Ateistyczni Czesi płodzą dzieci na potęgę, religijni Polacy mają inne priorytety
Dzietność w Polsce w 2022 r. wyniosła 1,46 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. To znacznie mniej niż 2,1 wymagane do osiągnięcia poziomu pozwalającego na zastępowalność pokoleń. W tym kontekście wiele mówi się o niedostatkach polityki społecznej. Równie istotne są tu jednak przemiany kulturowe. Jakże inna była sytuacja demograficzna Polski po II wojnie światowej. Dane z tamtego okresu budzą zdumienie. W 1950 r. wskaźnik dzietności wynosił 3,7 dziecka na kobietę i przekraczał 3 aż do 1961 r. – pisze Marcin Jendrzejczak w „Obserwatorze Finansowym”.
Wskaźnik dzietności najwyższy poziom osiągnął w Polsce po II wojnie światowej w latach 50. XX w., gdy kraj był nieporównywalnie uboższy. Polska dopiero podnosiła się ze zniszczeń wojennych, a kolejnym utrudnieniem było – także gospodarcze – uzależnienie od Rosji. Mimo to przez całe lata 50. (wcześniejsze dane są niedostępne) dzietność znajdowała się na niewyobrażalnym dziś poziomie powyżej 3 dzieci na kobietę.
Wskaźnik dzietności spadł poniżej poziomu gwarantującego zastępowalność (2,1) dopiero u progu III Rzeczypospolitej (w 1989 r.) i systematycznie obniżał się przez większą część okresu wolnej Polski.
Demografia po wojnie wystrzeliła
Do wysokiej dzietności w latach powojennych mogła przyczynić się ruina kraju. A precyzyjniej – dążenie do jego odbudowy. Masowa utrata ludności wskutek wojny wywołała swego rodzaju mobilizację. Choć w sytuacji uzależnienia państwa od ZSRR, gdzie trudno mówić o jakiejkolwiek niepodległości, to społeczeństwo odczuło jednak ulgę z powodu zakończenia wojny. W porównaniu z realiami wojennymi wzrosło poczucie bezpieczeństwa.
W kolejnych dekadach PRL wzrost populacji utrzymywał się na wyższym poziomie niż w wolnej Polsce. Można to wytłumaczyć mniejszymi możliwościami rozwoju zawodowego. Trudniej było choćby o wyjazdy na Zachód, a robienie kariery w międzynarodowych korporacjach stanowiło poprzeczkę nie do przeskoczenia. Ponadto mniejsza możliwość migracji pozwalała zachować tradycyjne więzi rodzinne, w tym międzypokoleniowe. Co więcej, zamknięcie na wzorce zachodnie utrudniło także przepływ idei związanych z przemianami obyczajowymi związanymi z buntem 1968 r.
Przyczyniło się to do utrzymania poziomu dzietności pozwalającego na zachowanie zastępowalności pokoleń przez cały okres PRL-u. Trudno jednak mówić o jakimś demograficznym sukcesie doby komunizmu. Po pierwsze dlatego, że dzietności w poprzednim ustroju w znacznej mierze sprzyjały czynniki skądinąd negatywne (jak wspomniany brak możliwości rozwoju). Po drugie, mimo wszystko, dzietność w PRL spadała. W III Rzeczypospolitej nastąpiło po prostu nasilenie tego trendu, a to doprowadziło do obecnej krytycznej sytuacji.
Najgorzej było przed 20 laty
2003-2006 to najgorsze lata z punktu widzenia demografii. Wówczas wskaźnik dzietności oscylował wokół tragicznego poziomu 1,2. Wzrósł on do poziomu 1,4 dziecka na kobietę dopiero w 2017 r. (i jednorazowo w 2010 r.). Od 2017 r. nie spada poniżej tego poziomu. A nawet nieznacznie rośnie. Obecna sytuacja demograficzna wciąż jest jednak gorsza niż w początkach III RP i okresu PRL-u.
Więcej wiadomości o demografii w Bizblog.pl
Jak podaje GUS w opublikowanym w listopadzie 2022 r. raporcie „Sytuacja demograficzna Polski do 2021 r.” „obserwowane od prawie 30 lat trendy procesów demograficznych wskazują, że sytuacja ludnościowa Polski jest trudna. W najbliższej perspektywie nie można spodziewać się znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny. Nadal niski poziom dzietności będzie miał negatywny wpływ także na przyszłą liczbę urodzeń, ze względu na zdecydowanie mniejszą w przyszłości liczbę kobiet w wieku rozrodczym. Z drugiej strony będzie powodować – przy jednoczesnym korzystnym zjawisku, jakim jest stosunkowo długie trwania życia – zmniejszanie podaży pracy oraz coraz szybsze starzenie się społeczeństwa poprzez przede wszystkim wzrost liczby i udziału w ogólnej populacji ludności w najstarszych rocznikach wieku”.
GUS wskazuje, że w III RP rośnie mediana wieku kobiet rodzących dziecko. W latach 1990–2000 wynosiła 26 lat. Z kolei w 2021 r. – już 31. Również o 6 lat podniósł się wiek matek decydujących się na pierwsze dziecko. Zmianę tę można tłumaczyć zwiększeniem możliwości zawodowych kobiet w wolnej Polsce, a także ich dążeniem do zdobycia wyższego wykształcenia. W 2021 r. połowa matek rodzących dziecko miała wyższe wykształcenie. To aż 8 razy więcej niż na początku lat 90. XX w.
Spadek dzietności w III Rzeczypospolitej może też być wynikiem wzrostu niepewności socjalnej. Z gospodarką rynkową wiążą się bowiem nie tylko większe szanse rozwoju, ale i większa niestabilność w porównaniu do socjalizmu. Rolą państwa jest łagodzenie tej niestabilności przez politykę społeczną. Ta, niestety, przez znaczny okres III Rzeczypospolitej była niewystarczająca i ograniczała się do wsparcia uzależnionego od kryterium dochodowego, przy czym to wsparcie było mocno ograniczone. Dopiero w 2016 r. wprowadzono masowy program 500 plus (z wyłączeniem pierwszego dziecka), a od lipca 2019 r. świadczenie przysługuje już na każde dziecko do ukończenia 18 roku życia niezależnie od dochodu rodziny. Od 1 stycznia 2024 r. kwota świadczenia wychowawczego została podniesiona z 500 zł do 800 zł. Był to ważny krok w dobrym kierunku.
Kryzys sprzyja demografii?
W dzisiejszych dyskusjach dotyczących polityki prorodzinnej wielokrotnie mówi się o potrzebie materialnej pomocy. Jest ona niezbędna, lecz niewystarczająca. Sama poprawa sytuacji materialnej nie wystarczy bowiem do wzrostu dzietności. Najnowsza historia Polski ilustruje, że niekiedy to właśnie niski rozwój gospodarczo-społeczny idzie w parze z boomem. Te dane są zresztą zgodne z powszechnie stosowanym w naukach społecznych modelem faz rozwoju demograficznego. Wyróżnia on istnienie czterech etapów w zależności od rozwoju społeczeństw. Pierwsza faza występuje w najsłabiej rozwiniętych społeczeństwach. Wysoka dzietność jest neutralizowana przez dużą śmiertelność. W efekcie przyrost demograficzny pozostaje na niskim, a nawet ujemnym poziomie.
Faza druga występuje w krajach rozwijających się, choć wciąż ubogich. Śmiertelność spada wskutek upowszechnienia ochrony zdrowia, a dzietność pozostaje na wysokim poziomie (dominują tradycyjne wzorce rodziny). Mówimy wówczas o eksplozji demograficznej. Faza trzecia polega na gwałtownym spadku dzietności wskutek upowszechnienia czasochłonnej edukacji kobiet i mniejszej śmiertelności. Ludzie zdają sobie bowiem sprawę, że mogą płodzić mniej dzieci, gdyż większość z nich przeżyje. Niekiedy dochodzi do tego rozpowszechnienie środków antykoncepcyjnych lub wprowadzenie drastycznej polityki antynatalistycznej (np. polityki jednego dziecka jak w Chińskiej Republice Ludowej).
Czwarta faza polega na stabilizacji dzietności na bardzo niskim poziomie, podobnie jak śmiertelności. W tej sytuacji znajdują się dziś kraje rozwinięte. Kobiety opóźniają porody, poświęcają więcej czasu na studia i pracę zawodową, środki antykoncepcyjne są upowszechnione, a kultura niekoniecznie sprzyja tradycyjnej rodzinie. Ludzie bardziej cenią sukcesy zawodowe od poświęcania się potomstwu.
Model faz rozwoju demograficznego trafnie pokazuje bezzasadność twierdzenia, że poprawa sytuacji materialnej musi prowadzić do wzrostu dzietności. Wskazuje wręcz na odwrotną korelację. Zasadniczo kraje bogatsze i lepiej rozwinięte cechują się niższym wzrostem populacji.
Nie należy jednak popadać w przesadę i „winić” wyłącznie wzrost ekonomiczny za problemy demograficzne. Niektóre badania wskazują bowiem, że rozwój gospodarczy nie prowadzi automatycznie – a przynajmniej nie bezpośrednio – do zmniejszenia dzietności. Dla przykładu Frank Götmark i Malte Andersson, naukowcy z Uniwersytetu w szwedzkim Goteborgu, w artykule „Achieving sustainable population: Fertility decline in many developing countries follows modern contraception, not economic growth” opublikowanym w „Sustainable Development” (Volume 31, Issue 3, 28 grudnia 2022 r.) twierdzą, że „spadające wskaźniki dzietności w latach 1970–2000 wykazywały niewielki lub żaden związek z gospodarką (PKB lub konsumpcją gospodarstw domowych). Dzietność spadała niezależnie od tego, czy gospodarka rosła, czy znajdowała się w stagnacji, czy spadała. Spadek dzietności był jednak ściśle związany z rosnącym wykorzystaniem nowoczesnej antykoncepcji, co było w dużej mierze niezależne od zmian w gospodarce”.
