Plaga znikających awizów. Pół roku temu cały kraj śmiał się z Poczty Polskiej, teraz robi się strasznie
Pamiętacie, jak z Poczty Polskiej śmiał się cały kraj, bo w swoich maszynach paczkowych zamiast przesyłki zostawiła awizo? Teraz znowu będzie o awizach, ale już nikomu nie będzie do śmiechu. To w sumie straszna historia, bo pokazuje, jak niebezpieczna może być indolencja narodowego operatora.
Poczta Polska zaliczyła wpadkę z awizo w lutym 2021 r. Minęło pół roku i wcale nie jest lepiej. Ostatnio po Poczcie Polskiej przejechała się Najwyższa Izba Kontroli, która to, co Polacy wiedzą od dawna, pokazała w liczbach: jest drogo, przesyłki docierają z opóźnieniami, a wiele placówek pocztowych jest przeładowanych. Nie będę więcej o tym pisać, bo zrobił to niedawno Adam Sieńko, przypominając, że wielu z nas nawet nie wie, jak wygląda jego listonosz, bo ten nawet nie fatyguje się, żeby sprawdzić, czy jesteś w domu, od razu zostawiając awizo w skrzynce.
Mnie te akcja już nawet nie ruszają, bo stały się normą, choć Poczta Polska poczuła się dotknięta zarzutami NIK i oficjalnie odpowiedziała, że przecież wszystko jest okej, a NIK przesadza i gdzieś tam w raporcie walnął się w liczbach. Ja za to mam wrażenie, że to Poczta przesadza.
Z tym niedostarczaniem listów i bałaganem przesadza. I to grubo. Bo to, jak działa narodowy operator pocztowy jest skandaliczne, a jeszcze bardziej skandaliczne jest to, że prawo właściwie zezwala na to, żeby bałagan Poczty zniszczył człowiekowi życie.
Odsłona pierwsza: list za potwierdzeniem do skrzynki. Pół roku po czasie
Środek pandemii. Koniec grudnia. Pozywasz do sądu dwóch zleceniodawców, bo nie zapłacili za wykonaną pracę. W przypadku jednego z nich chodzi o naprawdę duże pieniądze, bo niemal 40 tys. zł, a tak się składa, że ty nie masz z czego żyć, bo pandemia zaorała twoją branżę.
Strony dostają z sądu jakieś tam zawiadomienia, że pozew wpłynął, więc pozwany wysyła list do pozywającego. List znajduje się w skrzynce na początku czerwca, choć został nadany na początku stycznia… Czy muszę dodawać, że był to list za potwierdzeniem odbioru?
Nie dość, że dotarł pół roku później, to jeszcze bez żadnego trybu, bez awizo, nie do rąk własnych, po prostu listonosz z opóźnieniem sześciu miesięcy wrzucił go do skrzynki jak ulotkę z promkami na 2 litry soku w cenie jednego.
Wściekasz się i zbierasz się w sobie, żeby pójść na pocztę i złożyć reklamację. Niby niewiele się stało, firma, którą pozwałeś tylko prężyła muskuły, więc uff, ale to jednak skandal. A przecież czekasz na ważne pisma z sądu, termin rozprawy, takie tam. Poczta jedynie wyjaśnia, że przepisy covidowe zezwalają jej na zostawianie takich listów w skrzynce zamiast do rąk własnych. Pół roku po czasie?!
Odsłona druga: nie mamy pańskiego listu i co nam pan zrobi?
Nagle mniej więcej w tym samym czasie znajdujesz w skrzynce awizo. No to idziesz na Pocztę, a tam okazuje się, że awizowanej przesyłki w placówce już nie ma, została odesłana do nadawcy. Jak to? Tak to. Nie ma i już.
Dlaczego? Nie wiemy, została odesłana – słyszysz. Bo jak pan nie odbierał, to Poczta odsyła. Ale ja dopiero dostałem awizo! – pieklisz się. Ale przecież panu mówię, że przesyłki u nas nie ma.
Sytuacja powtarza się. Dostajesz awizo na przesyłkę, której nie możesz odebrać, bo okazuje się, że została odesłana. Bałagan taki, że zaczynasz się już gubić w kalkulacjach, na jakie pisma czekasz i ile z nich Poczta Polska prawdopodobnie zgubiła albo odesłała, nie dając ci szansy na odebranie. Żądasz od placówki wykazu wszystkich przesyłek, które od 1 stycznia były na ciebie adresowane.
W międzyczasie dociera do ciebie korespondencja na czas. To chyba pierwszy list od pół roku, który dotarł w terminie: polecony, w skrzynce awizo, idziesz na pocztę, a tam, o dziwo!, czeka na ciebie przesyłka.
