REKLAMA

PiS majstruje przy wakacjach kredytowych. Już nie wszyscy skorzystają i bardzo dobrze

Wakacje kredytowe mogą być przedłużone - może o pół roku, może o kolejny rok, ale tym razem już nie dla wszystkich. Premier Morawiecki zdradził, że jeśli sięgnie jeszcze raz do kieszeni banków, żeby ulżyć Polakom, tym razem sięgnie płycej, bo wprowadzi kryterium dochodowe.

PiS majstruje przy wakacjach kredytowych. Już nie wszyscy skorzystają i bardzo dobrze
REKLAMA

Wakacje kredytowe mają obowiązywać oficjalnie do końca 2023 r., ale już teraz robi się wokół nich zamieszanie. Nic dziwnego. 

REKLAMA

Z jednej strony zbliżają się wybory, a złotówkowicze i ich rodziny to spora grupa Polaków. A z drugiej strony wiadomo, że wysokie stopy procentowe będą kredytobiorcom ciążyć jeszcze jakiś czas. 

6 proc. to ciągle dużo

Co prawda ostatnio kolejni członkowie RPP mówią o obniżkach stóp procentowych jeszcze w tym roku, ale umówmy się - nawet, jeśli do tego dojdzie, stopy spadną symbolicznie, może 0,25 pkt proc., może dwa razy po 0,25 proc., a to by oznaczało, że główna stopa procentowa spadnie do 6,25 proc.

No dobra, dla spłacającego kredyt liczy się nie tyle stopa referencyjna, ale WIBOR, a ten powinien spaść nieco mocniej od stopy NBP, kiedy już rozpoczną się obniżki. Niech będzie, że zejdzie do 6 proc. A dziś jest na poziomie 6,9 proc. To ciągle nie będzie jakaś wielka obniżka rat.

Skoro więc wcześniej rządzący uznali, że potrzebna jest pomoc dla złotówkowiczów, pod koniec roku niewiele się zmieni. Czy faktycznie jest potrzebna, to już zupełnie inna sprawa.

W każdym razie z tymi wakacjami kredytowymi politycy chyba nie bardzo wiedzą, co dalej zrobić. Najpierw decyzja w sprawie ich ewentualnego przedłużenia miała zapaść w czerwcu lub lipcu. Tak mówił sam premier. Ale niedawno minister rozwoju Waldemar Buda ogłosił, że decyzja zapadnie jednak w listopadzie lub grudniu. Dlaczego? To przesunięcie jest znamienne, bowiem w październiku mamy wybory, a po drugie, niewykluczone jest, że we wrześniu zobaczymy już pierwszą obniżkę stóp.

W listopadzie można będzie już powiedzieć bez obaw o gniewie wyborców, że przedłużenia wakacji nie będzie. A jak trafi się we wrześniu choćby symboliczna obniżka stóp, to będzie dodatkowy pretekst i już w ogóle gniewu nie będzie - żadnego, nie tylko takiego, co mógłby wyrządzić polityczne szkody.

Ulga nie dla bogatych 

A teraz nagle ponownie sam premier wraca do tematu wakacji kredytowych i w rozmowie z tygodnikiem „Wprost” przyznaje, że jeśli wakacje w ogóle zostaną przedłużone - a to zależy ponoć od danych na temat opłacalności kredytów oraz od inflacji - to nie będzie już prezent dla wszystkich. Premier zapowiada wprowadzenie tym razem kryterium dochodowego.

I dobrze, bo niezależnie od tego, z czyjej kieszeni finansowana jest ta pomoc dla kredytobiorców, brak kryterium dochodowego do tej pory było zwyczajnie głupie.

Już pod koniec ubiegłego roku pisałam wam, że z analiz prof. Waldemara Rogowskiego, głównego analityka Biura Informacji Kredytowej, wynika, że z wakacji kredytowych korzystają przede wszystkim ci, którzy pomocy wcale nie potrzebują. Za to ci, którym bardzo by się przydały, bo wzrost rat zepchnął ich na krawędź kłopotów, boją się do tego przyznać przed bankiem, więc po pomoc nie sięgają i próbują sobie jakoś radzić sami.

REKLAMA

A więc wywalamy miliardy złotych tylko po to, żeby dosypać do kieszeni stosunkowo zamożnych. A  oni dzięki dodatkowym pieniądzom w portfelu idą do sklepu i podbijają inflację.

Napisałam „wywalamy”, a oczywiście to nie publiczne środki finansują wakacje kredytowe. To banki za to płacą. Ciekawe więc, że premier postanowił jednak wprowadzić kryterium dochodowe - z obawy przed inflacją, czy z troski o banki?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA