Rząd będzie pompować zyski deweloperów. Czeka nas kolejny boom mieszkaniowy
Jarosław Kaczyński zdradził, że w ministerialnych gabinetach trwają rozważania na temat obniżenia rat kredytów hipotecznych. Teraz Polaków nie stać na kupno mieszkań, ale rząd dosypie im ukradkiem trochę kasy spoza budżetu, rata spadnie do 1500 zł miesięcznie i popyt znów ruszy z miejsca. Deweloperzy i banki już pewnie zacierają ręce.
Niski popyt mógł wywrzeć presje na deweloperów, by zeszli nieco na ziemie, opuścili rekordowe marże i sprawili, że ceny mieszkań spadną do poziomu sprzed pocovidowej histerii na rynku. Niedoczekanie. Firmy przeczekują kryzys, tną nowe inwestycje, a sprzedając nowe lokale, twardo trzymają się starych cen. Stawki za metr kwadratowy ani drgnęły w dół. Ba, w przypadku części miast wciąż delikatnie rosną.
Wszyscy zastanawiają się oczywiście, jak długo może to potrwać. Analitycy wskazywali, że deweloperzy mają zapasy gotówki i wcale nie muszą oddawać teraz nieruchomości za bezcen. Nikt nie spodziewał się chyba jednak, że sytuacja stanie się aż tak dramatyczna. Stopy procentowe wybiło w górę, a rosnąca inflacja każe sądzić, że to nie koniec. W II kwartale tego roku banki udzieliły raptem 38 tys. kredytów hipotecznych – o ponad 40 proc. mniej niż rok temu.
Deweloperzy zareagowali zgodnie z przewidywaniami
Wyprzedają resztki inwestycji i zakręcili kurek z pieniędzmi. Polski Związek Firm Deweloperskich informował niedawno, że liczba nowych budów spadła w lipcu o prawie połowę. Te, które mają zostać oddane w tym roku, są już za to praktycznie wyprzedane.
Kryzys przechodzi nieco niezauważenie dla opinii publicznej, bo wszyscy skupiają się na ciężkiej doli kredytobiorców. Zresztą umówmy się - kto ma dzisiaj głowę do zastanawiania się, czy w 2024 r. uda mu się kupić nowe mieszkanie? W większości miast przeciętna rodzina bez 10 tysięcy na rękę nie ma o czym marzyć. I już chyba nie marzy, bo liczba zapytań o kredyty hipoteczne spadła o dwie trzecie.
Rząd chciałby jednak te aspiracje ponownie rozruszać. Jak? Ano najprostszą możliwą drogą - redukując wysokość rat do akceptowalnego dla Kowalskiego poziomu. W trakcie objazdu po Polsce prezes PiS Jarosław Kaczyński zadeklarował, że partia rządząca zastanawia się nad zmniejszeniem oprocentowania do 2 proc.
Oczywiście nie dla wszystkich i nie za darmo. Stopy procentowe pozostaną na wysokim poziomie, rząd po prostu zasypie różnicę między prawdziwą a „rządową” wysokością raty.
Dla PiS-u to dość wygodna sytuacja
BGK po raz kolejny zająłby się wydatkami, które trudno upchnąć w budżecie państwa. Wcześniej za jego pomocą rząd wspierał m.in. frankowiczów. Rok temu Business Insider podliczył, że za pomocą BGK realizowano aż trzynaście programów o wartości 100 mld zł. Jeden w te czy we wte nie robi już przecież różnicy, prawda? Rosnącym w szybkim tempie długiem pozabudżetowym można zająć się kiedy indziej.
Ale dość o budżecie. Prezes PiS szacuje, że z pomocy może skorzystać nawet 50 tys. młodych rodzin rocznie, bo to właśnie do nich skierowany zostałby ten strumień pieniędzy. Analityk rynku nieruchomości Tomasz Narkun policzył, że obniżenie oprocentowania sprawiłoby, że rata za kawalerkę (400 tys. zł kredytu) spadnie do 1480 zł.
I teraz policzmy. Jeżeli wierzyć prognozom prezesa PKO BP Pawła Gruzy wzrost stóp procentowych może zatrzymać się na poziomie 7,5 proc. Rata kredytu na 400 tys. zł sięgnie wtedy ok. 3,8 tys. zł. Dla kredytobiorców taka umowa z państwem to deal życia. Ponad 2300 zł miesięcznie do przodu. Tyle kasiory,żze można się zastanowić, czy nie wziąć większego mieszkania, bo w perspektywie mogą pojawić się dzieci.
I cyk, bierzemy na przykład kredyt na 600 tys. zł, rata na papierze wynosi 5,7 tys. zł, do spłacenia mamy jednak realnie tylko 2,2 tys. Nie wierzę, że taki program nie sprawi, że rynek mieszkaniowy nie zapłonie niczym konar w popularnej reklamie.
Tu wracamy do roku 2024. Tego, który miał odbić się czkawką całej branży deweloperskiej. Przez siedem miesięcy tego roku firmy zaczęły budowę 136 tys. mieszkań. Jak na potrzeby Polaków to zatrważająco mało, może dlatego mimo fatalnej kondycji gospodarstw domowych inwestycje na przyszły rok są wyprzedane w 60 proc.
A teraz rząd wchodzi cały na biało z programem mieszkaniowym
Też to widzicie? Hamującą produkcją nowych lokali, bajecznie tani kredyt i potężne aspiracje życiowe naszych rodaków. To właściwie gotowy przepis na kolejny boom mieszkaniowy. Deweloperzy będą niczym handlarze węglem po wprowadzeniu dopłat do czarnego złota. Towaru jest mało, kasy dużo, więc co robimy? Jasne, że tak - podnosimy ceny.
Na miejscu deweloperów piałbym z zachwytu. Wystarczyło przetrzymać Polaków na górce cenowej, skierować niechęć na polityków, a rząd pchany obawami przez publicznym linczem sam proponuje, że nagoni ludzi do biur sprzedaży. Trzymajcie się portfeli, bo szaleństwo zaczyna się na nowo.