Hokus-pokus, czary-mary i rata hipoteki spada z 4000 do 1700 zł. Ależ to będzie piękna banieczka
Kredyty hipoteczne za darmo? To kupa opakowana w ozdobne sreberko. Donald Tusk podbija stawkę i obiecuje kredyty 0 proc. na pierwsze mieszkanie. Tu się nawet nie ma co rozwodzić nad tym, czy ten pomysł to populizm, czy jeśli przejmie władzę w Polsce, to go dowiezie, ani skąd na to wytrzaśnie pieniądze. Tu trzeba raczej uświadamiać, że ten pomysł spowoduje, że już naprawdę nikogo nie będzie stać na mieszkanie.
Kredyt hipoteczny 0 proc. – o tym pomyśle Platformy Obywatelskiej, który ogłosił Donald Tusk podczas spotkania z wyborcami w Pabianicach, wiadomo niewiele, bo to jeszcze żaden pomysł, a jedynie slogan. Kredyty na mieszkania miały by być za darmo i przysługiwać osobom do 45. roku życia, oczywiście tylko na pierwsze mieszkanie.
Można spekulować, że to nie państwo miałoby zapłacić za to, ale ktoś przecież musi, nie ma nic na darmo. Odnoszę wrażenie, że to banki miałby wziąć na siebie te koszty, bo szef PO powiedział jasno, że przygotowany zostanie mechanizm, dzięki któremu banki nie będą „szczególnie zagrożone”.
Zanim się jednak ucieszycie, że Donald Tusk chce wam zaserwować kredyt na 25 lat za mieszkanie 60-metrowe, którego rata z dzisiejszych 4-4,2 tys. zł spadnie do 1,7 tys. zł (to wyliczenia polityka), zastanówcie się, czy to w ogóle może zadziałać.
Sukces programu mieszkaniowego wszystko zepsuje
Owszem, politycy mogą sobie przyjąć ustawę, że kredyty hipoteczne mają być za darmo. I będą. Tylko jaki będzie tego efekt? Załóżmy, że banki naprawdę będą takich kredytów udzielać. Kto by nie chciał hipoteki za darmo? Każdy, kto będzie mógł ją dostać. Popyt na kredyty eksploduje, a w ślad za nim popyt na mieszkania. Deweloperzy będą przeszczęśliwi. Tylko co zrobią, jak ludzie ustawiają się w kolejkach, żeby kupić od nich mieszkanie? Podniosą ceny. Każdy normalny przedsiębiorca by tak zrobił.
To nie teoria, że jak popyt rośnie, to cena też idzie w górę. Doskonale wiadomo, że za wzrostem cen mieszkań w ostatnich latach, na który tak utyskujemy, stoją programy dopłat do kredytów uchwalane przez polityków, żeby wam niby pomóc. Tylko że ta pomoc jest złudna, bo to właśnie ona nadmuchała rynek nieruchomości. A przecież dotąd nikt jeszcze nie rozdawał kredytów za darmo. Gdyby to się stało, to dopiero będzie jazda z cenami.
Jak to się skończy? Ta pomocna dłoń Donalda Tuska niczego nie rozwiąże. Kredyt może i będzie darmowy, ale ceny mieszkań tak skoczą, że raty też będą wyższe niż wspomniane 1,7 tys. zł. Może nawet wyjdzie na to samo (bo przecież i tak stopy procentowe spadną niedługo i raty tych kredytów nie za darmo będą znacznie niższe niż 4 tys. zł).
Radować będziecie się mogli co najwyżej z tego, że rata, choć wcale nie niższa, to w całości idzie na spłatę kapitału, a nie na odsetki dla banku. Z punktu widzenia waszego portfela, jeden pies, ale może na kogoś to zadziała.
W sumie to jestem pewna, że zadziała. Od dawna wyśmiewam oburzenie kredytobiorców, którzy odkrywają, że większość ich raty dzisiaj idzie na odsetki, jakby zupełnie nie rozumieli, że przy długoterminowym kredycie tak to działa w całym wszechświecie.
Kredyty hipoteczne przejdą do historii
Ale, ale! Skoro to banki mają ponieść koszt tego, że kredyty hipoteczne będziecie dostawać za darmo, to dlaczego miałyby ich właściwie udzielać? I tu dochodzimy do sedna: pomysł Tuska spowoduje raczej, że nikt już nie kupi w Polsce mieszkania na kredyt, czyli mieszkania będą dostępne tylko dla tych najbardziej majętnych kupujących za gotówkę.
Można napisać ustawę, że prywatny podmiot, jakim jest bank, nie może udzielać kredytu droższego niż 0 proc., a nie da się napisać ustawy, że ów bank ma w ogóle obowiązek go sprzedawać. Banki po prostu mogą przestać udzielać kredytów hipotecznych.
Właściwie już trochę idziemy w tę stronę. Niedawno prof. Waldemar Rogowski, główny analityk Grupy Biura Informacji Kredytowej, zauważył, że może i z punktu widzenia banku hipoteka jest jednym z kredytów o najniższych ryzyku dla udzielającego go banku, ale jednocześnie zrobił się to produkt o tak wysokim ryzyku prawnym i banki mogą się zniechęcać i wycofywać z masowego udzielania kredytów mieszkaniowych.
Nie zrozumcie mnie źle - zupełnie nie chodzi o to, że frankowicze powinni odpuścić bankom, żeby te się nie zniechęciły i nie przestały przypadkiem udzielać kolejnych hipotek. Ale być może rzeczywiście jesteśmy w momencie, w którym kredyt hipoteczny dla każdego odchodzi w przeszłość. A politycy tego zupełnie nie widzą i próbują grać w starą grę, w dodatku serwując wszystkim kolejną falę podwyżek cen mieszkań ukrytą w populistyczne sreberko.
Właściwie chciałabym myśleć, że są populistami i robią to z zimną krwią, bo wiedzą, że Kowalski po prostu ucieszy się z darmowego kredytu na mieszkanie i nie będzie jątrzył, czy to rzeczywiście dobry pomysł, tylko odda odpowiednio głos przy urnie. Ale zaczynam podejrzewać, że jest znacznie gorzej – politycy sami nie mają pojęcia, co tak naprawdę pakują w to sreberko i że to tylko pogorszy sprawę zamiast rozwiązać problem mieszkaniowy.
P.S. Trochę nakłamałam o tej ustawie
Będę uczciwa i sprostuję coś, co napisałam wyżej: to nieprawda, że nie da się napisać ustawy, która zmusi banki do oferowania klientom darmowych kredytów. Da się, skoro dało się zmusić je do oferowania darmowych kont osobistych. Nie wiedzieliście? Tak – każdy bank ma obowiązek mieć w ofercie podstawowy ROR, za który nie weźmie ani grosza, nie ma tu żadnych ukrytych opłat.
A mimo to jakoś Polacy z tego korzystają w niewielkim stopniu. Albo mało kto o tym wie (bank nie ma w tym interesu, żeby to rozgłaszać), albo te produkty są tak podstawowe, że nikt ich nie chce, bo potrzebuje jednak czegoś więcej. Tak czy inaczej, darmowe konta nie wywróciły świata do góry nogami.
Darmowe kredyty też tego nie zrobią.