Sąsiad sprawdzi sobie w internecie, ile dokładnie zarabiasz. Wynagrodzenia tysięcy Polaków staną się jawne
Zarobki setek tysięcy Polaków, a w wariancie najbardziej pesymistycznym, nawet miliona osób, trafią za kilka miesięcy do internetu. Nowe przepisy o jawności wynagrodzeń są już klepnięte, czekają wyłącznie na opublikowanie w Dzienniku Ustaw.
Jawność wynagrodzeń w Polsce? Proszę bardzo. Zarobki nauczycieli, urzędników czy pielęgniarek – między innymi takie dane trafią za kilka miesięcy do internetu. Wszystko przez poselską nowelizację Kodeksu karnego, która sprawi, że od 1 lipca 2022 r. do centralnego rejestru trafią dane o zarobkach niektórych grup zawodowych. Zmiany w prawie boi się fundacja Panoptykon, która uważa, że „po cichu została wprowadzona prawdziwa rewolucja w jawności wynagrodzeń”.
I nie, to nie jest jakiś tam pomysł, ale sytuacja, która za kilka miesięcy się wydarzy, bowiem przepisy te czekają obecnie już tylko na publikację w Dzienniku Ustaw.
Zmiana polega na tym, że wszystkie jednostki finansów publicznych od połowy 2022 r. będą musiały w specjalnych elektronicznych rejestrach zbierać dane nie tylko o kontraktach zawieranych z zewnętrznymi kontrahentami jak dotąd, ale również o umowach o pracę zawartych z pracownikami.
Ile zarabia nauczyciel? Sprawdź sobie w internecie
W elektronicznych rejestrach znajdą się informacje wiążące dane osobowe z wysokością wynagrodzenia i tym samym do sieci trafią zarobki m.in. urzędników samorządowych, pracowników skarbówki, nauczycieli, przedstawicieli ochrony zdrowia, a może również sędziów i mundurowych. Gazeta szacuje, że może to być ok. 1 mln osób.
Wyjaśnienie jest niby takie, że chodzi o przeciwdziałanie korupcji. Ale czy nauczyciel albo pielęgniarka są tak strasznie narażeni na łapówki? Hmmm.
Z rządek nikt nie konsultował tych zmian w prawie
Ciekawsze, że rząd nie wytłumaczył się „Rzeczpospolitej” z tych przepisów, a zwalił jedynie na to, że to był pomysł poselski, a w dodatku z rządem nikt go nie konsultował. Niewiarygodne, że rząd tak swobodnie przyznaje, że posłowie się z nim nie liczą i to w sumie jest ok, że w tak ważnej sprawie nie wie, co dzieje się w tym kraju. Albo ma to w nosie.
W nosie za to nie ma Fundacja Panoptykon, która się jednak tym trochę martwi i podkreśla, że w ten sposób „po cichu została wprowadzona prawdziwa rewolucja w jawności wynagrodzeń”.
Bo przypomnę, że na forum europejskim od jakiegoś już czasu toczy się debata na temat jawności wynagrodzeń pracowników – również tych w sektorze prywatnym. Unijna dyrektywa zakłada na przykład, że pracownicy zyskają możliwość sprawdzania zarobków swoich współpracowników, nie mówiąc o tym, że pracodawcy będą musieli informować kandydatów do pracy o wysokości płacy jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną.
Jest to jednak bardzo drażliwa sprawa. I z pewnością musimy najpierw przeprowadzić na ten temat bardzo długą dyskusję publiczną, żeby nikomu nie zrobić krzywdy.
W Polsce ta dyskusja jeszcze nie za bardzo się zaczęła, nie licząc ostrożnych kroków zaplanowanych w Polskim Ładzie.
Zobligujemy duże firmy do tego, aby na żądanie pracownika w ciągu 30 dni musiały uzasadnić powód wypłacania określonego wynagrodzenia. Zatrudnieni będą mogli też zażądać informacji o przeciętnych zarobkach osób płci przeciwnej wykonujących takie same lub podobne obowiązki. Dodatkowo wzmocnimy edukację antydyskryminacyjną
– można przeczytać w dokumentach Polskiego Ładu.
A tu siup! - mamy cichą rewolucję, której z polskim rządem nikt nawet nie konsultował. Bo jednak przeciętne zarobki osób płci przeciwnej w wielkim korpo to nie to samo, co informacja, ile zarabia Jadzia, który uczy klasę 4B.