Będziemy mieli poważne niedobory prądu. OZE nie ma szans szybko zastąpić wygaszanej energii z węgla
Urząd Regulacji Energetyki wziął pod lupę plany inwestycyjne wytwórców energii elektrycznej do 2034 r. Analiza pokazała, że dobrze nie jest, a może być jeszcze gorzej. Całkiem prawdopodobna staje się bowiem luka energetyczna, w którą wpadniemy i która ma wynieść nawet 4,6 GW.

URE chciał sprawdzić, czy mające odchodzić sukcesywnie w niepamięć kolejne jednostki węglowe w kolejnych latach będą zastępowane przez instalacje OZE. Tak, żeby nie występował żaden niedobór energii. Dlatego na celowniku znalazły się plany inwestycyjne przedsiębiorstw energetycznych, rozpisane do 2034 r. Okazuje się, że dobrze nie jest. Szykuje nam się bowiem w tym czasie sumaryczne zmniejszenie potencjału wytwórczego - o 11 proc., co przekłada się na ok. 4,6 GW. Jak temu może na zaradzić?
URE: szykuje się spora luka energetyczna
Przedsiębiorstwa energetyczne planują do 2034 r. oddać do eksploatacji łącznie ponad 14,2 GW nowych mocy wytwórczych, z czego najwięcej ma pochodzić z technologii offshore (4,8 GW, czyli 34 proc. wszystkich nowych mocy), gazu ziemnego (4,4 GW - 31 proc.) oraz fotowoltaiki (2,8 GW - 19 proc.). W tym samym czasie wycofywane będą z użytku jednostki oparte głównie na węglu kamiennym i brunatnym. W sumie ma to być 18,8 GW. Więcej nam z systemu mocy ucieknie, niż przybędzie. Luka energetyczna wyniesie 4,6 GW.
Jak temu można już teraz zaradzić? Trzeba innymi rozwiązaniami zabezpieczyć stabilność pracy krajowego systemu elektroenergetycznego. Rafał Gawin uważa, że w pierwszej kolejności powinniśmy postawić na modernizację obecnej infrastruktury, a także cyfryzacja całej sieci.
Nie każde OZE tak samo stabilizuje system
Z analizy URE wynika, że OZE mają jak najbardziej rosnąć, ale nie na tyle, żeby dziurę po węglu szybko załatać. Co więcej: nie każda energia odnawialna do tego w równym stopniu się nadaje. Chodzi o tzw. korekcyjny współczynnik dyspozycyjności (KWD), określony przez ministra klimatu i środowiska, który pokazuje dyspozycyjność źródeł w zależności od zastosowanej technologii.
Dla elektrowni słonecznych wynosi on raptem 2 proc., dla turbin wiatrowych - 14 proc. i przeszło 99 proc. dla wodnych elektrowni szczytowo-pompowych. Tym samym, jak przekonuje URE: „technologie oparte na źródłach odnawialnych nie mogą być porównywane z konwencjonalnymi pod kątem ich wpływu na stabilność działania systemu”. Biorąc pod uwagę KWD i przy założeniu realizacji wszystkich planowanych inwestycji zmniejszenie mocy dyspozycyjnej w systemie energetycznym może wynieść do 2034 r. nawet 31 proc., czyli 10,6 GW.