Szatański plan polityków. Już nie musisz płacić abonamentu RTV. TVP i tak będzie miała najwyższy budżet w historii
To już nie kroplówka, a koński zastrzyk. Grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości chce, by w 2020 media publiczne dostały rekordowo wysokie dofinansowanie, sięgające 2 mld zł. Na czym polega ich szatański plan? Parlamentarzyści właśnie wymyślili, w jaki sposób odwrócić na swoją korzyść to, że Polacy nie płacą abonamentu.
Nie jest żadną tajemnicą, że przy wpływach z abonamentu RTV poziom Wisły w sierpniu jawi się jak wysoka fala. Gdyby wszyscy, co muszą, płacili, media narodowe opływałyby w luksusy jak jakieś ARD czy inne ZDF-y, mając do dyspozycji kilka miliardów rocznie.
GUS twierdzi, że odbiornik telewizyjny ma 96,4 proc. gospodarstw domowych, ale Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji podaje, że ponad połowa Polaków go nie zarejestrowała, na dodatek ci, co to zrobili to przede wszystkim seniorzy, którzy zgodnie z ustawą są zwolnieni z opłaty. Dokładnie spośród 6,6 mln praworządnych obywateli, którzy zarejestrowali telewizory, 3,7 mln nie musi już płacić na TVP i Polskie Radio albo płaci mniej.
W prosty sposób przekłada się to na wpływy z abonamentu RTV. W 2017 r. Polacy wpłacili na media publiczne 697 mln zł, w 2018 r. – 741,5 mln zł, a w 2019 r. – około 650 mln zł. Zdecydowanie za mało, żeby się utrzymać na rynku, nie mówiąc już o tym, żeby coś na nim znaczyć.
Ba, sami politycy już nie mają złudzeń co do abonamentu. W załączniku do projektu ustawy napisali czarno na białym, że nikt nie są w stanie wyegzekwować obowiązku rejestracji odbiorników i tym samym zmusić Polaków do płacenia abonamentu, nie ma za to żadnych sankcji, a ci co płacą nie mają z tego żadnych korzyści:
Zasadność takiego podejścia wynika zarówno z nieefektywności w egzekwowaniu obowiązku rejestracji odbiorników, jak i braku z jednej strony realnych sankcji za brak rejestracji, a z drugiej braku korzyści wynikających z rejestracji. Wobec takiego stanu rzeczy można uznać, że osoby niezarejestrowane, ale posiadające prawo do zwolnienia postrzegają rejestrację jako bezcelową
– czytamy w uzasadnieniu do ustawy.
Aby więc Telewizja Polska, Polskie Radio, PAP i inni publiczni nie musieli się zwijać, politycy, którym bez względu na barwy zawsze najbardziej zależy na mediach publicznych, musieli coś wymyślić. No i wymyślili.
Dotacja, czyli rekompensata za abonament RTV
Po wygraniu wyborów w 2015 r. politycy Prawa i Sprawiedliwości wpadli na oczywisty pomysł, żeby przekazać pieniądze państwowym nadawcom wprost z budżetu.
Żeby Unia Europejska nie czepiała się za nieuprawnioną pomoc publiczną, posłowie sprytnie wymyślili, że będzie to taka niby-rekompensata za seniorów i wszystkich tych, którzy ustawa z opłacania abonamentu RTV zwalnia.
Nie jest to szczególnie odkrywcze ani nie wiadomo jak zdrożne rozwiązanie, bo w ten sam sposób do mediów państwowych dokładają między innymi Francuzi i zawijający się właśnie z Unii Brytyjczycy.
Polscy politycy zaczęli ostrożnie. W 2017 r. Media publiczne dostały z budżetu 307 mln zł, w 2018 r. już 150 proc. więcej – 673 mln zł, ale już w 2019 r. dotacja – oj przepraszam, „rekompensata” – sięgnęła 1,26 mld zł.
Publiczne pieniądze na publiczne media
W tym roku, jeśli nowelizacja zostanie przyjęta, a przecież nie ma powodów, by sądzić, że zostanie odrzucona, skoro popierają ją posłowie większości parlamentarnej, media publiczne dostaną 1,95 mld zł, bagatela, sześć i pół razy więcej niż zaledwie trzy lata temu…
I tym razem politycy zadbali o to, żeby wszystko sztymowało. Pomysłodawcy zmian w prawie uznali bowiem, że rekompensatą można przecież objąć wszystkich uprawnionych do zniżek i zwolnień z obowiązku opłacania abonamentu, a nie tylko tych, którzy odbiornik zarejestrowali. W ten sposób TVP i inni publiczni zamiast rekompensaty za nieco 3,8 mln zwolnionych z opat, dostaną pieniądze za 8,4 mln abonentów… W sumie coś około 2 mld zł.
Tym razem pieniądze nie popłyną bezpośrednio z budżetu. Politycy chcą, żeby na poczet TVP, Polskiego Radia, PAP i nadawców regionalnych państwo polskie zapożyczyło się, emitując… papiery skarbowe.
KRRiT rządzi i dzieli kasę w mediach
Ponieważ budżet, który w środę był głównym tematem w Sejmie, ma być zrównoważony, a suma wydatków nie przekroczy wpływów, rządzący uznali, że można dług zaciągnąć na TVP i Polskie Radio. Podziałem pozyskanych w ten sposób pieniędzy zajmie się tak jak w latach poprzednich Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji.
Podejmując uchwałę, KRRiT określi wysokość rekompensaty, sposób podziału skarbowych papierów wartościowych pomiędzy spółki oraz terminy ich przekazania. Na tej podstawie Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego wystąpi do Ministra Finansów o przekazanie obligacji o wartości nominalnej wskazanej w uchwale KRRiT. Minister Finansów na tej podstawie wyemituje stosowne papiery i przekaże zgodnie z decyzją wskazaną w uchwale KRRiT wskazanym jednostkom publicznej radiofonii i telewizji
Określając wysokość rekompensaty, KRRiT powinna uwzględnić szacowane koszty związane ze zbyciem skarbowych papierów wartościowych, tak aby uzyskana kwota odpowiadała zapotrzebowaniu jednostek publicznej radiofonii i telewizji
– wskazali autorzy nowelizacji ustawy o o opłatach abonamentowych.
Tak, chodzi wyłącznie o kasę
Nie ma co doszukiwać się na siłę ukrytych intencji w propozycji podwyższenia rekompensaty na media publiczne. Tu nie ma żadnej filozofii, od początku do końca chodzi o kasę. Trzeba po prostu dofinansować Telewizję Polską, pełniącej rolę tuby propagandowej dla polityków, którzy akurat są u władzy.
W październiku napisałem, że politycy pewnie zlikwidują abonament zaraz po wyborach, zwłaszcza że zwolenników tego rozwiązania nie brakuje ani w Prawie i Sprawiedliwości (np. szef Rafy Mediów Narodowych Krzysztof Czabański czy Paweł Lewandowski, wiceminister kultury), ani w największym ugrupowaniu opozycyjnym, czyli PO (Iwona Śledzińska-Katarasińska).
Myliłem się. Politycy nie mają w tym żadnego interesu. Jak przekażą 2 mld zł na media publiczne, to i tak okaże się, że TVP i Polskie Radio będą miały najwyższe budżety w historii. I nie ma znaczenia, czy i ile Polacy w ramach abonamentu dopłacą. Dlatego właśnie premier we wrześniu powiedział, że niczego nie zamierza likwidować.