Cztery miliony Polaków wychodzi z ukrycia. Wasi szefowie przywitają ich z otwartymi rękami
W 2022 roku w Polsce liczba ludności zmniejszyła się o 141 tysięcy osób – podał kilka dni temu Główny Urząd Statystyczny. Z innego raportu tego samego urzędu wynika też, że w tym samym czasie liczba osób w wieku produkcyjnym (kobiety w wieku 18-60 lat i mężczyźni w wieku 18-65 lat), zmalała w Polsce o 223 tysiące osób. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, jakby demografia miała fatalny wpływ nie tylko na liczbę ludności w państwie, ale także na gospodarkę państwa.
Liczba ludzi, którzy mogą pracować, obok zasobów kapitałowych jest jednym z kluczowych czynników, które przesądzają o potencjale gospodarczym państwa. Jeśli ludzi jest coraz mniej, to perspektywy rozwoju gospodarczego stają się coraz gorsze. Skoro więc z naszego rynku pracy znika w ciągu roku blisko ćwierć miliona ludzi, to te perspektywy nie mogą być dobre.
Tylko że właśnie dokonałem tu małego przekłamania i nie chodzi mi teraz o to, że w tych wyliczeniach zapewne brakuje większości uchodźców z Ukrainy i innych imigrantów, których trudno jest GUS-owi wyłapać w swoich badaniach (odmawiają w nich udziału, bo zbyt słabo mówią po polsku).
Liczba osób aktywnych zawodowo rośnie
Przekłamanie polega na tym, że liczbę ludzi w wieku produkcyjnym utożsamiłem z naszym rynkiem pracy. Tymczasem składa się on z aktywnych zawodowo, czyli z tych, którzy pracują, i tych, którzy nie pracują, ale chcą pracować i szukają pracy (nazywamy ich bezrobotnymi). To mniejsza grupa ludzi niż wszyscy w wieku produkcyjnym, ponieważ są jeszcze tak zwani bierni zawodowo, czyli osoby, które nie pracują i nie zamierzają pracować (przynajmniej nie w najbliższym czasie).
Wracając do danych GUS, najlepsze w nich jest to, że w 2022 roku, pomimo tego że liczba ludności spadła o 141 tysięcy, a liczba osób w wieku produkcyjnym zmniejszyła się o 223 tysiące, liczba aktywnych zawodowo i będących w wieku produkcyjnym wzrosła. Dokładnie o 23 tysiące. Składa się na to wzrost liczby pracujących o 25 tysięcy i spadek liczby bezrobotnych o 2 tysiące.
Jak to możliwe? Aby wszystkie te zmiany się zsumowały (nie do zera, tylko do -223 tys., bo o tyle spadła łączna liczba ludzi w wieku produkcyjnym) trzeba uwzględnić jeszcze spadek liczby osób biernych zawodowo. A jest to spadek spory, bo aż o 246 tysięcy.
Mamy więc sytuację, w której ludności nam wyraźnie ubywa i wyraźnie zmniejsza się też zasób ludzi w wieku produkcyjnym, ale jednocześnie pracuje w Polsce coraz więcej osób (i to nie licząc imigrantów, których w to na razie nie wliczamy). Liczba pracujących rośnie, bo zmniejsza się liczba biernych zawodowo. To zjawisko w całości neutralizuje nam zły wpływ demografii.
1,3 mln nowych miejsc pracy w 10 lat
Ważne jest też to, że nie jest to jednorazowy fenomen, a raczej zjawisko trwałe. Widać je w tym, jak zmieniają się współczynniki aktywności zawodowej i zatrudnienia. Pierwszy to relacja aktywnych zawodowo, czyli pracujących i bezrobotnych, do całej populacji. Drugi to relacja tylko pracujących do całej grupy ludzi w wieku produkcyjnym. Ten pierwszy właśnie wyrównał rekord z trzeciego kwartału 2021 roku i wynosi 58,2 proc.
Ten drugi bije rekordy dość regularnie i właśnie pierwszy raz w historii przekroczył poziom 78 proc. Dokładnie dziesięć lat temu był on na poziomie 64 proc., czyli w ciągu dekady na naszym rynku pracy zaszła potężna zmiana.
Łatwiej ją sobie wyobrazić, kiedy procenty zamienimy po prostu na liczebność tych grup ludzi. Dziś liczba pracujących w wieku produkcyjnym to 16 milionów 32 tysiące. 10 lat temu było ich 14 milionów 764 tysiące. Czyli w ciągu dekady powstało w polskiej gospodarce 1,27 mln nowych miejsc pracy. I to przy ciągle malejącej liczbie ludności.
Bierni zawodowo, ale w wieku produkcyjnym
Jedna z najważniejszych liczb opisująca sytuację polskiej gospodarki: 3,93 mln. Tyle mamy w Polsce osób biernych zawodowo w wieku produkcyjnym. Są to osoby, które nie pracują z różnych powodów, ale ich cechą wspólną jest to, że mogłyby pracować.
Ich liczba oczywiście nigdy nie spadnie do zera, zawsze będą w społeczeństwie osoby ciężko chore, chodzi jednak o to, żeby generalnie tych ludzi aktywizować, pomagać im wejść na rynek pracy. A wydaje mi się, że żadna zachęta i żaden program rządowy nie działa tutaj tak skutecznie jak wzrost poziomu płac w gospodarce, w tym wzrost płacy minimalnej.
Doskonale wiadomo, że zbyt szybko rosnące płace napędzają inflację, więc od tej strony jest to zjawisko niepożądane. Ale bardzo możliwe, że tu mamy drugą stronę tego samego medalu. To pewnie nie jest przypadek, że liczba biernych zawodowo spadła o blisko ćwierć miliona w tym samym roku, w którym średnie wynagrodzenia w gospodarce urosły aż o kilkanaście procent. W ujęciu realnym przy wysokiej inflacji to wprawdzie tyle co nic, ale
zmiany nominalne działają na wyobraźnię, więc możliwe, że spora część z tej ćwierci miliona to ludzie, którzy uznali, że może warto.
Zmiany demograficzne w Polsce nadal są złe, ale gospodarka jak na razie jest chroniona, bo mamy bufor bezpieczeństwa w postaci blisko czteromilionowej rzeszy ludzi, którzy mogą się zaktywizować na rynku pracy i robią to stopniowo od lat. Wygląda na to, że jeszcze przez przez jakiś czas dzięki nim będziemy mieć taką sytuację, w której liczba ludności będzie maleć, ale liczba pracujących, nawet nie licząc napływu imigrantów, i tak będzie rosnąć.
I bardzo dobrze.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.