REKLAMA

No i stało się. Teraz to PiS delektuje się ośmiorniczkami. Rząd sprytnie tłumaczy, jak do tego doszło

Co ośmiorniczki mają wspólnego z inflacją i polityką gospodarczą polskiego rządu? Okazuje się, że cholernie dużo. A jeśli popatrzycie sobie na ostatnie badania, dojdziecie do jeszcze bardziej zaskakujących wniosków. Idę o zakład, że nie zgadniecie, jakie grupy zawodowe stały się ostatnio pieszczoszkami władzy. To bezpośrednio wynika z wypowiedzi premiera Morawieckiego.

No i stało się. Teraz to PiS delektuje się ośmiorniczkami. Rząd sprytnie tłumaczy, jak do tego doszło
REKLAMA

Ceny w sklepach szaleją. Ale wcale nie dla każdego. Wyborcy PiS jakoś rzadziej niż wyborcy opozycji zauważają, że ceny mocno rosną. Jednocześnie to oni najczęściej twierdzą, że są rozpieszczani przez pracodawców – 47 proc. pracujących wyborców partii rządzącej i tylko 28 proc. pracujących wyborców KO twierdzi, że w ostatni roku dostało podwyżkę. Może to zasługa TVP? Ale najdziwniejsze jest to, że niemal co czwarty z nas zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie jeszcze poza sklepami inflacja dobiera nam się do skóry.

REKLAMA

Inflacja to obok kryzysu na granicy temat numer jeden w mediach. Nic dziwnego, w poniedziałek GUS potwierdził, że w październiku wyniosła 6,8 proc., a ekonomiści coraz częściej wskazują, że zaraz na liczniku wybije 8 proc.

Wyborcy PiS jedzą ośmiorniczki, a wyborcy PO muszą kupować kurczaki

Przy okazji przypomnę – to wcale nie znaczy, że każdy konsument o tyle właśnie odczuł wzrost rachunków za zakupy, bo przecież nie wszyscy kupujemy to samo. Jedni wzrost cen odczuwają mniej, inni bardziej boleśnie. Najbardziej boleśnie ci, którzy miesięcznie sporo wydają na paliwa, bo te w ciągu roku zdrożały aż o 53 proc. Większą inflację niż ta statystyczna odczuwają też miłośnicy drobiu, bo ten rok do roku podrożał aż o niemal 19 proc., ceny cukru skoczyły o 11,3 proc., jaj o 9,6 proc., a pieczywa o 9,4 proc.

Oczywiście znajdzie się taki konsument, który wzrost cen odczuje nieco słabiej niż średnia statystyczna. To taki ktoś, kto je cielęcinę, bo ta podrożała jedynie o 4,9 proc., ryby i owoce morza - wzrost o 4,8 proc., mleko (4,4 proc.), sery i twarogi (4,2 proc.), a popija je sokiem owocowym lub warzywnym, którego cena wzrosła zaledwie o 3,8 proc. albo jeszcze lepiej – alkoholem (wzrost cen o 2,7 proc. r/r) lub kawą (wzrost o 1,2 proc.).

I tak mi przychodzi do głowy, że tym, który je owoce morza zamiast kurczaków jest wyborca PiS. Dlaczego? Bo badania przeprowadzone przez ciekaweiczby.pl na panelu Ariadna pokazują, że – owszem – aż 91 proc. Polaków zauważa, że obecnie płaci więcej za te same produktów niż rok temu, ale nieco rzadziej zauważają to to wyborcy PiS (89 proc.) niż wyborcy Koalicji Obywatelskiej (98 proc.) czy Polski 2050 Szymona Hołowni (97 proc.).

Zastanawiam się, czy ma to jakiś związek z tym, że wyborcy PiS częściej oglądają TVP. Bo przecież telewizja publiczna nie rozwodzi się zanadto nad wzrostem cen. Jednocześnie eksponuje wypowiedzi premiera Morawieckiego, który zapewnia, że inflacja może i wysoka, ale za to przecież Polacy zarabiają teraz więcej, to mają z czego płacić te wyższe rachunki w sklepach.

Dwie trzecie Polaków na oczy nie wiedziało podwyżki pensji

Swoją drogą to też nie do końca zgadza się z tym, co sami mamy na ten temat do powiedzenia. Owszem GUS pokazuje, że statystycznie pensje rosną, ale to nie znaczy, że każdy z nas dostał podwyżkę. Badanie ciekaweliczby.pl pokazuje wręcz, że prawie dwie trzecie pracujących Polaków (64 proc.) przyznało, że nie otrzymało podwyżki w ciągu ostatniego roku.

Ale znowu ciekawe, jak to wygląda z podziale na elektoraty. Okazuje się, że podwyżki dostają wyborcy rządu, zwolennicy opozycji nie koniecznie, bowiem w ostatnim roku podwyżkę dostała prawie połowa (47 proc.) pracujących wyborców partii rządzącej, a tylko 28 proc. pracujących wyborców Koalicji Obywatelskiej i 30 proc. pracujących wyborców Polski 2050 Szymona Hołowni.

Albo wyborcy PiS to głównie informatycy i pracownicy handlu, gdzie podwyżki rzeczywiście były, bo pracodawcy walczą o pracowników, albo uwierzyliśmy premierowi i w sondażach odpowiadamy nie zgodnie ze stanem konta, ale zgodnie z tym, co powinniśmy myśleć na temat jego stanu.

Ale zostawmy to, bo w kontekście inflacji badania pokazują coś jeszcze ciekawszego.

Co czwarty Polak nie ma pojęcia, że jego pieniądze zjada inflacja

Na pytanie, jaką wartość nabywczą będzie miało teraz 2 tys. zł odłożone rok temu do skarbonki przy rocznej inflacji wynoszącej 10 proc., poprawnie, czyli że ta wartość nabywcza będzie niższa niż 2 tys. zł, odpowiedziało 77 proc. badanych. Dużo? Moim zdaniem dramatycznie mało.

REKLAMA

Aż 8 proc. Polaków twierdziło, że przy 10 proc. inflacji ich oszczędności będą warte więcej, kolejne 5 proc. odpowiedziało, że będą warte dokładnie tyle samo, a 10 proc. przyznało wprost, że nie wie. 

To w sumie daje 23 proc. Polaków, którzy nie mają pojęcia, że oprócz tego, że w sklepach drożyzna, to jeszcze ich oszczędności szybko topnieją. To prawie co czwarty Polak. Co czwarty z nas chodzi głosować co cztery lata nie mając pojęcia, jak jego decyzje wpływają na jego stan konta, na jego dobrobyt i jakoś życia. Szkoda, że na media publiczne nie można liczyć, by prowadziły jakąś edukację ekonomiczną. Ale wiadomo, nie po to dostały 2 mld zł, żeby uczyły ludzi myśleć, ale po to, by mówić im, co mają myśleć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA