40 tys. zł za ślub. PiS ma nowy pomysł na miłość za pieniądze
Wchodzimy na nowy poziom inżynierii społecznej. Dotąd politykom się wydawało, że jak zaczną płacić Polakom za rodzenie dzieci, to poprawi nam się dzietność. Nie zadziałało, a mimo to teraz jest nowy pomysł: płaćmy im za zawieranie małżeństw, może od tego przybędzie dzieci.

To spore zaskoczenie. Bo niby od konwencji PiS, na której przedstawiano różne pomysły, które mógłby stać się programem tej partii, minęło już kilka tygodni. A tu nagle wychodzi taki kwiatek.
100 tys. zł za dziecko, 40 tys. zł za ślub
Na owej konwencji, o czym już wam pisałam, padł pomysł bonu mieszkaniowego. Rodzina, w której urodzi się trzecie lub kolejne dziecko, miałaby dostawać od państwa 100 tys. zł na zakup mieszkania.
Za urodzenie drugiego dziecka miałoby przysługiwać 60 tys. zł w formie bonu mieszkaniowego, a za pierwsze dziecko 40 tys. zł.
Autorem tego pomysłu jest Bartosz Marczuk, były wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, a obecnie ekspert Instytutu Sobieskiego. I teraz okazuje się, że ten jego pomysł został przez media spłycony, bo z tą kasą za pierwsze dziecko jest nie do końca tak.
Pomysł Marczuka polega bowiem na tym, żeby 40 tys. zł płacić ludziom nawet nie tylko za urodzenie pierwszego dziecka, ale alternatywnie również za sformalizowanie związku i zawarcie małżeństwa.
Czyli co do idei zasada jest taka: dostajecie 40 tys. zł albo za ślub albo za pierwsze dziecko, w zależności od tego, co wydarzy się pierwsze - tak rozumuje były polityk.
Więcej o dzieciach czytaj na Bizblog.pl:
Co trzecie dziecko poza małżeństwem
To ma być ukłon wobec coraz bardziej laickiego polskiego społeczeństwa, w którym coraz więcej dzieci rodzi się poza związkami małżeńskimi. A zmiany kulturowe, jakie się dokonały w ciągu ostatnich 35 lat, są naprawdę ogromne.
W 1990 r. tylko 6 proc. dzieci rodziło się w niesformalizowanych związkach, czyli poza małżeństwem. Nawet jeszcze w 2000 r. ten odsetek nie był duży, bo wynosił raptem 12 proc.
Aż tu nagle wybuchła nam jakaś rewolucja obyczajowa o obecnie już prawie 30 proc. dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich.
Rozdawanie kasy cwaniakom
Tylko że ten ukłon zakłada jednocześnie, że jak już ludzie sformalizują swój związek, to będą mieć dzieci. Albo że jak już zdecydują się na małżeństwo, wtedy chętniej zdecydują się też na dzieci. I to założenie jest bzdurą.
Zupełnie jakby pary nie planujące potomstwa nie mogły chcieć się pobrać dla samego faktu wejścia w związek małżeński, a nie w celu jakiejś społecznej legalizacji i usprawiedliwienia posiadania dziecka.
W praktyce zastosowanie takiego założenia oznacza, że z publicznych pieniędzy mielibyśmy płacić ludziom po 40 tys. zł tylko dlatego, że zdecydowali się na małżeństwo, z czego i tak czerpią finansowe korzyści w postaci na przykład wspólnego rozliczenia podatkowego.
A ponieważ pomysł zakłada, że te pieniądze w formie bonu mieszkaniowego miałyby być wypłacane bez żadnego kryterium dochodowego, to jest klasyczne marnotrawstwo i sypanie kasą w kierunku zamożnych, ale wystarczająco cwanych.







































