REKLAMA

„Upiorny” hałas turbin gorszy od braku prądu w środku zimy. Polska kandydatem do nobla z ekonomii

Na zniesienie zasady 10H przyjdzie nam poczekać pewnie do kolejnej kadencji Sejmu, jak nie dłużej. Teraz możliwa będzie jedynie mała korekta. Nikt nie będzie ryzykował awanturą w obozie Zjednoczonej Prawicy rok przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi. Prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził ostatnio, że są dwie prawdy: jedna głosi, że wiatraki Polsce są bardzo potrzebne, druga – że każdy ma prawo spać, nie słuchając huku turbin. Ta druga prawda jest obecnie dla rządzących ważniejsza.

OZE-w-Polsce-rekordowy-udzial
REKLAMA

Zasada 10H trwa w polskim prawie wbrew wszystkim i wszystkiemu. Przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) twierdzą, że ustalony już w 2016 r. zakaz budowy wiatraków w sąsiedztwie budynków mieszkalnych w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości turbiny, skutecznie blokuje 99 proc. inwestycji z zakresu lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. 

REKLAMA

Wydawać by się mogło, że w bezprecedensowym kryzysie energetycznym usunięcie tej regulacyjnej przeszkody będzie dla rządu pretekstem do jak najszybszego działania. Ale niestety, znowu skończyło się na niedotrzymanych obietnicach. Przecież ostatnio przedstawiciele gabinetu Mateusza Morawieckiego obiecywali modyfikację zasady 10H najpóźniej w czerwcu, a potem zaraz po wakacjach. Teraz wychodzi na to, że być może żadnej głębszej zmiany tych przepisów nie będzie, a skończy się tylko na lekkim pudrowaniu. 

Zasada 10H, czyli dwie prawdy Kaczyńskiego

Co kryje się za tym tajemniczym zwrotem jakoś? Okazuje się, że niewiele. Wszystko przez to, jak tłumaczy Kaczyński, że są dwie prawdy. 

Zdaniem prezesa PiS ostateczna odległość wiatraka od domu musi w pierwszej kolejności zabezpieczać właściciela nieruchomości. Kaczyński zasugerował też, że trzeba bacznie przyglądać się temu, kto chce zniesienia zasady 10H.

Z jednej strony polityka, a z drugiej polskie bezpieczeństwo energetyczne

Zjednoczona Prawica jest na razie głucha na głosy ekspertów, ekonomistów i Polaków. Eksperci zwracają uwagę, że przez zasadę 10H w Polsce na lądzie nie powstają już nowe farmy wiatrowe, a to bardzo źle w kryzysie energetycznym. Na dodatek modyfikacja zasady 10H jest jednym z kamieni milowych, od realizacji których Komisji Europejska uzależnia wypłacenia Polsce środków w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Przedstawiciele PSEW wskazują na sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, w którym ponad 60 proc. Polaków chce pilnego przyjęcia ustawy liberalizującej rozwój farm wiatrowych. Janusz Gajowiecki, prezes PSEW, przypomina, że uwolnienie wiatraków spod zasady 10H to również najlepsza recepta na astronomiczne rachunki za energię. 

Wracają wiatrowe demony z 2015 r.

Potencjał lądowej energetyki wiatrowej jest tak duży, że już za 10-12 lat nawet 30-40 proc. całej energii może pochodzić z turbin. Padają też argumenty dotyczące nowych miejsc pracy. 

Tymczasem projekt zmiany zasady 10H kolejny miesiąc mrożony jest w sejmowej zamrażalce. Politycy coraz chętniej sięgają do argumentów z 2015 r. Siedem lat temu w lutym już w 565 miejscach na terenie całej Polski sprzeciwiano się stawianiu wiatraków byle gdzie. Do tego doszła jeszcze kontrola NIK za lata 2009-2013, która objęła 28 gmin, 19 starostw powiatowych i 19 powiatowych inspektoratów nadzoru budowlanego. 

REKLAMA

W 2015 r. pobudzanie strachu Polaków przed wiatrakami wykorzystano w prezydenckiej kampanii wyborczej. Skutecznie. I teraz też lądowa energetyka wiatrowa będzie z pewnością elementem boju o poselskie mandaty, który rozegra się za rok na jesień. Trudno uwierzyć, żeby w trakcie tej walki o poselskie fotele zasadę 10H spotkało cokolwiek złego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA