Komunikacja miejska nie może się spóźniać. Sąd kazał ZTM oddać pieniądze za kurs Uberem
Sąd przychylnie rozpatrzył sprawę chłopaka, który z powodu opóźnienia autobusu zamówił Ubera, za którego zapłacił 22 złote, a następnie zażądał od przewoźnika zwrotu poniesionych kosztów.
Ile już razy zdarzyło ci się, że przez spóźniony autobus, nie zdążyłeś do pracy? Każdy doświadczył takiego pecha. Tymczasem może to być niedopilnowanie obowiązku stawienia się pojazdu na przystanku według wyznaczonego rozkładu.
Pewien warszawiak wygrał w sądzie sprawę o zwrot kosztów przejazdu Uberem, gdy jego autobus nie przyjechał na czas. Sytuacja groteskowa, ale może wywołać falę pozwów ze strony sfrustrowanych pasażerów.
To jedno spóźnienie
Ponad 2 lata temu pełniący funkcję doradcy ówczesnej minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej - Tymon Radzik - jechał na umówione spotkanie. Autobus, którym miał tam dotrzeć, był opóźniony i aby dojechać na czas, chłopak zamówił Ubera, który kosztował go 22 zł. Nastolatek nie puścił tego płazem.
Z racji, że stołeczny Zarząd Transportu Miejskiego odpowiada jedynie za organizację transportu, a realizacja rozkładów jazdy pozostaje po stronie przewoźnika, Tymon poprosił właśnie przewoźnika o zwrot swoich 22 zł.
Wówczas usłyszał, że pasażer powinien być przygotowany, że autobus może się spóźnić na przykład przez korki. Wydaje się logiczne, ale chaiał, by to sąd zdecydował, kto ma rację.
To była sprawa dla zasady, chodziło o to, by pokazać, że komunikacja miejska musi być odpowiedzialna za terminowość i za jakość świadczonych usług. Żeby pasażerowie mieli świadomość, że mogą na niej polegać. Bez tego nie będzie masowego przejścia na komunikację zbiorową, co byłoby bardziej ekologiczne
- tłumaczył Polsat News Tymon Radzik, uczeń z Warszawy.
Po przeszło dwóch latach procesu sąd oświadczył, że przewoźnik ma zwrócić chłopakowi 22 zł za jego przejazd wraz z pokryciem kosztów procesu. To pozornie nic nieznaczące orzeczenie sądu może jednak mieć dość poważne konsekwencje.
Trochę statystyki
W informatorze na stronie ZTM można wyczytać, że w sierpniu dwa lata temu średnia punktualność przewoźników była na poziomie ok. 95 proc. (w przedziale 86 - 100 proc., gdzie 100 proc. było tylko w przypadku KM Łomianki). Z kolei w sierpniu tego roku punktualność ta wahała się pomiędzy 94,2 - 100 proc. (gdzie 100 proc. też było tylko w przypadku KM Łomianki).
W sierpniu 2017 liczba zgłoszeń do ZTM-u dotyczących kursowania pojazdów wynosiła 787, co stanowiło 20 proc. wszystkich skarg tamtego miesiąca. W sierpniu bieżącego roku było ich już tylko 278, co jednak wciąż stanowi blisko 1/5 wszystkich zażaleń.
Z roku na rok widać poprawę, jednak zastawiając to z okresem zimowym - w lutym 2018 średnia punktualność była na porównywalnym poziomie procentowym, ale za to liczba skarg o niewłaściwe kursowanie wynosiła prawie 1100, czyli blisko 25 proc. wszystkich zgłoszeń z tamtego miesiąca.
W obliczu wygranej sprawy Tymka, kiedy ZTM funkcjonował gorzej niż dzisiaj, mimo wszystko będzie można spodziewać się kolejnych tego typu pozwów, które zwłaszcza w okresie zimowym mogą bardzo mocno przybierać na sile.