Rząd Morawieckiego sięga po niemieckie lekarstwo na drożyznę. Polacy mu tego nie zapomną
Rząd chce ratować Polaków przed galopującą inflacją. I zaczyna uprawiać rozdawnictwo na nowym poziomie. Problem w tym, że ten lek na drożyznę może ostatecznie wpędzić nas w jeszcze poważniejszą chorobę.
Ratując nas przed inflacją, rząd chce ponoć ustalić maksymalne ceny paliwa na stacjach, część konsumentów zagrożonych ubóstwem energetycznym otrzyma bony na prąd i gaz, a może i na ciepło. Opozycja też ma swoje pomysły, chciałaby obniżenia akcyzy na paliwo, a nawet zniesienia VAT na nie.
Tylko co to da? No właśnie niewiele, to może być jak cukierek podany choremu leżącemu na ulicy z raną postrzałową. A właściwie gorzej, bo cukierek mu nie pomoże, ale też nie zaszkodzi. Tymczasem aplikowane przez rząd leki antyinflacyjne mogą tę inflację jeszcze bardziej pogłębić.
Obniżka VAT i akcyzy? Strzeżmy się tego
Rzecz w tym, że Polacy, wiedząc, że tanio jest tylko na chwilę, będą chcieli z niej skorzystać, rzucą się na zakupy i inflację znów nakręcą. A jak już ta chwila się skończy i VAT wróci do starych poziomów, ceny wzrosną skokowo. Dokładnie tak jak dzieje się to właśnie w Niemczech, gdzie rząd zdecydował się na obniżkę VAT w trakcie pandemii. Dziś stawki wracają do przedpandemicznych poziomów, serwując Niemcom wysoką inflację.
Czy to znaczy, że nie ma ratunku?
Owszem, jest, tylko nie w paczce cukierków. Prof. Tomkiewicz zwraca uwagę, że przyczyny inflacji leżą głęboko w czynnikach strukturalnych i to za nie trzeba się zabrać.
Energia jest droga, bo reanimujemy trupy
Spójrzmy na małą miejscowość w Wielkopolsce, gdzie ceny gazu dla odbiorców wzrosły ostatnio o 170 proc. Dlaczego? Bo na tamtejszym lokalnym rynku nie ma konkurencji. Tymczasem my właśnie planujemy zrobić dokładnie to samo w skali całej Polski, dążąc do fuzji Orlenu, Lotosu i PGNiG.
Z drugiej strony nasza gospodarka z jednej tony emisji CO2 produkuje cztery razy mniej PKB niż Szwedzka i dwa razy mniej niż Niemiecka. Energia w Polsce nie przestanie drożeć, jeśli nie zrestrukturyzujemy gospodarki i nie poprawimy efektywności energetycznej. Tymczasem my obciążamy węglowymi trupami firmy energetyczne, bo boimy się górników na ulicach.
Polski Ład nas dobije
Do tego zaraz będziemy budować kosztowny mur na granicy, chcemy podwoić liczebności armii, nie wspomnę o budowie CPK czy przekopie Mierzei Wiślanej.
No i Polski Ład. Sztandarowy program rządu Morawieckiego też będzie podsycał inflację. Z obliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA wynika, że 90 proc. podatników zyska na reformie. Do gospodarstw domowych trafi 16,5 mld zł.
I nie, te pieniądze nie znajdą się w kieszeni pozostałych 10 proc. Polaków, którzy na zmianach podatkowych skorzystają. One znajdą się w budżecie. I będą wydawane w sklepach, utrwalając wysoką inflację. Robimy sobie niezłe kuku.
To wszystko trzeba jakoś sfinansować, a więc zaciągać dług. Stopy procentowe będą rosły, więc koszty obsługi długu publicznego też. NBP może wtedy znowu wesprzeć rząd poprzez wzrost podaży pieniądza i skup obligacji, ale to przecież znowu przyspieszy procesy inflacyjne. Znowu ślepy zaułek.
Co robić? Polakom nie spodoba się lek na inflację
Tylko że to wszystko nie spodoba się wyborcom.
Potem należałoby dogadać się z Unią Europejską, żeby dostać środki z Krajowego Planu Odbudowy, bo napływające euro będą stabilizować, a nawet umacniać niezwykle słabego złotego, co wpłynie na ceny dóbr importowanych. Taki plan z kolei nie spodoba się wielu członkom obecnego rządu. Nie będzie lekko, nie liczcie, że inflacja nagle spadnie, jak gorączka podczas łagodnego przebiegu covid.