Wiecie, co się okazało? To pismo z sądu, który informuje, że twój pozew wyrzucił do kosza, bo nie uzupełniłeś braków formalnych w terminie. A przecież sąd prosił cię, żebyś uzupełnił, a swą prośbę oczywiście wysłał z godnie z trybem oficjalnie listem poleconym za pośrednictwem Poczty Polskiej.
Tak, to był ten list, który Poczta odesłała, zanim zostawiła ci awizo. Jeszcze zabawniejsze, że drugi sąd w drugiej sprawie też powództwo oddalił. Z tego samo powodu. Tak, to była ta druga przesyłka, którą Poczta odesłała nie wiadomo dlaczego.
Odsłona trzecia: żaden listonosz się nie przyzna
Co się dzieje w takiej sytuacji? Zapytałam prawnika. Po pierwsze, pismo nieodebrane i odesłane do sądu w świetle prawa traktuje się jak dostarczone i bieg sprawy toczy się dalej.
Owszem, możesz złożyć do sądu zażalenie, że nie uzupełniłeś braków formalnych, bo nie wiedziałeś o takiej konieczności z winy Poczty Polskiej. Problem polega na tym, że sąd to uwzględni tylko, jeśli udowodnisz winę PP, czyli w praktyce będziesz miał na piśmie złożoną reklamację oraz odpowiedź na nią, w której operator przyznaje się do błędu. A operator nigdy nie przyznaje się do błędu. Żaden listonosz nie przyzna się, że zawalił, zapomniał, zgubił, bo nie chce mieć kłopotów w pracy. Dlatego właśnie w tym przypadku odpowiedź na zgłoszenie reklamacji brzmiała: „bla bla bla bla”.
Jesteś w lesie. Sąd będzie miał w nosie twoje wyjaśnienia, choćby przeczytał i dwadzieścia raportów NIK na temat tego, jak Poczta Polska nie radzi sobie z dostarczaniem listów. To znaczy, że właśnie straciłeś szansę na odzyskanie kilkudziesięciu tysięcy złotych od nieuczciwego pracodawcy i nic nie możesz zrobić.
Eureka! Jest przecież jeszcze wykaz wszystkich przesyłek za ostatnie pół roku, o który prosiłeś w placówce, kiedy okazało się, jak wielki bałagan tam panuje. Niby nic z niego wynika, numery listów się nie zgadzają, liczba tych poleconych, które w tym czasie dotarły albo wiesz, że były, ale zostały nieprawidłowo odesłane też się nie zgadza.
Ale zgadza się tylko jedno: dwa listy – te z sądów z prośbą o uzupełnienie braków formalnych. Nie udowodnisz już, kiedy naprawdę dostałeś awizo. Ale czarno na białym, w tym chachmęceniu pocztowcy przyznali się, że w obu przypadkach zostawili tylko jedno awizo, a po siedmiu dniach powinni zostawić jeszcze i drugie, w sumie powinno być 14 dni na odbiór przesyłki w przypadku pism sądowych w postępowaniu cywilnym. A tu z dat wynika, że Poczta nie dość, że nie zostawiła powtórnego awizo, to jeszcze odesłała list do sądu przed terminem. Grubo przed terminem. I niby radość, ale to pokazuje dobitnie, że Poczta Polska to obraz nędzy i rozpaczy.
Ważne jednak, że jesteś dalej w grze, masz szansę udowodnić, że to Poczta złamała prawo. Tylko że zażalenie na decyzję sądu musisz wysłać… Pocztą. Franz Kafka przewraca się w grobie.
Pogadajmy na poważnie z Jeronimo Martins
Rozumiem, że czasem przy takiej skali działalności czasem pocztówka od cioci z wakacji dotrze na Boże Narodzenie. Ale przesyłka sądowa? I to dwa razy z rzędu z dwóch różnych sądów do tego samego człowieka?!
Tę historię dedykuje tym, którzy od lat krzyczą, że ZUS należy zaorać, bo ZUS przy Poczcie Polskiej jest jak Bentley obok Daewoo Tico.
Z całego serca życzę Poczcie Polskiej, żeby upadła, bo tu nie ma już co ratować. A może zadania operatora pocztowego przejęłaby po PP Biedronka? W sumie jest chyba już każdej mieścinie i nawet oficjalnie twierdzi, że jest placówką pocztową, żeby móc handlować w niedzielę, to niechże zacznie też dostarczać listy. Że niby nie zna się na tym biznesie? Gorzej i tak już nie będzie.