W poniedziałek rano złoty umacniał się w stosunku do dolara, franka i euro. Po panicznej wyprzedaży naszej waluty sprzed tygodnia nie ma już śladu. Złotówka nie miała się tak dobrze od pierwszych dni marca.
Od momentu rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę złoty i inne waluty regionu systematycznie się osłabiały. Spadki naszej waluty nakręcało dodatkowo nerwowe zachowanie Polaków, którzy rzucili się do kantorów, szukając ratunku w dolarach i euro.
Wojenna panika nieco jednak ustępuje. W poniedziałek rano dolar tracił do złotówki prawie jeden procent i spadł do poziomu 4,3369. W ubiegły poniedziałek amerykańska waluta kosztowała około 4,60 zł.
Mocno w dół poleciał też frank szwajcarski, który wyceniony został przy rynek na 4,6361 zł. Tydzień temu kurs zbliżał się już niebezpiecznie do 5 zł, krążąc w granicach 4,91-4,95 zł.
Wyraźnie osłabia się też europejska waluta. Na początku tygodnia za jedno euro trzeba dać 4,7532 zł. To 25 groszy poniżej ubiegłotygodniowego szczytu.
Złotówkę czeka stabilizacja?
Instytucje odpowiedzialne za polski system finansowy są spokojne o najbliższe losy złotego. W ubiegłym tygodniu prezes NBP Adam Glapiński podkreślał, że złotówka jest niedowartościowana, a spadki nie znajdują uzasadnienia w aktualnej sytuacji gospodarczej kraju i są efektem wojny na Ukrainie.
Zdaniem prezesa NBP polską walutę czeka stabilizacja. Podobne zdanie wygłosił w Radio TOK FM Ludwik Kotecki. Członek Rady Polityki Pieniężnej stwierdził, że kurs złotego do euro powinien trzymać się w granicach 4,7-4,8. Widełki w przypadku dolara wynoszą zdaniem Koteckiego 4,3-4,4 zł.