Chińczycy grożą palcem Europie. Chodzi o wycinanie Huaweia z kontraktów na 5G
Huawei czuje, że lukratywny rynek zamówień na technologię 5G wymyka mu się z rąk. Chiński rząd nie zamierza biernie się temu przyglądać i kiwa ostrzegawczo palcem rządom Francji i Wielkiej Brytanii.
Przyszłość Huawei na Starym Kontynencie powoli się rozstrzyga. Na razie Komisja Europejska nie wprowadziła regulacji związanych z korzystaniem z usług i produktów chińskiego koncernu w państwach członkowskich, decyzje zapadają więc indywidualnie. I trudno uznać je za korzystne dla czołowego dostawcy infrastruktury sieci komórkowych.
Do gry włączają się więc chińscy dyplomaci. W ostatnim czasie interweniowali dwukrotnie. Chińska ambasada we Francji opublikowała na swojej stronie oświadczenie, w którym wezwała rząd Emmanuela Macrona do stosowania „przejrzystych kryteriów” w trakcie kwietniowej aukcji na częstotliwości 5G. Do tej pory od zamiaru współpracy z Huawei odżegnuje się w tym kraju tylko Orange, który zdecydował się na Ericssona i Nokię.
Ambasada z Państwa Środka pisze, że jeżeli producenci będą dyskryminowani ze względu na miejsce pochodzenia, rząd uzna to za „ukryty protekcjonizm” i „jawną dyskryminację”. A to w na ogół gładkim języku dyplomacji bardzo poważne oskarżenia.
Rząd Johnsona pod lupą
Gorąco zrobiło się też w Wielkiej Brytanii. Chiński ambasador oskarżył przedstawicieli rządu Borisa Johnsona o prowadzenie „polowania na czarownice”.
Huawei jest prywatną firmą, nie ma nic wspólnego z chińskim rządem, a jedynym problemem, jaki ma, jest to, że pochodzi z Chin
– tłumaczył BBC Liu Xaoming.
Ambasador podkreślił jednak, że Pekin jest zadowolony z rozwiązania, które przyjęto na Wyspach. Rząd Borisa Johnsona zdecydował, że dostawcy wysokiego ryzyka, którzy „stwarzają większe zagrożenia dla bezpieczeństwa brytyjskich sieci telekomunikacyjnych” będą mogli dostarczać rozwiązania pod budowę 5G pod warunkiem, że nie będą to krytyczne elementy infrastruktury.
Brytyjczykom dostało się jednak za odgórne ograniczenie udział Huawei w budowie infrastruktury nierdzeniowej do 35 proc. Zdaniem Liu Xaominga nijak ma się do idei wolnego rynku.
Ameryka kontratakuje
Stary Kontynent staje się w ten sposób areną walk o gospodarczą dominację ze strony USA i Chin. Wcześniej naciski w sprawie ograniczania wpływu Huawei na budowę infrastruktury 5G w Europie wywierał Biały Dom. Administracja Donalda Trumpa oskarża chińskie korporacje o transferowanie wrażliwych danych wprost na rządowe serwery.
Decyzja Brytyjczyków została uznana za częściowe ugięcie się pod presją Amerykanów. Duże wątpliwości co do współpracy z Huawei mają również Niemcy. Rząd Angeli Merkel miał, według „Handelsblatt”, wejść w posiadanie dowodów na kooperację producenta z chińskim wywiadem. MSZ jest zdania, że Huawei nie powinno uczestniczyć w budowie sieci 5G.
Z problemów chińskiej korporacji chcą skorzystać amerykańscy giganci jak Dell czy Microsoft. Wall Street Journal donosi o próbach „zbudowania rozwiązania dla budowy sieci 5G”.
Koncepcja polega na tym, by cała amerykańska architektura 5G została wykonana głównie przez amerykańskie firmy
- tłumaczył Larry Kudlow, doradca ds. ekonomicznych Białego Domu.
Amerykanie nie zamierzają ograniczać się jednak tylko do własnego podwórka, bo koalicja chce walczyć z wpływami Huawei na całym świecie. A wszystko to pod patronatem i pomocą Białego Domu. Okazja do zaprezentowania swoich możliwości może pojawić się tuż za granicą. Kanadyjska armia ma bowiem nalegać, by rząd federalny zakazał Huawei dostarczania sprzętu do budowy infrastruktury bezprzewodowej 5G.
Czeka nas wielkie starcie?
Tyle że ich rywale się nie poddają. Mimo wyjątkowo niekorzystnej prasy Huawei ogłosiło niedawno zamiar budowy centrów przemysłowych w Europie.
Wierzymy, że możemy współpracować z Europą, odgrywając ważną rolę w budowaniu jej cyfrowej suwerenności poprzez zachęcanie do innowacji, wspieranie i współpracę z europejskim przemysłem, pomagając mu w osiągnięciu pozycji światowego lidera w dziedzinie technologii cyfrowych
– opowiadał Liu, przedstawiciel Huawei w UE.
Oba mocarstwa czeka zatem poważne starcie. Miejmy tylko nadzieję, że będą starały się przekonać Europę do swoich rozwiązań za pomocą marchewki, a nie kija. Bo biorąc pod uwagę gospodarcze wpływy obu państw na Starym Kontynencie, to drugie wydaje się niestety bardziej prawdopodobne.