Jeszcze stosunkowo niedawno przez Polskę przetoczyła się dyskusja dotycząca skrócenia tygodnia pracy. Lewica rozmarzyła się, snując wizje wolnych piątków albo spędzania w biurze sześciu godzin dziennie. Teraz te hasła nabrały innego znaczenia. Na hasło czterodniowy tydzień pracy zatrudnieni powinni dzisiaj wpadać w popłoch.
Skrócenie czasu pracy może wiązać się z dwiema sytuacjami:
- praca staje się coraz wydajniejsza i nie ma potrzeby wyrabiania dupogodzin
- pracy brakuje i nie ma sensu trzymać pracowników na stanowiskach
Wszyscy chcieliby oczywiście, by motywacją do wprowadzania czterodniowego dnia pracy była ta pierwsza wersja. Miesiąc temu w Sejmie pojawiła się zresztą propozycja Partii Razem, zakładająca zredukowanie liczby roboczogodzin w tygodniu do 35.
Szanse na odgórne wprowadzenie takich przepisów są jednak bliskie zeru. Dość dosadnie wypowiedział się na ich temat wiceminister resortu finansów Artur Soboń.
Czterodniowy tydzień pracy wróci do polskich firm. Ale z innego powodu
Tym razem jako inicjatywa oddolna. I to akurat wcale nie jest dobra wiadomość. Dlaczego? Dobrym przykładem jest firma Velux, która wprowadziła taki system we wrześniu tego roku w fabryce w Gnieźnie. Powodem była spadająca liczba zamówień na dostawy okien, co z kolei wynika bezpośrednio z gwałtownego hamowania na rynku nieruchomości.
Szefowie spółki uznali jednak, że zamiast zwalniać pracowników, zmniejszą im wymiar czasu pracy.
Nie chodzi tu o life-work balance
– skwitował tę decyzję były wicepremier Janusz Piechociński.
Okres przejściowy miał potrwać do początku listopada. Teraz poznaliśmy puentę tej historii.
Velux rozpoczął zwolnienia grupowe
Trudno podejrzewać, by problemy dotyczyły tylko duńskiej spółki. W sporych tarapatach jest dzisiaj wiele firm z sektora budowlanego i powiązanych z nim branż.
Dorota Siedziniewska-Brzeźniak, ekspertka rynku pracy, uważa, że śladem firmy Velux może tej jesieni pójść wielu innych pracodawców.