Koniec WIBOR-u? Wolne żarty! Ludzie, czytajcie ze zrozumieniem i nie podniecajcie się niezdrowo
Pół Polski zapiało z zachwytu, że oto mamy przełomową dla złotówkowiczów decyzję sądu, który wyrzucił z umowy kredytowej WIBOR. Ale mało kto zastanowił się, na jakiej podstawie. Otóż okazuje się, że wcale nie chodzi o to, że według sądu z samym WIBOR-em coś może być nie tak. A to oznacza, że nie każdy złotówkowicz może próbować sił w sądzie, a już na pewno nie ten, który zawarł umowę kredytową w czasie historycznie niskich stóp, czyli ten, który obecnie najbardziej cierpi.
Informacja, którą pochwaliła się kancelaria Radosław Górski i Wspólnicy w środę rano na Facebooku, rozpaliła wyobraźnię milionów kredytobiorców. Otóż Sąd Okręgowy w Katowicach postanowił usunąć z umowy kredytowej WIBOR, nakazując kredytobiorcy spłatę jedynie rat kapitałowych oprocentowanych marżą w wysokości 2,19 proc. To jeszcze nie wyrok, pozew wpłynął do sądu dopiero w październiku. To na razie postanowienie zabezpieczające na czas procesu.
Kancelaria mówi, że to kamień milowy w sprawach o kredyty złotowe, a media okrzyknęły to postanowienie przełomowym. I w pewnym sensie tak jest. Jednak wyobraźnia zaprowadziła większość z was zdecydowanie za daleko.
Bo skoro WIBOR decyzją sądu, choćby czasowo, został z umowy kredytowej usunięty, to znaczy, że coś z nim jest nie tak, czyż nie? I w związku z tym teraz wszyscy kredytobiorcy złotowi, którzy mają problem ze swoim kredytem hipotecznym, mogą jak frankowicze gremialnie ruszyć do sądów, czyż nie?
Otóż nie. Bo w tej sprawie wcale nie chodzi o sam WIBOR i próbę podważenia legalności tego wskaźnika przed sądem ze względu na zarzut, że jest on niereprezentatywny, bo opiera się na nielicznych transakcjach międzybankowych.
Pogawędziłam chwilę z radcą prawnym Radosławem Górskim, który prowadzi sprawę przed katowickim sądem i okazuje się, że osiągnął ten sukces z zupełnie innych przyczyn. I wyraźnie zaznacza: nie każda umowa kredytu hipotecznego oparta o WIBOR jest wadliwa!
To nie WIBOR jest głównym problemem
Po pierwsze, mówimy wyłącznie o umowach konsumenckich, a po drugie o takich, w których nie został dopełniony przez bank należycie obowiązek informacyjny i między innymi na tym właśnie koncentruje się nasza kancelaria
– mówi mi radca prawny Radosław Górski.
Chodzi o to, czy klient został odpowiednio poinformowany na temat ryzyka zmiany oprocentowania i w konsekwencji ryzyka zmiany wysokości raty.
Mamy już na ten temat szerokie orzecznictwo zarówno TSUE jak i Sądu Najwyższego, z którego jasno wynika, że ogólna informacja o ryzyku zawarta w umowie jest niewystarczająca. Bank powinien informować klienta, jak zmiana oprocentowania wpłynie na ratę, przedstawić mu symulację spłaty w oparciu o założenie zmiany oprocentowania i dane historyczne dotyczące tego, jak w przeszłości kształtował się WIBOR. Przed sądem często słyszymy od pełnomocników banków, że klient został o tym wszystkim poinformowany, ale zwykle okazuje się, że dowodów na to nie ma, a w umowie jest zdecydowanie zbyt ogólna informacja
– tłumaczy prawnik.
Znajduje tu zresztą analogię pomiędzy kredytami frankowymi a tymi złotowymi, bo główny problem polega właśnie na tym, że banki nie informują w wystarczający sposób o ryzyku.
Rozumiecie? Wcale nie chodzi o czepianie się WIBOR-u, ale o to, że banki niedostatecznie wyjaśniały klientom, czym ów WIBOR jest i jakie to ma dla nich konsekwencje.
Nowi kredytobiorcy bez szans na wygraną w sądzie
Ale idźmy dalej. Kto podpisywał umowę kredytową w ostatnich latach, zaraz do niej zajrzy i rozczarowany stwierdzi, że on ma takie symulacje rat na wypadek wzrostu stawki WIBOR. A no właśnie!
Należy zaznaczyć, że obecnie znaczna część nowo zawieranych umów kredytowych zawiera takie symulacje wysokości rat, kiedy zmienią się stopy procentowe, a wraz z nimi stawka WIBOR. Zawierają też dane historyczne, a bank wówczas wywiązuje się z obowiązku informacyjnego
– przyznaje Radosław Górski.
A więc ci złotówkowicze, którzy zawarli umowy w ostatnich latach, nie mają z czym iść do sądu. A przypomnę, że to ich najbardziej boli wzrost stóp procentowych, bo swój kredyt dopiero co zaczęli spłacać, a więc skok raty jest największy, a do tego wyjściowa rata wyliczana była w momencie historycznie niskich stóp.
Problem leży więc przede wszystkim w starszych umowach kredytowych, gdzie zapisy dotyczące ryzyka są po prostu zdecydowanie zbyt ogólne – przyznaje Górski.
A ci „starzy kredytobiorcy” mniej odczuwają wzrost stóp, więc pewnie są mniej skłonni do sądowych batalii.
Masz w umowie kredytowej symulację rat? Nie wszystko stracone
jest bowiem jeszcze drugi element, na którym kancelaria opiera swoją strategię podważania umowy kredytowej w sądzie.
Jest też kwestia niejasności ustalania stawki WIBOR. Ale nie chodzi bynajmniej o sposób kwotowania samego wskaźnika, ale o to, że kredytobiorca przy zawieraniu umowy był odsyłany do jakichś wewnętrznych regulaminów banku, które określały sposób ustalania WIBOR-u dla danej umowy kredytowej, ale owe regulaminy nie były częścią samej umowy, klient nie miał więc do nich dostępu
– wyjaśnia mecenas.
I przyznaje, że kwestię ustalania samej stawki WIBOR, czyli tego, czy wskaźnik ten jest reprezentatywny, choć ustalany na bazie nielicznych transakcji międzybankowych, również bada pod kątem prawnym, ale nie podnosi tego argumentu w sądach.
Wniosek? Nie każdy, kto ma w umowie WIBOR może od razu biec do sądu.
Według Radosława Górskiego takich umów, które można próbować podważać w sądzie ze względu na niedopełnienie obowiązku informacyjnego przez bank czy odwołania w umowie do zewnętrznych regulaminów niedostępnych dla klienta są dziesiątki, jak nie setki tysięcy4. Mowa o ciągle czynnych umowach.
To dużo, ale przypomnę tym, którzy już wieszczą załamanie w sektorze bankowym i prawdziwą bombę, którą ten pierwszy mały sukces złotówkowiczów miałby zwiastować, że na koniec pierwszego półrocza 2022 r. mieliśmy w Polsce ok 2 mln kredytów złotowych. A największy problem z wysokim obecnie WIBOR-em mają ci, którzy podpisywali nowe umowy, a więc te, w których banki rzetelnie informowały o ryzyku. Nie napalajcie się więc tak na koniec z WIBOR-em w sądach. Wcale nie tak łatwo będzie wyrzucić go z umowy. Banki w ostatnich latach jednak trochę odrobiły lekcje.