Rewolucja w PPK. Program zmieni się w podstępną pułapkę. Wpadną w nią tysiące nieświadomych Polaków
Program emerytalny od początku rozczarowuje, choć miał być hitem. Polacy wcale się nie garną do oszczędzania w PPK na emeryturę. Rząd szykuje więc zmiany w systemie. W grze są większe dopłaty od państwa, ale tylko dla najmniej zarabiających, żeby opłacało im się zostać w PPK, zachęty dla pracodawców, ale i złapanie w sidła nawet 70-latków.
W PPK obecnie uczestniczy niecałe 35 proc. pracowników, którzy mają do tego prawo. Mało, bo rząd uruchamiając program, liczył, że na dzień dobry zdecyduje się na ten sposób oszczędzania ok. 75 proc.
Odważne założenia? Może i nie, bo program jest tak skonstruowany, że naprawdę się pracownikom opłaca. Przypomnę: pracownik ze swojej pensji na konto PPK odkłada 2 proc., ale jego pracodawca dodatkowo dorzuca mu jeszcze 1,5 proc., a do tego rząd z własnej kieszeni dokłada jednorazową wpłatę powitalną w wysokości 250 zł, a potem co roku 240 zł.
Większości to nie przekonuje i to nie z lenistwa, bo żeby uczestniczyć w PPK nie trzeba robić nic, każdy zapisywany jest automatycznie i właśnie, żeby się wypisać z PPK, trzeba podjąć działanie.
Liczba przekonanych do PPK w ciągu czterech lat funkcjonowania programu niby rośnie, ale bardzo powoli, to raczej takie skapywanie. Eksperci od jakiegoś czasu apelują o reformy, żeby mocniej zachęcić pracowników, ale też pracodawców, ci bowiem sami nie palą się, by promować PPK w firmach (bo i po co, dla nich to tylko dodatkowy koszt).
No i rząd właśnie za te reformy się zabiera. Skąd to wiemy? Bo Ministerstwo Rozwoju i Technologii we współpracy z Polskim Funduszem Rozwoju, który za PPK odpowiada, przygotowały raport z działalności PPK, a premier przekazał tę informację do Sejmu. A w środku znaleźć można propozycje, jak ten system trochę podkręcić.
800 zł zamiast 240 zł na pewno was zachęci
Zmiana, którą rząd sugeruje, a która najbardziej może was zainteresować, to wyższe dopłaty roczne ze strony państwa, które miałyby trafiać na konta pracowników. Ale nie wszystkich.
Dlaczego Polacy wypisują się z PPK, skoro to opłacalne i w dodatku trzeba się trochę wysilić, żeby z PPK uciec? Bo składka w wysokości 2 proc. z ich pensji robi im różnicę, szczególnie tym mniej zarabiającym. Przy płacy minimalnej, która wynosi obecnie 3490 zł brutto (2700 zł netto) to prawie 70 zł miesięcznie, przy 5 tys. zł brutto to 100 zł. Dla jednych niewiele, dla innych bardzo dużo, szczególnie przy tak szybko rosnących kosztach życia.
I właśnie tym, którzy uważają, że nie mogą sobie obecnie pozwolić na taki dodatkowy koszt, bo ważniejsze jest, by kupić jedzenie dziś, a nie za 20 lat, rząd chce podnieść wysokości rocznych dopłat od państwa. A raczej - na razie się nad tym zastanawia.
Oskar Sobolewski, twórca Debaty Emerytalnej sugeruje, że zamiast 240 zł rocznie mogłoby to być 200 zł kwartalnie, a więc w sumie 800 zł rocznie. Zostalibyście wtedy w PPK?
Cóż, to tylko spekulacje, rząd o żadnych kwotach nie mówi. I pewnie będzie mu ciężko w obecnej sytuacji budżetowej sypać groszem. Ale prawda jest taka, że coś z tymi dopłatami trzeba zrobić, bo są jak 500+. Dane raz kilka lat temu i niewaloryzowane tracą moc.
Pracownikom świeczkę, pracodawcom ogarek
To jedna strona zabawy w PPK, ale jest też druga – pracodawcy. Ci często wcale nie są skłonni w programie uczestniczyć. I niby mają taki obowiązek, ale mogą też zniechęcać pracowników, namawiać ich do wypisywania się, bo wtedy spadną im koszty. I niestety z wielu doniesień medialnych i badań dotyczących PPK wynika, że takie sytuacje nie są rzadkie.
Dlatego rząd rozważa wprowadzenie nowych rozwiązań, które mogłyby zmienić nastawienie pracodawców. Jakich? Konkretów brak. Ale zastanówmy się, co właściwie dałoby się zrobić.
Zmniejszyć im składkę, którą odprowadzają na konto pracownika, żeby było im lżej? Okej, ale wtedy będzie to mniej atrakcyjne dla pracowników i tkwimy w martwym punkcie. Państwo ewentualnie mogłoby tę różnicę pokrywać, ale to koszt dla budżetu. A może zmniejszyć składkę w nagrodę za wysoki poziom partycypacji w danej firmie?
Można by ewentualnie pozwolić pracodawcom na jakieś odliczenia od podatku jako nagrodę za wysoki poziom partycypacji pracowników w PPK. Tak, to też koszt. Po trzecie, szczególnie w momencie, w którym gospodarka spowalnia i wiele firm może popaść w kłopoty, można wstawić regułę czasowego zawieszenia wpłat pracodawców - przynajmniej nie baliby się, co będzie, jak przyjdzie kryzys.
W ramach PPK urządzą łapankę na seniorów
I jest jeszcze trzeci pomysł, ten akurat dość upiorny: podnieść granicę wieku przy autozapisie PPK. W tym roku po raz pierwszy będziemy mieli do czynienia ze wspomnianym autozapisem, co oznacza, że wszyscy pracownicy, którzy do PPK się kwalifikują, zostaną do niego automatycznie zapisani. Wszyscy - ci, którzy już raz zrezygnowali też. Jak nie chcesz być w PPK, musisz jeszcze raz złożyć wniosek o rezygnację. I tak co cztery lata.
Obecnie autozapisem objęci są pracownicy w wieku 18-55 lat. W dokumencie przekazanym Sejmowi jest mowa o tym, by granicę wieku podnieść do 70 lat. A to już szczyt.
Gdy wiek emerytalny wynosi w Polsce 60 lat dla kobiet, a 65 dla mężczyzn i to według obecnego rządu jest czas na odpoczynek (choć owszem, do dłuższej pracy zachęca), pakowanie 70-latków, którzy jeszcze dorabiają zawodowo, do programu oszczędzania, jest moim zdaniem chamstwem. Kiedy oni zdążą te pieniądze zgromadzone w PPK wydać? Przypomnę tylko, że średni wiek życia mężczyzn w Polsce to 72 lata, a dokładniej 71 lat i 8 miesięcy.