Ban na porno w sieci. Czyżby zabrakło haków na opozycję?
Kto się przyzna, że ogląda porno w internecie? Ale nie tak, że napisze w komentarzu: „ja oglądam”, podpisując się nickiem „małyBen”, albo „słodka86”, ale podpisze się prawdziwym imieniem, nazwiskiem, poda swój adres i numer PESEL. Ktoś odważny? No dajcie spokój, przecież to nie jest nielegalne.
Nie chcecie? A Ministerstwo Cyfryzacji chce.
Pomysł jest taki: Ministerstwo Cyfryzacji zawiera pakt z właścicielami przeglądarek internetowych i dostawcami treści internetowych. Dostęp do treści pornograficznych mieliby tylko dorośli, którzy najpierw musieliby uzyskać specjalny, prawdopodobnie imienny klucz dostępu. Klucz byłby wydawany „na drodze urzędowej”. W ten sposób dostęp do treści pornograficznych dla dzieci zostałby zablokowany.
O tym pomyśle minister cyfryzacji Marek Zagórski opowiedział na antenie RMF FM. Dostęp do treści tylko dla dorosłych byłby w internecie domyślnie zablokowany i dopiero klucz dostępu mógłby otworzyć wrota piekieł. Wydanie klucza musiałoby się opierać o weryfikację wieku użytkownika, a więc trzeba by okazać dowód osobisty.
Żeby ochronić dzieci
Pornografia nie powinna być dostępna dla dzieci. Premier Morawiecki podczas spotkania z Radą Rodziny w grudniu 2019 r podkreślił, że z całą surowością chce chronić dzieci i młodzież przed treściami pornograficznymi, tak jak chroni się je przed alkoholem i narkotykami. Słusznie.
Szczególnie, że problem nie jest marginalny. Dane fundacji Dajemy Dzieciom Siłę pokazują, że 43 proc. nastolatków w wieku 11-18 lat korzysta z pornografii. Najczęściej trafiają na nią przypadkiem, co trzeci intencjonalnie szuka takich treści w sieci. Najczęściej w Europie.
Z badań Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej wynika, że niemal 60 proc. chłopców i 20 proc. dziewcząt w wieku 13-16 lat regularnie ogląda w internecie materiały pornograficzne. Aż 11 proc. chłopców w tym wieku robi to codziennie.
Dzisiejsze rozwiązanie polegające na tym, że należy kliknąć baner, deklarując w ten sposób, że jest się pełnoletnim to ułuda. Stąd pomysł, żeby w obiektywny sposób weryfikować wiek użytkownika.
Najpilniej strzeżona baza danych
Problem w tym, że wydawanie indywidualnego klucza dostępu na podstawie wylegitymowania się dowodem osobistym oznacza konieczność tworzenia bazy danych, która nie tylko zawierałaby informacje, kto korzysta z pornografii w internecie, ale prawdopodobnie umożliwiałaby również powiązanie człowieka z konkretnym numerem PESEL z treściami, jakie oglądał, z jego preferencjami seksualnymi.
Taka baza danych musiałaby być chyba najpilniej strzeżoną tajemnicą, zabezpieczoną co najmniej tak jak bankowość internetowa. Mimo to nigdy nie można wykluczyć wycieków danych, ataków hakerów, bo to doskonałe narzędzie do szantażu, niszczenia ludzi, eliminowania ich z życia publicznego.
Może za bardzo mnie ponosi, ale wyobrażam sobie, że gdyby pomysł Ministerstwa Cyfryzacji działał już dziś, a Tomasz Grodzki, marszałek Senatu, posiadałby taki klucz dostępu do treści tylko dla dorosłych, dziś znalibyśmy fabułę każdego filmu, który obejrzał, kolor ścian każdej sypialni, w której kręcono film 18+.
Wielka Brytania się wycofała
Minister Zagórski powiedział na antenie RMF FM, że podobny system działa w Wielkiej Brytanii.
Sprawdźmy.
Wielka Brytania, owszem, pracowała kilka lat nad podobnym rozwiązaniem. Ścieżki na zweryfikowanie wieku internauty miały być dwie: otrzymujesz w systemie AgeID stały login, którym logujesz do na strony porno. Aby otrzymać login, trzeba najpierw wylegitymować się dokumentem tożsamości.
Ścieżka druga: aby nie zostawiać w jakiejś bazie danych informacji o sobie, kupujesz w kiosku 16-znakowy kod dostępu. Kupujesz go jak papierosy - sprzedawca sprawdza, czy jesteś pełnoletni, ale nigdzie nie rejestruje transakcji.
W październiku 2019 r. Brytyjczycy zaniechali prac nad tym pomysłem. Powód? Naruszenie prawa do prywatności.
Czy nam w Polsce będzie to przeszkadzać?