coraz mocniej odczuwa. Zaciąganie nowych długów jest coraz droższe, więc chociaż wprost nie powie wam, że musi na was  oszczędzać zamiast rozdawać, to najwyraźniej wysłał człowieka na zwiady, żeby zobaczyć, czy przełkniecie jakoś włączenie trybu oszczędzania. Oto jeden z najbliższych współpracowników premiera, ten odpowiedzialny za gospodarcze ramię rządu, zaczął właśnie sugerować, co i w jakiej kolejności może zacząć zabierać wam rząd, kiedy zacznie brakować pieniędzy.

Szykujcie się na podwyżkę VAT-u. A będzie jeszcze ciekawiej. Rząd mówi otwarcie, że w Polsce źle się dzieje
REKLAMA

Pieniędzy zaczyna najwyraźniej brakować. W takich sytuacjach rząd ma dwa wyjścia: albo zapewnić sobie dodatkowe wpływy, albo przyciąć wydatki.

REKLAMA

Więcej pieniędzy można mieć poprzez poniesienie podatków albo zwiększenie zadłużenia. Tylko pożyczanie zrobiło się strasznie drogie. I nieważne, że po trudnych chwilach w ostatnich tygodniach, kiedy rentowność polskich obligacji przebiła 9 proc., jest teraz nieco spokojniej. Rentowność spadła do poziomu ok. 8 proc., ale przecież rok temu była poniżej 3 proc.

Źródło: Stooq.pl

Zostaje podwyżka podatków.

Tylko że nikt nie lubi podwyżek podatków, a politycy doskonale o tym wiedzą, szczególnie przed wyborami trudno byłoby zdecydować się na taki krok. Alternatywą pozostaje jedynie cięcie wydatków, ale też powiecie, że przed wyborami politycy w życiu się na to nie zdecydują.

Wygląda jednak na to, że się mylicie.

VAT w górę. Od stycznia, chleb, mleko, mięso i paliwa mogą zdrożeć o 5 proc.

Można odnieść wrażenie, że rząd pęka, bo sytuacja robi się jednak trudna i zaraz nie będzie się dało dłużej zaklinać rzeczywistości. Oto Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, który jest gospodarczym ramieniem rządu, a sam Borys zaś uważany jest za bliskiego człowieka premiera Morawieckiego, zaczął publicznie opowiadać, z jakich transferów, które dotąd miały ułatwiać wam życie, rząd może wkrótce rezygnować.

Trudno wyobrazić sobie, żeby Paweł Borys snuł takie dywagacje samowolnie, stawiam, że to wypuszczenia balonika próbnego, by sprawdzić, jak społeczeństwo zareaguje na takie cięcia.

Ze słów Pawła Borysa, które padły w Rozmowie Piaseckiego w TVN24, można ułożyć dość precyzyjny plan. W pierwszej kolejności pod nóż pójdzie tarcza antyinflacyjna. Pamiętacie jeszcze, co w jej ramach macie dziś taniej?

Po pierwsze, niższy VAT na paliwa, autogaz, ciepło i energię elektryczną. Po drugie, tarcza to też zerowa stawka VAT dla podstawowych produktów żywnościowych, które wcześniej obłożone były 5 proc. podatkiem. Konkretnie mowa o mięsie, rybach, produktach mleczarskich i zbożowych, więc i o makaronach i o zwykłym chlebie i innych wypiekach. No prawie wszystko, czego do życia potrzeba.

Tylko że w przyszłym roku, mimo że inflacja wcale nie odpuści, przynajmniej w pierwszych miesiącach, znowu być może będziecie za to płacić VAT, więc teoretycznie wszystkie te produkty podrożeje o dodatkowe 5 proc.

I to nie są żadne domysły. Dokładnie na to wskazał Paweł Borys pytany, jakie wydatki w pierwszej kolejności może ciąć rząd.

