Dyrektywa DAC7 nakazuje platformom zakupowym przekazywanie fiskusowi danych o tych, którzy w ciągu roku dokonali minimum 30 transakcji sprzedaży. Pierwszy pakiet danych trafił do skarbówki pod koniec stycznia 2025 r., a ta teraz masowo sprawdza, czy został od tych transakcji zapłacony podatek dochodowy.

Skarbówka od niedawna ma dostęp do danych z platform sprzedażowych jak Olx, Allegro czy Vinted i robi z tego użytek, prześwietlając sprzedających pod kątem tego, czy rozliczają podatek od sprzedaży. Wielu sprzedających handluje na „dziko”, a powinni założyć w tym celu firmy. A co, jeśli sprzedajesz prywatne rzeczy, ale w ilościach niemal hurtowych? Czy wtedy też trzeba płacić podatek? Albo założyć firmę?
Kontrole skarbówki powyżej 30 transakcji
Zamieszanie z handlowaniem na platformach zakupowych wynika z tego, że w życie weszła europejska dyrektywa DAC7, która nakazuje platformom zajmującym się pośrednictwem w handlu czy najmie przekazywanie danych o wszystkich transakcjach organom podatkowym.
Dyrektywa obowiązuje od 1 lipca 2024 r., ale Polska miała opóźnienie w jej wdrażaniu i platformy przekazały polskiemu fiskusowi pakiety danych za 2023 i 2024 r. pod koniec stycznia 2025 r. No i zaczęły się kontrole.
Jakie dane są przekazywane? Jeśli sprzedasz za pośrednictwem platform jedną rzecz, to transakcja nie zostanie zaraportowana skarbówce. Pięć też nie. Dziesięć też. Limit zaczyna się od 30 transakcji rocznie albo przekroczeniu przychodów ze sprzedaży na poziomie 2 tys. euro.
Więcej o sprawach podatkowych przeczytasz w tych tekstach:
Sprzedajesz stare ciuchy przez internet. Czy bać się fiskusa?
Ale czy to znaczy, że jak przez rok sprzedasz 40 ciuchów na Vinted, bo dzieci z nich wyrosły, a szkoda wyrzucać, albo wymieniasz garderobę, to znaczy, że powinnaś zapłacić podatek od dochodu albo wręcz założyć firmę i rozliczać podatki jak firma?
Takie wątpliwości zaczęły się pojawiać masowo, bo bardzo wielu Polaków wyprzedaje nieudane prezenty, książki, nieużywane ciuchy itd. i dość łatwo przekroczyć limit 30 transakcji rocznie.
Okazuje się, że fiskus jest łaskawy i nie należy się go bać, o ile rzeczywiście wyprzedajecie własne rzeczy używane z prywatnego majątku.
Świadczy o tym jedna z interpretacji podatkowych, którą opisuje prawo.pl. Sprawa jest dość jasna, pewna kobieta w 2024 r. sprzedała za pośrednictwem platform mnóstwo własnych książek, odzieży, obuwia i niby łącznie wartość tych wszystkich transakcji nie przekroczyła 4,5 tys. zł, ale było ich łącznie aż 122, a więc limit przewidziany w dyrektywie DAC7 został przekroczony.
Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej jasno odpowiedział: w tej sytuacji żaden podatek się nie należy, jest to sprzedaż ewidentnie prywatna i mimo liczby transakcji, nie jest ona też ciągła, więc nie wymaga założenia działalności gospodarczej ani zapłaty podatku dochodowego.
Ale uważajcie! Jest jeden dodatkowy warunek, żeby załapać się na taką korzystną interpretację: rzeczy, które sprzedajecie, musicie wcześniej mieć w posiadaniu przynajmniej pół roku.
A jeśli sprzedaż nastąpi wcześniej niż po pół roku, ale jest z majątku prywatnego? Na przykład kupiliście coś, ale wam się nie podoba, ale nie możecie dokonać zwrotu? Otóż wtedy też podatek nie zawsze jest należny. Jeśli sprzedajecie po cenie niższej niż kupiliście, nie ma dochodu, nie ma więc i podatku od dochodu.
Kiedy należy zapłacić podatek od sprzedaży przez internet?
Kiedy sprzedaż rzeczy nie jest z własnego majątku, który był w waszym posiadaniu krócej niż pół roku. Musicie też wiedzieć, że jeśli jeśli sprzedaż przez internet jest zorganizowana i ciągła i stanowi źródło zarobku, wtedy nie dość, że podatek się fiskusowi należy, to wręcz sprzedający powinien założyć działalność gospodarczą i w jej ramach rozliczać się z fiskusem.
I żeby była jasność: unijna dyrektywa DAC7 nie zmienia zasad opodatkowania czy handlu przez internet, nie nakłada żadnych nowych podatków. Ona jedynie daje fiskusowi narzędzia do kontroli handlu w internecie i lepszego egzekwowania podatków, które już wcześniej mu się należały.