Doradca rządu wygadał się w sprawie cen gazu. Przypadkiem natrafiłem na epicką kłótnię
Szef CAS przyznał, że drastyczne podwyżki cen gazu dla niektórych mieszkańców były efektem zaniedbania ustawodawcy, do czego PiS za nic w świecie nie chce się przyznać. Norbert Maliszewski zwala winę na spółdzielnie mieszkaniowe, ale z drugiej zapowiada prace legislacyjne nad zmianą przepisów.
Szef Centrum Analiz Strategicznych i dziennikarz Wirtualnej Polski starli się na Twitterze w sprawie drastycznych podwyżek cen gazu. Poprztykali się, podokuczali, a my dowiedzieliśmy się pewnie więcej, niż rząd chciałby otwarcie przyznać.
Czasami najszczersze odpowiedzi padają w stanie podwyższonego zdenerwowania. A może nawet nie tyle padają, ile ich autor przemyca je między wierszami, być może nawet nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Na tego typu dyskusję można było natknąć się we wtorkowy wieczór na Twitterze.
W jednym narożniku stanął dziennikarz WP Patryk Słowik, z wykształcenia prawnik. W drugim – Norbert Maliszewski, psycholog społeczny, doktor habilitowany nauk humanistycznych, który w trakcie wycieku maili Dworczyka dał się poznać, jako jedna z osób mających największy wpływ na tworzenie rządowych narracji. Szczególnie tych, dotyczących sytuacji kryzysowych.
Podwyżki cen gazu uderzyły w odbiorców
Na tapecie znalazł się temat potężnych podwyżek cen gazu, które od Nowego Roku dotknęły niektórych odbiorców indywidualnych. Dodajmy - wbrew zapewnieniom rządu mówiącym, że nad przeciętnym Kowalskim zostanie rozpostarty parasol ochronny.
Warto tu przytoczyć fragment tej rozmowy:
Mieszkam w spółdzielni mieszkaniowej, w której jest 206 bloków. Mieszka w niej ok. 75 tys. osób. Przed chwilą pan prof. Norbert Maliszewski wkleił mi informację, że możemy mieć tańszy gaz, jeśli w spółdzielni nie ma ani jednego sklepu, ani jednego fryzjera, ani jednej piekarni. Brawo
- ironizuje Patryk Słowik.
W odpowiedzi Norbert Maliszewski zarzuca mu rozpowszechnianie fałszywych informacji. Tłumaczy, że "trzeba było" podpisać dwie oddzielne umowy. Jedną dla gospodarstw domowych, drugą dla lokali użytkowych.
By przeciąć ten proces, na którym tracili mieszkańcy, będzie nowy projekt
- precyzuje
Ale mieszkańcy na tym nie tracili do tego roku. I mówi Pan: „trzeba było”. Mogę prosić o podstawę prawną, skoro trzeba było? - ripostuje dziennikarz
Szef CAS wyjaśnia, że część spółdzielni podpisywało umowy komercyjne, bo do momentu wybuchu kryzysu energetycznego było to dla nich bardziej opłacalne. Teraz gdy stawki dla podmiotów komercyjnych poszły gwałtownie w górę, sytuacja diametralnie się zmieniła i spółdzielnie lepiej wyjdą na rozdzieleniu taryf, bo tylko te dla gospodarstw domowych są nadzorowane przez Urząd Regulacji Energetyki.
Fakt średni wzrost cen gazu w przypadku odbiorców indywidualnych to mniej więcej 50 proc.
Panie Profesorze, cofnijmy się. Napisał Pan, że trzeba było podpisać umowy indywidualne. Poprosiłem o podstawę prawną. Ponawiam prośbę. To dla mnie ważna informacja, bo wychodzi na to, że zaniedbałem swój obowiązek w spółdzielni - drąży Słowik
Maliszewski przyznaje, że spółdzielnie mogły, a nie musiały podpisywać umowy rozdzielające.
Szanowny Panie Redaktorze, mogły zgodnie z prawem, musiały zgodnie z matematyką/interesem gospodarstw domowych
- precyzuje rządowy doradca
No właśnie nie. Nie wiem, iloma spółdzielniami mieszkaniowymi Pan Profesor zarządzał, ale istnieje prawdopodobieństwo, że mam odrobinę większe doświadczenie. Daję więc znać Panu Profesorowi, że indywidualna umowa nie zawsze była bardziej opłacalna - puentuje dziennikarz
Za dużo marketingu, za mało myślenia
Czego dowiedzieliśmy się z tej dyskusji? Szef CAS przyznał poniekąd, że drastyczne podwyżki dla niektórych mieszkańców były efektem zaniedbania ustawodawcy, do czego PiS za nic w świecie nie chce się przyznać. Maliszewski niby to zwala winę na spółdzielnie, z drugiej zapowiada prace legislacyjne nad zmianą przepisów.
A wszystko wskazuje na to, że w ferworze walki o Nowy Ład, nikt takiego scenariusza nie przewidział, co Maliszewski też w zasadzie przyznaje, mówiąc oględnie o tym, co spółdzielnie powinny zrobić, a czego nie zrobiły. Dodajmy - mocno po czasie, bo mleko się już przecież rozlało.
Sek w tym, że rząd nie przeprowadził żadnej kampanii informacyjnej i trudno zaryzykować tezę, że było to celowe działanie. Premier Morawiecki brał przecież wzrost cen surowców na klatę, obiecując ulgi dla Polaków. A teraz te ceny wybuchły niektórym w twarz. Jakby nie patrzeć w oczach wyborców obciąża to tego, który obiecywał, że po 1 stycznia wcale nie będzie tak źle.
Problem z PIT-2
Tak samo był zresztą w przypadku słynnego już PIT-2. Nauczyciele i policjanci dostali w styczniu niższe pensje, bo nie złożyli u pracodawców stosownego oświadczenia dot. zaliczek na podatek dochodowy. Rząd chętnie chwalił się podwyżkami wynagrodzeń "dla zwykłych ludzi" po wprowadzeniu reformy podatkowej.
Nikt im jednak nie powiedział, że muszą sami tego dopilnować. W innym wypadku pracodawca będzie odprowadzał zaliczkę bez ulgi, a nauczyciele dodatkowe pieniądze zobaczą dopiero w przyszłym roku po rozliczeniu zeznania podatkowego.
Na razie skutki dla partii rządzącej są opłakane. W eter za sprawą przemówienia Donalda Tuska poszedł przypadek emerytki z Wawra, której rachunek za gaz wzrósł ze 195 zł do 1600 zł. Wiceprezydentka Warszawy Renata Kaznowska podawała przykład lokali, w których miesięczne opłaty za gaz wzrosną ze 100-200 zł do nawet 1500 zł.
Rząd chce teraz odkręcić to zamieszanie i na szybko stworzył projekt nowej ustawy, Spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe mają zostać z automatu uznane za zbiory lokali mieszkalnych, a lokale komercyjne będą musiały zgłaszać oddzielnie. Prawo ma działać wstecz, tj. od 1 stycznia 2022 r.
To spowoduje, że Polacy będą bezpieczni, a skala podwyżek cen gazu będzie daleka od rynkowej. Będzie na poziomie 50 proc., tak jak dla wszystkich gospodarstw domowych
- obiecuje Jacek Sasin
Rząd zdążył w międzyczasie obwinić za podwyżki Rafała Trzaskowskiego, a całą awanturę sprowadzić do tematu walki politycznej. Po głowie dostały też oczywiście spółdzielnie. Winowajców było wielu, ale ostatecznie to Rada Ministrów gmera w przepisach i stara się odwrócić skutki podwyżek. Prawo było tak dobre, że należy je zmienić. Czego nie rozumiecie?