Tarcza antyinflacyjna, jak szacowali tuż przed jej wprowadzeniem ekonomiści, to koszt 34 mld zł w ciągu sześciu miesięcy. To spora kwota, ale ciągle mało, żeby znacząco odciążyć rządowy portfel.

Zresztą przypomnę, że niedawno Magdalena Rzeczkowska, szefowa resortu finansów, mówiła, że w przyszłym roku potrzeby pożyczkowe Polski mogą sięgnąć 261 mld zł i to bez kosztów tarczy antyinflacyjnej właśnie. Dlaczego bez? Bo przyszłoroczny budżet tej tarczy nie przewiduje.

Optymista powie, że rząd chciał, żeby na papierze wszystko lepiej wyglądało, ale wiadomo, że przed wyborami tej tarczy nam nie zabierze. Otóż właśnie może zabrać, skoro sam Paweł Borys o tym głośno mówi.

Ale to nie koniec. Jak okaże się, że te oszczędności to mało, do cięcia pójdą też pozostałe tarcze, te energetyczne, dodatki węglowe, dopłaty dla firm itd. Rocznie ich koszt to 75 mld zł. A to już coś. Dopiero wtedy dowiecie, się, co to znaczy kryzys energetyczny.

Emeryci kołem ratunkowym drugiej tury

A co, jeśli wydatki nadal będą zbyt duże i ciągle pożyczanie będzie zbyt drogie? Jak już rząd zabierze te wszystkie dopłaty związane z inflacją, wtedy sięgnie do kieszeni emerytów. Nie, to oczywiście nie jest plan podstawowy i lepiej tego nie robić, ale jak już będzie trzeba, prezenty dla emerytów będą tą świnką skarbonką na czarną godzinę. 

Paweł Borys mówi jasno: 

Jeżeli w Polsce emerytura na rękę to 1700 zł i mamy takie problemy związane z cenami energii, trzeba tym osobom pomóc.

Niby emeryci powinni się czuć bezpiecznie. Ale przyparty do ściany szef PFR pytany, czy w takim razie nie lepiej po prostu podnieść najniższe emerytury zamiast bawić się w trzynastkę i czternastkę, to wyszło szydło z worka. Borys mówi „nie”, bo takie dodatkowe świadczenia są bardziej elastyczne. 

Wiecie, co w tym przypadku znaczy „elastyczne”? Można je w razie czego w każdej chwili zabrać, a najniższej emerytury już nikt nie obniży, będzie stała pozycją w budżecie raz na zawsze.

Kiedy rząd zorientuje się, że 500+ wcale nie piętnuje, może dokonać rewolucji

No to jeszcze wasze ulubione 500+. Tu możecie odetchnąć. To świadczenie jest według Borysa „nienaruszalne” i to nie że w ogóle, ale nawet w takiej formie, jak dziś, czyli na każde dziecko i bez kryterium dochodowego.

A to akurat bardzo szkoda, bo kryterium dochodowe akurat bardzo by się przydało. I wcale wielka krzywda tym potrzebującym przy okazji by się nie stała – żadna, nie tylko finansowa.

Zwolennicy powszechności 500+ mówią, że dobrze, że dostaje je dziś każdy, a nie tylko ci potrzebujący, bo gdyby dostawali tylko oni, świadczenie byłoby stygmatyzujące. Ten, kto je bierze, to biedak, patolka, gorszy sort. 

REKLAMA

Ale czy ktokolwiek musi pokazywać sąsiadom wyciąg z konta? Słusznie zauważył to ostatnio prof. Paweł Wojciechowski, były minister finansów i były główny ekonomista ZUS. Przecież nikt już nie stoi w kolejce na chodniku jak kiedyś po „kuroniówkę”.

Jak zrobi się naprawdę ciasno w budżecie, może ktoś to w końcu zorientuje się, że niełatwo dziś namierzyć, a potem wytykać palcami beneficjentów 500+ i przestanie się bać reformy tego świadczenia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA