Jest piątek, to podsumujmy nowe kłopoty Elona Muska: wyniki sprzedaży, dochodzenie NHTSA...
Elon Musk to z jednej strony wizjoner, a może nawet geniusz biznesu, a z drugiej strony wieczny dzieciak, który uwielbia od czasu do czasu zrobić coś dla draki. Takie pewnie były kulisy wprowadzenia przez Teslę spektakularnej, ale niedopracowanej funkcji zdalnego sterowania samochodem jak zabawką. Po serii stłuczek Musk ma na głowie dochodzenie rządowej agencji, a jakby tego było mało, akcje spółki właśnie tąpnęły, bo jej wyniki sprzedaży, choć rekordowe, rozczarowały inwestorów.
Fot. Flickr/TED Conference (CC BY-NC 2.0)
O wpadkach funkcji Smart Summon, która pojawiła się wraz z ostatnią zdalną aktualizacją oprogramowania samochodów Tesli, nie będę się rozpisywał, bo już zrobiła to Matylda w świetnym tekście na Spider's Web.
W największym skrócie chodzi o to, że za pomocą aplikacji można przywołać zaparkowany gdzieś dalej samochód, który samodzielnie podjedzie, jakbyśmy za pstryknięciem palcami za jego kierownicą posadzili szofera. Super, gdy na przykład jest oberwanie chmury, a my nie mamy parasola.
Beta, nie beta, liczy się efekt "wow"
Tego typu funkcjonalność to oczywiście żadna nowość. Już w 2013 roku podobny, prototypowy, ale działający w realu system zaprezentowało Audi. Na komercjalizację tego wynalazku nie zdecydował się dotąd żaden producent, bo w pełni bezpieczna i legalna jazda w 100 proc. autonomiczna to wciąż pieśń przyszłości.
Oczywiście Elon Musk jest innego zdania. Uznał, że choć funkcja Smart Summon jest wciąż na etapie wersji beta, można wyposażyć w nią tysiące jeżdżących po ulicach samochodów. Ich właściciele niezwłocznie przystąpili do testów, a Elon Musk wrzucił na Twittera link do tekstu, którego zachwycony autor zamieścił przykłady, jakie piorunujące wrażenie na przypadkowych przechodniach robią sunące bez kierowcy tesle.
Smart Summon pod lupą
Jak można było się spodziewać, bardzo szybko pojawiły się liczne doniesienia o stłuczkach parkingowo-garażowych, do jakich doprowadziło używanie funkcji Smart Summon. Na producenta spadła krytyka specjalistów z branży moto, a co gorsza dochodzenie w tej sprawie wszczęła NHTSA (National Highway Traffic Safety Administration), czyli potężna rządowa agencja bezpieczeństwa drogowego.
NHTSA ogłosiła , że jest w kontakcie z Teslą i zbiera informacje na temat incydentów związanych z używaniem funkcji Smart Summon. W wydanym w środę oświadczeniu agencji podkreślono, że NHTSA nie zawaha się podjąć działania, gdy uzyska dowody, że jest to defekt, który ma negatywny wpływ na bezpieczeństwo.
W czwartek Tesla opublikowała bardzo oczekiwane dane na temat sprzedaży samochodów w trzecim kwartale. Elon Musk wcześniej sygnalizował osiągnięcie pułapu 100 tys. egzemplarzy, co byłoby rekordem w historii spółki. Okazało się, że firma wprawdzie pobiła rekord, ale 97 tysięcy dostarczonych samochodów okazało się dla rynku wielkim zawodem.
Wall Street głodne sukcesów Tesli
Giełda zareagowała gwałtownym spadkiem notowań Tesli z ponad 243 dolarów do niecałych 226 dolarów za akcję. Potem spółka częściowo odrobiła straty, ale nadal kurs jej akcji oscyluje wokół 233 dolarów.
Reakcja rynku może wydawać się absurdalna, ale Tesla gra na zupełnie innych zasadach niż zwykłe giełdowe spółki. Wiara inwestorów w dzieło Elona Muska jest bardzo luźno związana z bieżącymi twardymi danymi ekonomicznymi. Firma jeszcze nigdy nie przyniosła zysku, ale jej wartość giełdowa i tak jest na poziomie koncernów GM i Ford, które w ostatnich latach co roku zarabiają po kilka miliardów dolarów na czysto.