Czy religia ma wpływ na demografię?
Oprócz czynników gospodarczych wpływ na dzietność wywierają także kultura i religia. W skali globalnej wskaźnik dzietności u chrześcijan to 2,7 dzieci na kobietę, czyli nieco więcej od globalnej średniej 2,5 (u muzułmanów jest jeszcze wyższy i wynosi 3,1 dziecka na kobietę).
Z kolei na korelację między religijnością i dzietnością w ramach danego kraju wskazuje na przykład opublikowana latem 2022 r. analiza Institute of Familiy Studies. W całym analizowanym okresie (1982–2019) widać, że wśród kobiet uczęszczających przynajmniej raz na tydzień do kościoła wskaźnik dzietności jest wyższy niż wśród wierzących, ale rzadziej praktykujących. Ale nawet ta „letnia” religijnie grupa wyróżnia się wyższą dzietnością od grup niereligijnych.
Natomiast Charalampos Dantis, Ester Lucia Rizzi i Thomas Baudin w artykule naukowym opublikowanym na łamach „European Journal of Population” (15 lutego 2023 r.) zwracają uwagę, że powiązanie między religijnością a wskaźnikiem dzietności występuje również w Europie. Ich zdaniem wynika to z korzystnej roli religii w utrzymaniu więzi rodzinnych. Rodzice w rodzinach religijnych przykładają większą wagę do relacji z dziadkami. W efekcie mogą liczyć na ich pomoc przy opiece nad dziećmi. Ułatwia to decyzję o powołaniu na świat potomka.
Korelacja nie musi oznaczać związku przyczynowo-skutkowego. Wiele jednak wskazuje na to, że w przypadku religijności i wzrostu dzietności taki związek istnieje. Większość tradycyjnych denominacji chrześcijańskich kładzie bowiem nacisk na wartości rodzinne, powołanie kobiety do macierzyństwa. W Biblii, szczególnie w Starym Testamencie, przedłużanie gatunku traktowane jest jako obowiązek. Wspomina o tym choćby autor Księgi Rodzaju (Pismo Święte 1, Rdz 28): „Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”.
Spadek religijności w Polsce, jaki nastąpił po upadku realnego socjalizmu, mógł być jedną z przyczyn pogorszenia się dzietności. Z drugiej strony ani wzrost gospodarczy, ani niski poziom religijności nie muszą zawsze wiązać się z problemami demograficznymi. Niezbędna jest zaś prorodzinna kultura, wspierana przez mądrą politykę prorodzinną. To właśnie pokazuje przykład Czech.
Czeski sukces
Organizacja Wisevoter podaje, że Czechy są krajem z największym procentem ateistów na świecie. Przekonanie o nieistnieniu Boga wyraża tam 78,4 proc. obywateli. Choć brak religijności zazwyczaj nie idzie w parze z wysoką dzietnością, to Czechy są wyjątkiem. O ile w 2002 r. wskaźnik dzietności wynosił 1,17, o tyle w 2020 r. wzrósł do 1,71 dziecka na kobietę. Choć wciąż pozostaje to poniżej poziomu gwarantującego zastępowalność pokoleń, to i tak jest to jeden z najwyższych wskaźników dzietności w Unii Europejskiej – podaje raport Instytutu Pokolenia „Czeski sukces demograficzny”.
Czescy rodzice małych dzieci otrzymują równowartość 60 tys. zł. Mogą je wykorzystać na pokrycie kosztów opieki nad dzieckiem od 7 miesiąca jego życia do ukończenia przez dziecko 4 roku życia. Mają też możliwość decydowania o rozłożeniu tego świadczenia w czasie. Ten zastrzyk gotówki nie jest powiązany z zatrudnieniem lub jego brakiem. Specyfiką czeską jest spory nacisk kładziony na sprawowanie osobistej opieki nad małymi dziećmi. Oznacza to, że państwo dopłaca kobietom właśnie w okresie, gdy opiekują się nowym członkiem rodziny. W ten sposób rząd wspiera wartości już zakorzenione w kulturze.
Kultura jest istotnym czynnikiem sprzyjającym sukcesowi demograficznemu Czech. Aż 48 proc. naszych południowych sąsiadów uznaje posiadanie oraz wychowanie dzieci za obowiązek społeczny. To o 25,7 punktów procentowych więcej niż w Polsce, podaje Instytut Pokolenia. Nie ma zatem jedynie słusznej recepty na poprawę sytuacji demograficznej w Polsce. Odpowiednia polityka społeczna jest ważna. Ale co najmniej równie istotna jest – motywowana religijnie lub w inny sposób – kultura prorodzinna.