Wiatraki w Polsce nie mogą się rozpędzić. Nowelizacja utknęła w rządzie
Ta historia jest już tak prawie długa, jak blisko półtoraroczne rządy koalicyjnej ekipy Donalda Tuska. Pierwsze obietnice nowelizacji ustawy w sprawie wiatraków padły ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) w styczniu 2024 r. A potem co kilka miesięcy słyszeliśmy, że stanie się to już za chwilę, na kolejnym posiedzeniu, przy najbliższej możliwej okazji. Na początku marca br. już prawie byliśmy w ogródku. I znowu mamy opóźnienie.

Paulina Henning-Kloska, minister klimatu i środowiska, z dumą ogłosiła ma dwa tygodnie temu przyjęcie nowych regulacji przez Komitet Stały Rady Ministrów.
To droga do inwestycji, które pozwolą istotnie obniżyć ceny energii - napisała szefowa MKiŚ na platformie X.
Dwa tygodnie później okazało się, że ta droga będzie dłuższa, a niższe cena energii muszą poczekać. Formalnie nowelizacja nie dostała zielonego światła.
Wiatraki, czyli rząd zapoznał się z nowelizacją
Sprawę wyjaśnił wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Jak poinformował, rząd przyjął kierunkowo nowelizację ustawy dotyczącej wiatraków. Formalne zatwierdzenie - w trybie obiegowym - ma mieć miejsce do 21 marca. Przy okazji wiceszef rządu dodał, że zielona energia jako jeden „z elementów budowy miksu energetycznego w Polsce” jest priorytetem dla polskiego rządu.
W każdym przypadku, żeby wiatrak mógł powstać, musi być plan zagospodarowania przestrzennego i zgoda gminy. Rząd daje możliwości, żeby to społeczeństwo na poziomie lokalnym decydowało, ile chce mieć wiatraków. My dajemy możliwość. Skracamy tę odległość - zapewnił Kosiniak-Kamysz.
Więcej o wiatrakach przeczytasz na Spider’s Web:
Nowelizacja skończyć z zasadą 10H, która skutecznie od lat blokowała rozwój energetyki wiatrowej na lądzie. Nowe przepisy wskazują, że odległość wiatraków od zabudowań mieszkalnych zmniejszy się do 500 m. Z kolei od parków narodowych wiatraki mają być oddalone co najmniej 1500 m i jeden hektar od dróg krajowych. Po przyjęciu tych przepisów, które mają trafić na pierwsze w kwietniu obrady sejmu (2–4 kwietnia), ma się też poprawić efektywność wiatraków.
Ta ustawa została uzupełniona o rozwiązania dotyczące wymiany turbin starszego typu, mniej efektywnych na nowe i państwo będzie wspierać proces repoweringu, który jest bardzo potrzebny. To zmiany oczekiwane, zwiększy się efektywność - przekonuje wicepremier polskiego rządu.
Kosztowne opóźnienie legislacyjne
Nowelizacja ustawy wiatrakowej i pożegnanie zasady 10H znalazły się w tzw. 100 konkretach na pierwsze 100 dni rządu Donalda Tuska. Tymczasem od powołania szefa Koalicji Obywatelskiej na stanowisko premiera przez prezydenta Andrzeja Dudy 13 grudnia 2023 r. minęło już 462 dni.
Pilne przyspieszenie inwestycji w odnawialne źródła energii, w tym lądowe farmy wiatrowe, jest kluczowe dla ograniczenia kosztów energii, zapewnienia stabilności gospodarczej i wspierania rozwoju lokalnych społeczności. Każde opóźnienie w tej kwestii to dodatkowe obciążenie finansowe dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw - apeluje od miesięcy Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).
PSEW wylicza łączne straty naszego kraju wynikające z braku nowelizacji ustawy w sprawie wiatraków na 63 mld zł do 2030 r. I odbija się to na kieszeniach Polaków. Bo, jak przekonuje PSEW, każdy gigawat zainstalowanej energii z lądowych farm wiatrowych, to cena energii niższa o ponad 9 zł za megawatogodzinę.
Nie mamy czasu ani pieniędzy na marnowanie tego potencjału - twierdzi szef PSEW.