Tylko jeden kraj w Unii ściąga tak dużo ropy z Rosji. To Polska
Polskiemu rządowi nie udało się całkowicie zrezygnować z ropy z Rosji. M.in. przez takie a nie inne uwarunkowania geograficzne i historyczne. Obecnie nikt w UE nie kupuje tego surowca tak dużo jak my i zostaliśmy niekwestionowanym liderem. Ale broniąc się rękami i nogami przed rosyjskim importem jeszcze bardziej, za chwilę możemy wpaść w kolejną paliwową pułapkę. Przestrzega przed tym w swoim najnowszym opracowaniu Forum Energii.
Szlaban na dostawy węgla z Rosji postawiliśmy bardzo szybko, jako jedni z pierwszych w UE. Górniczy związkowcy zarzucali nawet rządowi, że ciut się z tym pospieszył. Lepiej przecież wcześniej było załatwić alternatywne kontrakty, a nie na odwrót. I bardzo podobne deklaracje padały też w sprawie ropy z Rosji. W tym przypadku też mieliśmy zamknąć na cztery spusty bardzo szczelnie nasze drzwi.
Z najnowszego opracowania Forum Energii wynika jednak co innego - tym razem skończyło się tylko na słowach. Ropa z Rosji dalej trafia do Polski, chociaż w znacznie mniejszych ilościach, niż miało to miejsce wcześniej.
Ropa z Rosji ciągle trafia do Polski
Forum Energii wytyka, że jednak nie udało się Polsce całkowicie pożegnać z ropą z Rosji. W styczniu 2023 r., zgodnie z deklaracjami PKN Orlen, udział rosyjskiego surowca w portfolio firmy wynosił ok. 10 proc. (wobec ok. 60 proc. rok wcześniej). Ale inne kraje, w tym Niemcy, z początkiem nowego roku jednak bardziej zakręciły swój kurek. I tym samym Polska, mimo sporego ograniczenia swoich dostaw rosyjskiej ropy, wskoczyła na fotel lidera wśród jej importerów w UE. Co gorsza: to nie jest żaden incydent, który za chwilę minie.
Autorzy tego opracowania jednocześnie zwracają uwagę, że można byłoby to zjawisko ukrócić prędzej. O ile weszłyby w życie sankcje na import rosyjskiej ropy też rurociągami, a nie jedynie drogą morską. Ale w tym przypadku wymagane byłoby porozumienie między Czechami, Słowacją i Węgrami, co jest jednak mało prawdopodobne. Już bardziej możliwe jest nałożenie sankcji tylko na ropę dostarczaną jednym rurociągiem Przyjaźń, który dostarcza paliwa tylko do Polski i Niemiec.
Możemy za chwilę wpaść z deszczu pod rynnę
Pewne jest jedno: czasy, kiedy z Rosji sprowadzaliśmy nawet 60 proc. całego wolumenu ropy, już nie wrócą. Polski rząd nie od dzisiaj odwraca się od rosyjskich paliw kopalnych, a nakręcany przez Gazprom kryzys energetyczny i rosyjska agresja na Ukrainę tylko ten proces przyspieszyły. Jednocześnie, jak zauważają analitycy Forum Energii, zwiększamy swoją zależność od dostaw surowca realizowanych przez Saudów. Przejęcie przez Saudi Aramco rafinerii w Gdańsku odbiło się u nas szerokim echem i być może będą tego jeszcze jakieś konsekwencje polityczne.
Rosja cały czas zarabia na sprzedaży paliw kopalnych
Nakładane więc sankcje na rosyjskie paliwa kopalne działają na pół gwizdka. Co prawda od kwietnia ub.r. takie państwa jak Indie, Singapur czy Turcja z premedytacją mieszają ropę z Rosji i sprzedają dalej, ale już jako całkowicie nowy produkt. Tak spreparowaną ropę kupuje m.in. Wielka Brytania. Nic więc dziwnego, że jak wykazuje to Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA), Rosja cały czas na tym energetycznym handlu nieźle zarabia. Moskwa w ten sposób od początku wojny zainkasowała blisko 290 mld euro.
Najwięcej, bo ponad 194 mld euro (67 proc.) pochodzi z handlu ropą, więcej niż 70 mld euro (24 proc.) z handlu gazem i najmniej, bo niecałe 25 mld euro (9 proc.), z węgla. Jeżeli zaś chodzi o Unię Europejską, to tutaj rachunek liczony od 24 lutego 2022 r. opiewa teraz na kwotę ponad 140 mld euro. Najwięcej z ropy, czyli prawie 86 mld euro (61 proc.), potem z gazu – prawie 51,5 mld euro (36 proc.) i na koniec z węgla – ponad 3 mld euro (3 proc.).