REKLAMA

Podatek katastralny jak czarna wołga. Nawet w skarbówce wpadli w panikę

Nikt katastru nie widział, ale wszyscy się go boją, A co gorsze, nikt nie widział nawet sensownej dyskusji na jego temat. I to już jest strasznie nudne, że zastraszone Ministerstwo Finansów od miesięcy zapewnia, że ani przez sekundę nie przeszło nikomu w resorcie przez myśl, by zastanowić się nad katastrem, w zasadzie nie podając żadnych argumentów. Argumenty za to podają manipulanci.

strach panika
REKLAMA

Napisałam „zastraszone” Ministerstwo Finansów, bo powody, dla których resort tak radykalnie odcina się od pomysłu podatku katastralnego wracającego od lat co jakiś zaś mogą być w zasadzie dwa. Teoretycznie oczywiście.

REKLAMA

Pierwszy to ochrona swoich interesów – urzędnicy sami nie chcieliby płacić więcej, jeśli mają więcej niż jedno mieszkanie i dorabiają sobie na wynajmie. Drugi to paniczny lęk przed wybuchem społecznego niezadowolenia. Zakładam optymistycznie ten drugi powód.

Ale zabawne jest, że to masowe niezadowolenie jest częściowo wyimaginowane, a częściowo podsycane przez lobby, które na takim podatku rzeczywiście by straciło. Wyimaginowane, bo to oczywiste, że ludzie nie lubią żadnych nowych podatków, a w tym przypadku, jak pokazała nasza sonda na Twitterze, prawie 40 proc. pytanych jest „za”. Bunt przed katastrem nie więc tak jednoznaczny.

Jestem w stanie sobie wyobrazić, że gdyby dołożyć tę część społeczeństwa, która nie jest reprezentowana na Twitterze i wyjaśnić im, że nie chodzi, by opodatkować każde mieszkanie od wartości, ale dopiero drugie lub trzecie, bez problemu rzeczywiście bylibyśmy podzieleni po połowie. Albo i lepiej.

Kto by chciał sto razy wyższych podatków?

Ale ta dyskusja, podsycana jest niestety przez nieprawdziwe informacje. Zwykle straszy się ludzi, że podatek katastralny spowoduje, że będą płacić nawet 100-krotnie wyższe podatki. To przy złożeniu, że podatek katastralny zostałby ustawiony na poziomie 2 proc. wartości nieruchomości. To bardzo wysoka stawka, i moim zdaniem nierealna. Przy obciążeniu na poziomie 0,5 proc. to nadal 27-krotny wzrost obciążenia. Wciąż jest czym straszyć.

Tylko szkoda, że w takich momentach zapominamy, kogo miałby ów kataster obciążyć. Przecież dyskusja, która toczy się na ten temat od miesięcy, dotyczy opodatkowania katastrem nie każdego mieszkania, a jedynie drugiegos lub trzeciego i kolejnego. Dlatego właśnie straszenie całego społeczeństwa tym podatkiem to manipulacja.

Ale mam wrażenie, że przeciwnicy katastru tylko to potrafią. Jakichkolwiek innych merytorycznych argumentów zwykle brak.

Właściwie cała ta dyskusja obecnie wygląda tak: zwolennicy katastru z niezależnymi ekspertami zajmującymi się rynkiem nieruchomości wyliczają argumenty za, a nawet uprzedzają ewentualne negatywne konsekwencje, podając propozycje rozwiązań, jak ich uniknąć. Jedną z niewielu ciekawych dyskusji na ten właśnie temat pociągnęła w czerwcu na łamach Interii Monika Krześniak-Sajewicz.

A w tym czasie Ministerstwo Finansów mówi tylko: „nie i kropka!”. Ostatnio zresztą powtórzyło to już chyba nasty raz w odpowiedzi na interpelacje poselską Karoliny Pawliczak z 2 lipca.

A ci, którzy podatkowi katastralnemu są przeciwni, dorzucają: „nie, bo nie”. Czasem jeszcze ewentualnie: „nie dam się okradać”. I na tym zwykle paleta argumentów się kończy. Co zrozumiałe, zwykle przeciwni są deweloperzy, bo popsuje im to interes i organizacje zrzeszające osoby zarabiające na wynajmie mieszkań z tego samego powodu. Nikt nie podejmuje się merytorycznej dyskusji.

I przez chwilę nawet liczyłam, że w końcu ktoś taki się znalazł. No bo jeśli ktoś pofatygował się na tyle, żeby odpowiedzieć na moje argumenty nie w komentarzu, nie polemicznym tekstem, ani serią obelg w wiadomości prywatnej na messengerze, ale prawie 25 minutowym filmem na YouTube, to musi traktować sprawę serio. A tak właśnie zrobił ktoś o pseudonimie Bezpraw.

Ale znowu zawód, bo jedyne, czego się dowiedziałam, to coś o sobie: jestem socjalistą, ale nie komunistką. Uff!

Co borsuk i łoś mają wspólnego z apartamentem w centrum Warszawy?

Sięgnijmy najpierw do pozaekonomicznych argumentów, jak ten, że mieszkanie jest prawem człowieka (nie znaczy, że rządy mają dawać ludziom mieszkania za darmo, ale dbać o polityki mieszkaniową). To argument międzynarodowych instytucji, jak choćby Komisja Europejska, nie mój. W odpowiedzi przeciwnika katastru nazywającego się Bezpraw słyszymy:

Wróćmy do argumentów rynkowych - nawet 70 proc. nowo kupowanych mieszkań to zwykła inwestycja. To prosta droga do rynkowej bańki.

A wiecie, że zapewne ponad 70 proc. spożycia mięsa w Chinach nie wynika z deficytu kalorycznego, a wyłącznie z chęci jedzenia mięsa?

– słyszę w odpowiedzi.

Gdyby to była serio odpowiedź, a nie manipulacja, wolałabym raczej usłyszeć, jaka część żywności ogółem jest spożywana bez związku z zapotrzebowaniem kalorycznym ludzi. A potem zapewnienie, że rząd Chin nic sobie z tego nie robi.

A tymczasem rządy jednak coś sobie z tego robią. A przynajmniej międzynarodowe instytucje przejmują się zarówno deficytem żywności na świecie, który prawdopodobnie nas czeka, jeśli będziemy się bać GMO i produkować zbyt duże ilości mięsa. No i założę się, że za jakiś czas czeka nas opodatkowanie mięsa, by ograniczyć jego spożycie, a w konsekwencji produkcję. Takie głosy słychać już dziś. To kwestia czasu.

Argument kulą w płot, sorry.

Mieszkanie jest jak bób - warto zamrozić trochę na zimę

No to może z innej strony.

Ja: masowe inwestowanie w mieszkania powoduje, że popyt nie wynikający z potrzeby mieszkania winduje ceny, przez co dostępność mieszkań dla słabiej zarabiających spada. 

On: Mieszkania, skoro idą pod wynajem, też dają ludziom dach nad głową. 

Otóż właśnie w sporej część nie. Wiele z nich stoi pustych i się kurzy, czekając na wyższą stopę zwrotu przy odsprzedaży.

Ale to zdaniem Bezprawa doskonale! Dzięki temu mamy coś jak magazyn mieszkań na czarną godzinę. Przecież jak mieszkania się skończą i nie będzie ich na rynku, to gdyby nie ci inwestorzy, którzy mają kilka za pazuchą, byłby tylko płacz i zgrzytanie zębów, bo nie byłoby już od kogo kupić.

A tak przyjeżdża taki spekulant na białym koniu i mówi: ja jeszcze mam kilka, nie płacz, sprzedam ci. Drożej, ale mam. To przecież tak jak przedsiębiorcy, którzy inwestują w warzywa, by zamrozić je na zimę i móc nam je sprzedać, gdy zimą świeżych nie będzie. Robią dla nas dobra robotę!

Czy inwestorzy skupują masowo ludzkie zęby?

Padłam. Ale jak skończę się śmiać, to pozwolę sobie podkreślić, że naturalne zęby każdy człowiek dostaje za darmo. Jak je traci, zwykle dlatego, że o nie nie dbał, a nie dlatego, że inwestorzy wzięli sobie za cel zęby i masowo skupują je na rynku, powodując wzrost, dlatego zwykłego człowieka na nie nie stać.

I jeszcze wisienka na torcie: że mieszkania są potrzebne do życia? – pyta pan Bezpraw. I od razu odpowiada:

I tak dochodzimy do granic absurdu, więc dalszych argumentów błyskotliwego przeciwnika katastru nie analizuję. Nie przeczę, ubawiłam się przednio, ale merytorycznie to strata czasu. 

Szkoda. że nikt bardziej poważny dotąd nie podjął sensownej dyskusji na ten temat. Czyli nadal nuda. Pewnie tylko jeszcze kilka razy usłyszymy od fiskusa: 

REKLAMA

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA