Sieć Smyk niespodziewanie odwołała swój debiut na giełdzie. Spółka tłumaczy tę decyzję niekorzystnymi warunkami rynkowymi, ale eksperci zwracają uwagę, że za chłodnym przyjęciem oferty mogą stać obawy o przyszłość rynku artykułów dla dzieci w Polsce. Kryzys demograficzny sprawia, że ten sektor będzie się gwałtownie kurczył.

Grupa Smyk poinformowała o odwołaniu swojego debiutu na Giełdzie Papierów Wartościowych. Jeszcze kilka dni temu przy okazji publikacji prospektu emisyjnego zapowiadała z entuzjazmem wejście na giełdę, przekonując, że to „dobry moment, aby zaprosić do grona akcjonariuszy nowych inwestorów”. Dziś tłumaczy, że warunki, jakie zaproponował rynek, nie były satysfakcjonujące.
Smyk liczył na entuzjazm inwestorów
Przypomnijmy, że Smyk ogłosił zamiar przeprowadzenia pierwszej oferty publicznej akcji 8 października. Plany zakładały emisję nowych papierów o wartości około 150 mln zł, które miały pomóc w spłacie zadłużenia i dalszym rozwoju sieci. Dodatkowo część akcji zamierzał sprzedać jedyny akcjonariusz – AMC V Gandalf SA.
Wierzymy, że to dobry moment, aby zaprosić do grona naszych akcjonariuszy nowych inwestorów i zadebiutować na GPW w Warszawie. Planowana pierwsza publiczna oferta akcji obejmie zarówno emisję nowych akcji, jak i sprzedaż części istniejących akcji. Wpływy z emisji nowych akcji zamierzamy przeznaczyć na wzmocnienie profilu finansowego Spółki oraz na finansowanie dalszego rozwoju Grupy Smyk – mówił prezes Michał Grom.
Smyk podkreślał swoją silną pozycję – 14,3 proc. udziału w rynku dziecięcym, stabilny wzrost przychodów i wysoką lojalność klientów. W planach była też dalsza ekspansja w Europie Środkowo-Wschodniej. Firma zapowiadała otwarcie ponad 35 nowych sklepów w Polsce, Rumunii, Czechach, Słowacji i Bułgarii. Jej celem było zbudowanie pozycji „wiodącego sprzedawcy detalicznego w modelu omnichannel w Europie Środkowo-Wschodniej”.
O kryzysie demograficznym przeczytacie w tych tekstach:
Wpływy z emisji miały wzmocnić bilans spółki i obniżyć jej zadłużenie netto. Zarząd zapewniał też, że od 2027 roku planuje rozpocząć wypłatę dywidendy. 22 października spółka opublikowała prospekt i rozpoczęła proces budowy księgi popytu. Maksymalną cenę akcji ustalono na 13 zł, a pierwsze notowanie planowano na 7 listopada. Inwestorzy indywidualni mogli już składać zapisy, a nastroje wokół spółki wydawały się optymistyczne.
Dlaczego Smyk odwołał debiut na GPW?
Sytuacja zmieniła się jednak błyskawicznie. Po zakończeniu akcji zbierania zapisów na akcje zarząd spółki ogłosił, że warunki, które zaoferował rynek, są niesatysfakcjonujące. 29 października Smyk oficjalnie odstąpił od przeprowadzenia oferty publicznej, zapowiadając jednocześnie, że nie wyklucza powrotu do tego pomysłu w przyszłości.
Podjęliśmy decyzję o odstąpieniu od pierwszej oferty publicznej akcji Smyk. Po zakończeniu procesu
budowy księgi popytu doszliśmy do wniosku, że nie bylibyśmy w stanie przeprowadzić transakcji na
warunkach satysfakcjonujących dla Spółki i Akcjonariusza Sprzedającego – wyjaśnił Michał Grom.
Dla inwestorów indywidualnych decyzja oznacza zwrot wpłat w ciągu siedmiu dni. Zarząd podziękował wszystkim za zaangażowanie i podkreślił, że przyczyną rezygnacji były wyłącznie warunki rynkowe, a nie problemy wewnętrzne. Właściciele spółki przekonują, że „nie wykluczają” powrotu do planów wprowadzenia Spółki na GPW w Warszawie „w przyszłości”.
Kryzys demograficzny w Polsce
Niestety to właśnie przyszłość jest największym problemem spółki, której model biznesowy opiera się na sprzedaży artykułów dla dzieci.
Smyk odstępuje od IPO. To chyba pierwsza taka oferta, przy której rynek uświadomił sobie w pełni ryzyko związane z fatalną demografią w Polsce – napisał Konrad Krasuski, warszawski korespondent Bloomberga.
Ekspert inwestycyjny Robert Ditrych już 23 października w serwisie X ostrzegał, że demografia jest problemem Smyka. Zaprezentował dane GUS-u pokazujące szybki spadek liczby dzieci w wieku 0-17 lat. W 2000 roku grupa ta liczyła ok. 9 mln, a dziś to zaledwie 6,5-7 mln. Co więcej, obecny trend przebiega poniżej najbardziej pesymistycznego scenariusza z prognoz gusowskich z 2023 roku.
Dzień później także główny ekonomista „Pulsu Biznesu” Ignacy Morawski ostrzegał, że Smyk ignoruje zachodzące zmiany demograficzne. Wskazywał, że liczba dzieci w ciągu najbliższych dziesięciu lat spadnie o ponad milion, tymczasem Smyk twierdzi, że mimo to może rosnąć o 4 proc. rocznie i wchodzi na giełdę.
Demografia to nie przeznaczenie? Rynek wyda wyrok! Niech inne firmy uważnie obserwują – napisał proroczo.
Z perspektywy Smyka, firmy działającej głównie na rynku dziecięcym, demografia to faktycznie gigantyczny problem. Malejąca liczba dzieci w Polsce oznacza mniejszy rynek dla odzieży i akcesoriów dziecięcych, niezależnie od rosnącej zamożności czy ekspansji zagranicznej. To właśnie postępujące zmiany demograficzne mogły zaważyć na ostrożności inwestorów.
Także ekonomista Rafał Mundry zwraca uwagę na pogłębiające się problemy demograficzne w Polsce. Według danych GUS-u we wrześniu urodziło się 22 tys. dzieci, czyli niemal tyle samo co rok wcześniej, natomiast zmarło 33,5 tys. osób, co oznacza wzrost liczby zgonów. W skali roku sytuacja wygląda jeszcze poważniej – w ciągu ostatnich 12 miesięcy przyszło na świat 240,4 tys. dzieci, a zmarło aż 409,4 tys. osób, co pokazuje, że Polska coraz szybciej się wyludnia.
Kraj starych ludzi
Jak już pisaliśmy, dzieci rodzi się coraz mniej, a my żyjemy coraz dłużej. Gwałtownie postępujące zmiany demograficzne sprawią, że niedługo polskie społeczeństwo zmieni się nie do poznania i staniemy się krajem starych ludzi. Rynek pracy i gospodarka odczują to bardzo mocno.
Z jednej strony kult młodości, a z drugiej hejt na posiadanie dzieci. Dominujące obecnie wzorce kulturowe nie wynikają z logicznych przesłanek, bo przy dramatycznie spadającej liczbie dzieci wkrótce zabraknie tak ukochanych przez reklamodawców 20-latków. Taki scenariusz już zresztą się materializuje w Korei Południowej, gdzie młodych jest coraz mniej, a kraj się wyludnia.
Polska także jest już pogrążona w głębokim kryzysie demograficznym, choć gołym okiem jeszcze tego tak nie widać. Liczba ludności naszego kraju systematycznie maleje – na koniec 2024 roku wynosiła niecałe 37,5 mln, co oznacza spadek o około 150 tys. osób względem roku poprzedniego. Trend ten trwa od lat, a jeśli się utrzyma, populacja Polski może spaść poniżej 20 mln jeszcze przed końcem XXI wieku.







































