REKLAMA

Renta alkoholowa idzie w górę. Nie wiedziałeś, że można taką dostać? Raz-dwa biegnij do ZUS

O tym, że Polska to kraj absurdu, nie trzeba pewnie was specjalnie przekonywać. Przykładów jest zdecydowanie więcej, ale w ostatnich dniach jeden z nich spowodował, że wypadły mi oczy i zostawił znokautowanego. Okazuje się, że państwo wypłaca specjalną rentę tym, którzy nie są zdolni do pracy przez nadużywanie alkoholu. Świadczenie zostało oczywiście zwaloryzowane.

alkohol-praca-renta-od-panstwa
REKLAMA

Słyszeliście? Renta alkoholowa idzie w górę. To świadczenie, które państwo wypłaca osobom niezdolnym do pracy ze względu na używanie alkoholu. Na serio, tak jest. Pięć razy sprawdzałem, bo nie mogłem uwierzyć. I od 1 marca 2025 r. ta renta idzie w górę. Osoby całkowicie niezdolne do pracy przez nadużywanie procentów dostaną 1878,91 zł. A ci, których wóda i piwsko wykluczyły z kariery zawodowej tylko częściowo, dostaną gratyfikację w wysokości 1409,18 zł. Jeśli dobrze rozumiem: najpierw państwo reklamami i żenująco niskimi cenami nakłania Polaka do chlania. A jak się okaże, że ten z piciem przesadził i wypadł w sidła alkoholizmu, przez co stracił zdolność do pracy, to państwo wypłaca mu specjalną rentę.

REKLAMA

Przecież to szczyt absurdu, pokazujący jak jedna z potężniejszych trucizn, jaką jest alkohol, wpisuje się nie tylko w DNA każdego Polaka (bo tradycja), ale i całego państwa. Tylko przy tej okazji nie kumam jeszcze jednego: niekonsekwencji. Bo dlaczego specjalną rentę mają dostawać tylko ci alkoholicy niezdolni do pracy? A reszta pijaków? Co z nimi? Psu spod ogona wypadli, czy jak? O nich już państwo nie pamięta? Bardzo nieładnie. A przecież gdyby renta przysługiwała każdemu alkoholikowi, temu pracującemu również, to wiecie ile nagle by się pijaków nad Wisłą objawiło? A ilu chętnie z tego powodu samych by się popchnęło w sidła alkoholu? Wtedy rocznie (tylko licząc wódkę i wino) na procenty nie wydawalibyśmy jakiś 40 mld zł (co bilansuje koszt programu Rodzina 800+), ale spokojnie z dwa razy tyle. 

Państwo płaci za uzależnienie fizyczne i psychiczne

Teraz ciut poważniej. Alkoholizm to bardzo podstępna choroba, którą bagatelizujemy. Bo przecież alkoholik to ten porzygany i posikany menel w łachmanach, co za 2 zł radzi na parkingu, jak zrobić kopertę. To znany w psychologii mechanizm wyparcia, w którym nasze ego sytuuje nas zdecydowanie wyżej od innych. Co jak co, ale alkoholizm może dotyczyć innych, ale na bank nie mnie, prawda? No i jeszcze jedno: każdy alkoholik ma kontrolę nad piciem, każdy. Ja też miałem, a przynajmniej tak mówiłem.

Prawda niestety jest bardziej bolesna. Po pierwsze alkoholik to może być lekarka z przychodni rodzinnej, kierowca autobusu, którym jedziesz do pracy (też na rauszu, wiadomo, chyba, że jesteś niezdolny - wtedy renta alkoholowa), wychowawczyni twoich dzieci, czy ksiądz odprawiający wieczorną mszę. Alkohol to jeden z najbardziej niebezpiecznych i najbardziej uzależniających narkotyków. Nie wybiera ani wieku, płci, statusu społecznego, czy zawodu. Atakuje wszystkich równo.

I uzależnia, niczym opiaty, zarówno psychicznie, jak i fizycznie ( co wcale nie dotyczy wszystkich substancji psychoaktywnych). Poznałem dobrze obie strony tego medalu ponad 14 lat temu, kiedy postawiono mnie (przecież to nie był mój wybór, ja miałem kontrolę nad piciem…) przed prostym wyborem: albo rodzina albo wódka. Najpierw zaatakowało uzależnienie fizyczne. To organizm pokazuje wszelkimi sposobami, że chce substancji, którą podawałeś mu codziennie od lat, a teraz ci bije na dekiel i postawiłeś jakaś tamę. 

Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:

Organizm ma spory wachlarz możliwości w tym względzie. Jak przestałem pić, z dnia na dzień, na początku sierpnia 2010 r., pierwsza odwiedziła mnie gorączka 39–40 st. Potem doszły bóle stawów i wycieki: z nosa i uszu. To samopoczucie mogę porównać wyłącznie do ostrej grypy. I tak było przez kolejnych 4–5 dni. Ale wystarczyło, żebym napił się swoim zwyczajem setki wódki - i wszystko zniknęłoby w parę sekund. To właśnie uzależnienie fizyczne. 

Ale jest jeszcze to gorsze, psychiczne, które może nie minąć nigdy. Bo alkoholikowi w głowie otwiera już na zawsze pewną furtkę. Jest zdenerwowany, bo pokłócił się z partnerem, smutny, bo zmarł kolega albo szczęśliwy, bo jego klub właśnie wygrał piłkarską Ligę Mistrzów. Za każdym razem te emocje podlewa alkoholem. I ta furtka jest cały czas otwarta, nawet po latach picia. Na początku tego roku zmarł mój ojciec i w głowie (na szczęście na 1–2 sekundy) pojawiła się myśl: wódka. To właśnie uzależnienie psychiczne.

Proponuję rentę ketaminową

I państwo woli wydawać na rentę dla osób zniszczonych w ten sposób przez alkohol niż na edukację i sieć profesjonalnych placówek leczących uzależnienie. Tak, to ma sens. Ale skoro tak, to dlaczego tego typu rent nie powielać także na inne substancje psychoaktywne, mniej uzależniające niż alkohol? co tam, jak szaleć to szaleć. Teraz głośno o ewentualnej dekryminalizacji marihuany, decyzję ma podjąć premier (co pewnie będzie dyktowane nie racjonalizmem, a zyskiem politycznym).

THC, jako substancja psychoaktywna, działa mocno demotywująco. Nadużywający skrętów w ten łatwy sposób może stracić pracę. Jeden raz coś zawali, drugi raz zapomni, trzeci nie dotrzyma słowa i będzie po sprawie. To może takim marihuanowym delikwentom też z pieniędzy podatników powinniśmy zorganizować jakieś specjalne świadczenie, na otarcie łez? A czemu nie? W czym alkohol jest lepszy od trawki? 

Kolejna propozycja to renta ketaminowa. Ketamina, bardzo popularna w klubach muzycznych i nie tylko, to substancja psychoaktywna definiowana jako dysocjant psychodeliczny. Tutaj raczej o uzależnieniu fizycznym nie ma mowy, ale o psychicznym jak najbardziej. Nadużywanie tej substancji może wiązać się z zapaleniem pęcherza moczowego, uszkodzeniem nerek, czy zaburzeniem moczowodów. Bez problemu wtedy ketamina wyłącza z pracy. No to co? No to renta!

 class="wp-image-2656601"

Na koniec weźmy na tapetę jeden z popularniejszych psychodelików, czyli LSD, potocznie nazywany kwasem. Tutaj mamy do czynienia z tematem złożonym, bo psychodeliki w pierwszej kolejności działają na nasze emocje i percepcję. Dlatego nadużywanie LSD może skończyć się na przykład depresją, atakami paniki, czy depersonalizacją. Chodzenie do pracy w takim stanie może okazać się szybko przeszkodą nie do pokonania. I jak wtedy żyć? Proste: najlepiej z renty kwasowej od państwa.

REKLAMA

Rzecz jasna to absurd. Taki sam jak renta alkoholowa, z moich podatków, za chwilę waloryzowana. To świadczenie w pełni pokazuje, jak polska polityka względem wszystkich substancji psychoaktywnych po prostu nie istnieje. Zamiast tego wolimy sprzedawać wódę za grosze, pokazywać podprogowo w reklamach młodych, ładnych ludzi bawiących się z butelkami w rękach, a edukację o procentach w szkole zastępować organizowanymi tam imprezami z procentami, żeby tylko sponsor był zadowolony z frekwencji. 

To nic innego tylko inny sposób wyparcia, który niszczy jednostki i całe rodziny, ale za to opłaca się budżetowi państwa.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-03-04T13:49:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-04T12:39:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-04T10:33:36+01:00
Aktualizacja: 2025-03-04T09:03:31+01:00
Aktualizacja: 2025-03-04T08:45:19+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T20:22:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T18:13:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T16:18:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T12:22:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T08:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-03T05:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-02T20:56:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-02T06:21:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-01T22:22:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-01T19:05:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-01T12:34:00+01:00
Aktualizacja: 2025-03-01T08:08:00+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA