REKLAMA

Tesla jak iPhone. A volkswageny, mercedesy i beemki podzielą niesławny los Nokii

Tesla dziś jest warta 139 mld dolarów, chociaż jeszcze w połowie grudnia była warta dwa razy mniej. To, co się stało z jej akcjami na początku roku jest jak dotąd jedną z najciekawszych historii biznesowych tego roku. Wzrost notowań dużej spółki na największej giełdzie świata o kilkadziesiąt procent w ciągu paru dni, następnie spadek tych notowań o blisko 30 procent w dwa dni - to nie zdarza się często.

Tesla ma być jak iPhone. Volkswageny, mercedesy i beemki będą jak Nokia
REKLAMA

Na pytania o to dlaczego i co się stało z Teslą, rynek, komentatorzy i analitycy dostarczyli już co najmniej kilka interesujących odpowiedzi, ale dopiero teraz trafiłem na jeszcze jedną interpretację zdarzeń, która muszę przyznać podoba mi się najbardziej. Chociaż nie wyklucza innych wyjaśnień – one nawzajem się nie wykluczają i mogą istnieć obok siebie.

REKLAMA

16 stycznia prezes Volkswagena Herbert Diess odbył spotkanie ze swoimi menedżerami, które potem było szeroko relacjonowane przez agencje prasowe i branżowe serwisy. Padły tam słowa o potrzebie radykalnej odmiany wewnątrz niemieckiego koncernu, ponieważ branża motoryzacyjna zmienia się tak szybko, że bez takiej zmiany Volkswagen zostanie zepchnięty na margines (albo może pobocze).

Tesla zrobi VW to, co iPhone Nokii?

Diess ostrzegał, że jeśli VW nie przyspieszy tempa zmian prowadzących w stronę produkowania aut elektrycznych, wtedy podzieli los Nokii, która pomimo że na początku XXI wieku była niekwestionowanym liderem rynku, kilka lat później przegrała, bo nie zdążyła przygotować się na to co z rynkiem zrobił Apple i jego iPhone.

Mówiąc inaczej, niecały miesiąc temu szef Volkswagena przyrównał Teslę do iPhone’a i bardzo możliwe, że rynek w to uwierzył. Zobaczył podobieństwo w tym, co działo się na rynku telefonów komórkowych 15 lat temu i tym, co dzieje się dziś na rynku motoryzacyjnym. A skoro tak, to zmianie musiały ulec dwa zasadnicze założenia, na których do tej pory była oparta rynkowa wycena Tesli.

Do niedawna sytuacja kalifornijskiej spółki wyglądała tak, że firma nie była w stanie zarobić na siebie. Nie generowała żadnej gotówki z działalności, więc musiała się co jakiś czas posiłkować kolejnymi zastrzykami kapitału od inwestorów. Wtedy była klasycznym startupem, któremu biznes wyjdzie albo nie wyjdzie.

Dzięki pewnym zmianom logistycznym w procesie produkcyjnym w połowie 2018 roku Tesla zdołała na tyle zwiększyć produkcję, sprzedaż i wydajność, że biznes zaczął się powoli spinać. Po kolejnych paru miesiącach widać było wyraźnie, że spółka przestała palić gotówkę, czyli nie trzeba będzie już do niej dokładać. To jeszcze nie oznaczało, że Tesla odniesie duży sukces. Nie było też pewności, czy osiągnięta właśnie rentowność jest sytuacją trwałą, a nie tymczasową.

Tesla już nie jest sturtupem

Dopiero w drugiej połowie 2019 roku, po kolejnych dobrych wynikach finansowych inwestorzy doszli do wniosku, że tak – Tesla faktycznie będzie żyć, jej model biznesowy jest już stabilny i działa jak należy. Wtedy spółka de facto przestała być startupem i przestała być tak postrzegana. Zmieniło się więc pierwsze z dwóch zasadniczych założeń, o których wspominałem przed chwilą. Pewne istotne ryzyka zniknęły – w efekcie wartość rynkowa znacząco wzrosła. W październiku 2019 po publikacji wyników za trzeci kwartał akcje Tesli podrożały o blisko 30 procent w ciągu tygodnia i było to efektowne.

Drugim założeniem dotyczącym Tesli i obowiązującym do niedawna na rynku było to, że nawet jeśli jej się uda, to na konkurencyjnym i szybko rosnącym rynku samochodów elektrycznych dość szybko dorwie ją konkurencja, czyli znani od lat motoryzacyjni giganci, którzy dysponują lepszymi markami, rozpoznawalnością i większymi zasobami kapitałowymi. Rynek brał pod uwagę poważne ryzyko, że Tesla po prostu zostanie ograna. Nie zbankrutuje, ale też nie będzie liderem rynku. Będzie zaledwie jedną z wielu firm.

VW ma coraz mniej czasu

Słowa szefa Volkswagena doskonale ilustrują, że to założenie też się właśnie zmienia. Inwestorzy widzą, że na razie pomimo wielu zapowiedzi, nie widać nikogo, kto by skutecznie gonił Teslę pod względem produktowym. Coraz wyraźniej widać, że duże i bogate koncerny mogą mieć problemy z przestawieniem się na nowe tory. Problemy związane chociażby z koniecznymi redukcjami zatrudnienia, restrukturyzacjami, a także mentalnym podejściem kadry zarządzającej.

Skoro Herbert Diess postanowił osobiście zagrzmieć w ich kierunku i użyć słów o konieczności radykalnej zmiany, to najwyraźniej miał do tego powody. Z pewnością to nie przypadek, że Daimler w tym tygodniu poinformował o tym, że zwolni 15 tys. ludzi, bo konieczna jest transformacja. Takie operacje wewnątrz firmy zawsze są trudne, tworzą napięcia i sprawiają, że pościg za liderem wcale nie wygląda tak dobrze, jak się zakładało na papierze. Dodatkowo im firma jest starsza, z tradycjami i z wieloma sukcesami z przeszłości na koncie, tym trudniej tam coś na serio zmienić.

Tesla tym czasem nie zatrzymuje się, generuje coraz więcej gotówki, którą może inwestować w ulepszanie oprogramowania w swoich samochodach i ma czas, aby przekonać potencjalnych konsumentów na całym świecie, że jeśli będą się przesiadać na elektryka, to oczywiście, że najlepiej na Teslę.

Teraz czekamy na Samsunga rynku motoryzacyjnego

Elon Musk ma czas na to, żeby ustawić sobie cały nowy rynek po swojemu. Czyli po prostu, żeby zrobić z Tesli iPhona. I zupełnie możliwe, że ktoś kiedyś zacznie sprzedawać więcej samochodów elektrycznych, które będą tańsze i z niższej półki, tak samo jak pod względem ilościowym Samsung dogonił Apple’a.

Ale wypracowana dzisiaj pozycja pozwoli Tesli wynieść swoją markę na tyle wysoko, żeby sprzedawać samochody drożej i na tym budować wartość. A to oznacza, że już dziś w oczach tych, którzy w to wierzą, Tesla jest warta znacznie więcej niż jeszcze pół roku temu.

REKLAMA

Dlatego też jest warta na rynku więcej niż Ford, Volkswagen, Daimler czy GM. Bo to Tesla ma być iPhonem, natomiast przyszła pozycja pozostałych koncernów stoi dziś pod dużym znakiem zapytania.

Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA