Nacieszmy się otwartymi lasami, póki możemy. Teraz nie zamknie ich koronawirus, ale susza
Tak mało wody w glebie w marcu ostatni raz było 30 lat temu, a poprzednia tak bezśnieżna zima zdarzyła w 1961 roku. Już nikt nie ma wątpliwości, że nadchodzi susza, jakiej naprawdę długo nie widzieliśmy. W najbliższych miesiącach bardzo odczujemy jej skutki.
Fot. JB/Bizblog
Latem zeszłego roku stan suszy rolniczej ogłoszono w 14 województwach i prawie w połowie gmin. W tym roku będzie dużo gorzej. Obfite opady deszczu mieliśmy ostatnio pod koniec grudnia zeszłego roku, a na przykład w Warszawie pierwszy śnieg pojawił się dopiero 8 stycznia.
Z danych Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie wynika, że w Wielkopolsce, na Kujawach i Dolnym Śląsku opady za grudzień 2019 r. stanowiły jednie 40-60 proc. normy wieloletniej. W styczniu na południu kraju odnotowano deficyt opadów sięgający ponad 50 proc. wieloletniej sumy opadów. Do tego dochodzą jeszcze fatalne trzeci rok z rzędu warunki hydrologiczne polskich rzek, które pobijają kolejne rekordy niskich stanów.
Rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Grzegorz Walijewski stawia sprawę jasno:
Susza znowu zamknie nam lasy
Jeden z głośniejszych lamentów w czasie pandemii podniósł się, jak rząd - w obawie przed dalszą transmisją koronawirusa - zamknął parki, skwery i lasy. Pojawiły się wtedy petycje i apele do premiera i prezydenta, stwierdzające, że to zła decyzja i trzeba ją jak najszybciej zmienić. I tak się też stało: 20 kwietnia rząd ponownie lasy otworzył. Ale jak się okazuje nie na długo. Teraz jednak spacerowania między drzewami zakazują coraz częściej Lasy Państwowe.
W zeszłym tygodniu na taką decyzję zdecydowało się Nadleśnictwo Świeradów w województwie dolnośląskim, które zakazało wstępu do 30 kwietnia do trzech ze swoich 14 leśnictw. W ostatnią niedzielę kwietnia podobną decyzję podjęto w Nadleśnictwie Ostrów Mazowiecki. Przyczyna taka sama: spore zagrożenie pożarowe. Dość powiedzieć, że na 10 kwietnia w całym kraju mieliśmy już 1520 pożarów lasów. Rekordowy pod tym względem był 5 kwietnia, kiedy odnotowano aż 118 tego typu pożarów.
Okres wczesnej wiosny jest dla lasów najgorszy. Nie ma jeszcze świeżej roślinności, tylko ta stara, bardzo wysuszona po kolejnej bezśnieżnej zimie. Mówimy o wilgotności poniżej nawet 10 proc. co już jest doskonałą pożywką dla jakiegoś niedopałka
- przekonuje Zdobysław Czarnowski z Nadleśnictwa Kościerzyna w kanale Echa Leśne na YouTube.
Prognozy meteorologiczne wskazują, że opadły deszczu powinny pojawić się w tym tygodniu. Według najnowszych wyliczeń przez tydzień na Mazowszu miałoby spaść miejscami nawet 60 mm deszczu. Tylko nawet to może w obecnej sytuacji okazać się niewystarczające.
Najgorsza susza w historii Polski
Ostatni obfity deszcz w Warszawie spadł w połowie marca, ale eksperci tłumaczą, że nie chodzi o jednorazowe wyrwy w pogodzie, lecz o regularne opady. Inaczej – jak wskazuje hydrolog, prof. Paweł Rowiński – możemy mieć do czynienia z najbardziej dotkliwą suszą w historii Polski.
„W tej chwili mamy znacznie gorszą sytuację hydrologiczną niż w analogicznym okresie w ubiegłym roku. Zeszłoroczna susza była dotkliwa. Jeżeli w najbliższych tygodniach nie pojawią się regularne opady deszczu, tegoroczna susza może być jeszcze gorsza, być może jedna z najgorszych w historii naszego kraju” – przekonuje naukowiec w rozmowie z PAP.
Powtórka ze Skierniewic, ale na większą skalę
Pamiętacie sytuację sprzed roku w Skierniewicach? Tam, w pierwszych dniach czerwca, zapasy wody liczyły jeszcze 6 tys. metrów kwadratowych. Ale przez to, że w jednym miejscu spotkało się rekordowe zużycie wody (do 260 tys. m sześć. w ciągu miesiąca) oraz równie rekordowy brak opadów - już 8 czerwca wody w miejskich zbiornikach nie było w ogóle. W efekcie w wielu skierniewickich domach (zwłaszcza tych w budynkach kilkupiętrowych) po odkręceniu kurka z wodą nic się nie działo.
Czy taki scenariusz może powtórzyć się w tym roku i to na znacznie większym terenie niż jedno miasto? Jak najbardziej. Nie na darmo przecież Jan Krzysztof Ardanowski, minister rolnictwa i rozwoju wsi już teraz apeluje, żeby oszczędzać każdą kroplę wody. Bo może jej za chwilę zabraknąć. Nie tylko na potrzeby komunalne, czy do utrzymania zwierząt, ale także do jedzenia.
Szanujmy wodę, nie trwońmy jej bezproduktywnie, nie trwońmy jej w sposób głupi
- przekonuje szef resortu rolnictwa.
Susza może uderzyć też w system energetyczny
Susza oprócz tego, że może dać nam się mocno we znaki właśnie przez suche krany albo znacznie droższe przez to owoce i warzywa - może mieć też jeszcze inne skutki. Chodzi o destabilizację systemu energetycznego, na co zwraca uwagę na Twitterze publicysta Bizblog.pl Piotr Maciążek.
Nie wykluczałbym, że w lecie jednym z ważniejszych tematów gospodarczych będzie dyskusja o docelowej skali importu energii elektrycznej do Polski
- twierdzi Piotr Maciążek.
A wszystko przez to, że wiele elektrowni węglowych nie ma obiegu zamkniętego, a chłodzi się wodą z rzek lub z jezior. Obecnie w ten sposób wytwarzamy ok. 77 proc. naszego prądu - właśnie z węgla. Tymczasem jak wskazywał raport Greenpeace z 2016 r., elektrownie węglowe odpowiadają za aż 70 proc. całkowitego poboru wody w kraju. To światowy rekord.
Skoro zaś stan wód w polskich rzekach jest na rekordowo niskim poziomie, to elektrownie nie będą mieć innego wyjścia, jak tylko zmniejszyć swoją moc, czyli produkować mniej energii. Jeżeli by tak się nie stało, to do rzek i jezior tym samym trafiałaby z powrotem coraz cieplejsza woda - co może mieć destrukcyjny wpływ na środowisko.
Na szczęście w Polsce coraz więcej jest też elektrowni węglowych ` zamkniętym obiegiem wody chłodzącej wykorzystujące w tym celu tzw. chłodnie kominowe. Czy te jednak zbilansują braki spowodowane rekordową suszą? To już takie pewne nie jest i być może rzeczywiście import energii do Polski stanie się za kilka miesięcy głównym wyzwaniem.