Cena emisji CO2 znowu rośnie. Czekają nas olbrzymie rachunki
System handlu emisjami ETS przez ostatnie lata dał się mocno we znaki przemysłowi, zwłaszcza temu napędzanemu energią z węgla. Pośrednio odczuwali to też konsumenci. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, co nas czeka po uruchomieniu systemu ETS2, który będzie liczyć emisje z budownictwa i transportu. Wtedy za ogrzanie mieszkania czy domu możemy płacić nawet 40 proc. więcej. Obecnie trwają polityczne przepychanki, żeby ETS2 odroczyć. Ale na to, żeby opóźnienie trwało więcej niż rok, raczej nie ma żadnych szans.

Chociaż amerykański prezydent Donald Trump bardzo nie lubi zielonej energii i zapowiedział renesans paliw kopalnych, to Bruksela swojej polityki klimatycznej nie zamierza modyfikować. Widać to chociażby po wykresie wskazującym na cenę emisji CO2 w Europie. Po tym, jak na koniec stycznia br. wspięliśmy się na poziom 81–82 euro za wyemitowanie 1000 kg dwutlenku węgla, cena emisji poleciała na łeb i szyję. W efekcie w pierwszej dekadzie marca, bo tak długo trwał ten cenowy spadek, emisja CO2 w unijnym systemie handlu ETS kosztowała 65–66 euro.
Ale od tego czasu jesteśmy świadkami wyraźnych zwyżek i cena emisji CO2 obecnie oscyluje wokół 69–70 euro. Bo też zbliżamy się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej do wyznaczonej przez Brukselę granicy. Wszak wszystkie państwa członkowskie UE mają do 2030 r. osiągnąć poziom 40 proc. redukcji emisji CO2, w porównaniu z poziomami z 2005 r. W 2023 r. poziom tej redukcji ma być połączony z możliwościami finansowymi danego kraju. Na przykład Niemcy, czy Dania mają emisje CO2 do końca dekady zredukować o 50 proc. Francja o 47,5 proc., a Belgia o 47 proc. Z kolei cel Polski wynosi raptem 17,7 proc., w przypadku Rumunii to 12,7 proc., a Bułgarii - 10 proc.
Cena emisji CO2 w ETS2 nawet na poziomie 149 euro
Analitycy ING International Bank pod koniec ubiegłego roku szacowali, że w pierwszym kwartale 2025 r. cena emisji CO2 w UE osiągnie poziom 70 euro. A do końca roku ma to być 74 euro. Za to do 2027 r. za emisję CO2 mamy płacić zdecydowanie więcej. Bo podaż spadnie z powodu środków politycznych. Według październikowego badania kwartalnego Reutersa prognozy na 2027 r. mówią o cenie emisji na poziomie 111,14 euro.
Ale to nic w porównaniu z tym, co ma nas czekać po wejściu w życie systemu ETS2 w 2027 r., który ma wyceniać ceny dla emisji z transportu, budownictwa oraz małych gałęzi przemysłu. Analitycy z BloombergNEF w swojej ostatniej prognozie rynkowej szacują, że w tym przypadku cena emisji CO2 spuchnie do 2030 r. do rekordowego poziomu 149 euro za tonę dwutlenku węgla. I mamy to wszyscy odczuć w swoich portfelach.
Więcej o emisji CO2 przeczytasz na Spider’s Web:
Podczas gdy wzrost kosztów spadnie na dostawców paliwa, ostatecznie przeniesie się on na użytkowników końcowych, a konsumenci prawdopodobnie poniosą ciężar ceny emisji dwutlenku węgla - przekonują znawcy tematu z BloombergNEF.
Tym samym koszty ogrzewania domów mogą wzrosnąć o 31–41 proc., rachunki za transport drogowy spuchną o 22–27 proc. Ale korzyści mają być za to ogromne. BloombergNEF przewiduje, że system ETS2 wygeneruje ok. 705 mld euro przychodów w latach 2027–2035.
Zajęcie się sektorami transportu drogowego i budownictwa, które w znacznym stopniu przyczyniają się do ogólnych emisji, będzie trudne w praktyce, zwłaszcza gdy represje wobec tych sektorów bezpośrednio wpłyną na konsumentów - zwraca uwagę Emma Coker, szefowa europejskich rynków środowiskowych w BloombergNEF i współautorka tej prognozy.
System ETS2 będzie odroczony o rok?
Tymczasem priorytetem zarówno Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz Ministerstwa Przemysłu w trakcie trwającej (do 30 czerwca) polskiej prezydenci w Radzie UE jest reforma systemów handlu emisjami ETS i ETS2.
Będziemy postulować zwiększenie liczby dostępnej puli uprawnień do emisji CO2, co pozwoli utrzymać ceny uprawnień w ryzach bez znaczących zwyżek - twierdzi w rozmowie z Rzeczpospolitą Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska.
Warszawa chce też namówić Brukselę do dodatkowych uprawnień do emisji CO2, które mogłyby trafiać do tych krajów, które wykazywałyby się skutecznym mechanizmem wychwytu i składowania dwutlenku węgla. Polska chciałaby też opóźnić wejście w życie ETS2 o trzy lata, co jednak wydaje się mało prawdopodobne. Czechy celują tylko w roczne opóźnienie, podobnie, jak Neil Makaroff z think tanku Strategic Perspectives.
Zgodziłbym się z polskim rządem, by nie anulować ETS2, ale odroczyć. Tu dyrektywa pozwala odroczyć go o rok - stwierdza w rozmowie z money.pl.