Koniec Woźniaków w PGNiG. Premier zrobił skok na posażną spółkę. Teraz połączy ją z Orlenem?
Koniec ery Woźniaków w PGNiG ma miejsce w specyficznym momencie. Rusza budowa strategicznego dla Polski gazociągu Baltic Pipe, niebawem trzeba będzie również realnie, a nie deklaratywnie ustosunkować się do relacji biznesowych z rosyjskim Gazpromem. Czy nowy prezes w osobie Jerzego Kwiecińskiego sprosta tym wyzwaniom?
Fot. Piotr Woźniak (pierwszy od lewej) i sekretarz energii USA Rick Perry (Źródło: Public Domain/Domena publiczna)
Zmiany w zarządzie państwowego giganta gazowego, spółki PGNiG, mimo wszystko są dość niespodziewane. Losy prezesa Piotra Woźniaka (zwanego „dużym”) i jego nieodłącznego współpracownika Macieja Woźniaka (zwanego „małym”) ważyły się do ostatniej chwili. W Warszawie spekulowano co prawda od tygodni, że premier Mateusz Morawiecki chciałby położyć rękę na jednej z najbogatszych firm w Polsce, ale jego człowiek Jerzy Kwieciński wciąż się wahał, spoglądając tęskno w stronę Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Drużyna Woźniaków nie zmarnowała tego okresu i przeszła w połowie grudnia do spektakularnej ofensywy w mediach, przypominając o swoich zasługach (abstrahuję tu od dokładnej oceny, w jakim stopniu są one sprawnym pijarem). Prym wiodła narracja o uruchomieniu dostaw gazu skroplonego z USA do terminalu w Świnoujściu (co stało się możliwe dzięki wybudowaniu go przez rząd PO/PSL) i deklaracji wypowiedzenia kontraktu jamalskiego z Gazpromem (czy stanie się ona ciałem o to jest pytanie?).
Nadzwyczajna aktywność PR-owa okazała się nieskuteczna. Ostatecznie doszło do zmian w zarządzie, a dziś warto zastanowić się nad ich istotą, celem i skutkami.
Udzielne księstwo łakomym kąskiem
Piotr Woźniak był znany z niezależności i autopromocji. Wykreował własny wizerunek jedynego sprawiedliwego, który walczy o Polską niezależność energetyczną i w ocenie wielu komentatorów wykorzystywał go do zapewnienia sobie politycznej nietykalności. Chyba żaden inny menadżer w ostatnich latach nie miał takiego komfortu zarządzania spółką. W efekcie Woźniak był drugim najdłużej urzędującym prezesem spółki skarbu państwa w okresie trwania tzw. „dobrej zmiany”. To robi wrażenie, biorąc pod uwagę częstotliwość karuzel personalnych w spółkach. Jednak jeśli wierzyć plotkom, menedżer nie posiadał zaplecza politycznego, a w dodatku ostentacyjnie ignorował kluczowych polityków Zjednoczonej Prawicy. Sugerowano wręcz jego konflikt personalny z ministrem Piotrem Naimskim, z którym walczył o miano energetycznego zbawcy Polski.
Wracając do premiera Mateusza Morawieckiego, przejęcie PGNiG zapewniło mu dostęp do olbrzymich środków finansowych dla jego zaplecza oraz oczywiście wielu stanowisk do obsadzenia. W efekcie cała sytuacja bardzo go wzmacnia. Ciekawe w politycznym kontekście jest także to, że aż dwie osoby trafiły do nowego zarządu gazowego giganta z PKN Orlen, a koncern ten jest zarządzany przez Daniela Obajtka. Również w tym przypadku posiłkując się półsłówkami z rozplotkowanej Warszawy, można dowiedzieć się, że obaj panowie są ze sobą mocno związani. Czy aż tak bardzo, że należy PGNiG i Orlen traktować jako niepodzielną domenę premiera? Trudno powiedzieć.
Fuzja paliwowa inna niż wszyscy myślimy?
Inne opcje na stole, które mogły zaważyć na upadku Woźniaków, to zupełnie inny model fuzji sektora paliwowego, aniżeli jest przedstawiany mediom. Ludzie piszący o energetyce od lat pamiętają zapewne, że niegdyś rozważano połączenie PGNiG i Orlenu.
Powiedzą państwo: no dobrze, ale paliwowy gigant chce kupić Energę i Lotos. Tyle tylko że sytuacja jest tak dynamiczna, że wszystko może się zdarzyć i to zarówno na polu tarć pomiędzy PiS, Porozumieniem i Solidarną Polską (rosnące apetyty na stanowiska), jak i relacji z Komisją Europejską (niechętnej powstania Orletosu).
Czynnik rosyjski
Jest jeszcze jeden istotny aspekt, który mógł wpłynąć na zmiany w PGNiG. Tak się składa, że gazociąg Baltic Pipe ma zostać oddany do użytku w 2022 r. i zastąpić wygasające dostawy z Gazpromu do Polski. Podmorska rura ma bardzo napięty harmonogram, co rodzi ryzyko dla krajowych firm wykorzystujących gaz ziemny. Mimo powagi sytuacji Piotr Woźniak jako prezes PGNiG wypowiadał się o Rosjanach bardzo mocno, de facto wykluczając jakąkolwiek możliwość prowadzenia z nimi negocjacji.
Był w tych deklaracjach większym jastrzębiem niż minister Piotr Naimski. Tę sytuację zmienia zastąpienie twardogłowego menedżera technokratą w osobie Jerzego Kwiecińskiego.
W razie potrzeby mógłby on negocjować rynkowe i krótkotrwałe porozumienie pomostowe dotyczące dostaw rosyjskiego gazu do Polski, dopóki nie zostanie oddany do użytku Baltic Pipe. W dodatku jest on na krótkim łączu z premierem.
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.