„Pińcestplusy” wykupują wam tanie masło? Czepcie się lepiej misiów z IT koszących po 20 tysi na B2B
No i się zaczęło wyliczanie, o ile zdrożało w Polsce masło przez to, że biedacy zaczęli je kupować, bo przez 500+ zaczęło ich być w końcu stać. Wiadomo - powinni ogryzać tynk ze ścian, ewentualnie szczaw i mirabelki, wtedy porządni Polacy nie mieliby drożyzny i mogliby w takiej branży IT spokojnie udawać firmy, żeby płacić niższe podatki niż cała reszta naiwnego ludu pracującego na umowach o pracę.
Najpierw twarde dowody. Cena masła? Zobaczmy, jak się kształtowała w roku tuż przed rozpoczęciem wypłaty świadczenia 500+ w 2016 r., dziś i kilka lat przed 500+, żeby pokazać, jak wcześniej ceny były stabilne, a po starcie 500+ odleciały. Dowodów dostarczył na Twitterze Jakub Kralka. Otóż w 2009 r. kostka masła kosztowała 3,5 zł, w 2015 r. nawet mniej, bo 3,2 zł, a w 2023 r. hop do 5,92 zł. Papier toaletowy: w 2009 r. 3,85 zł, w 2015 r. nawet taniej, bo 2,6 zł, a w 2023 r. hop do 7,95 zł. Zobaczcie, jest też dowód w postaci herbaty:
Wnioski? Wnioski nasuwają się same: winne rozdawnictwo.
Wielka tajemnica cen masła
Dyskusja na Twitterze wrze, bo czyżby nasze 500+ było tak potężne, że spowodowało wybuch inflacji również w Czechach i na Węgrzech? - pytają jedni. Ja dorzucę: ej, zaraz, a dlaczego ta inflacja z powodu rozdawnictwa wybuchła dopiero w 2021 r., skoro 500+ wypłacane jest od 2016 r., a w wersji również na pierwsze dziecko od 2019 r.? Czyżby ludzie przez kilka lat zbierali pieniądze, żeby dopiero po dwóch latach kupić sobie naraz tonę masła, bo tak wyjdzie taniej?
Kurde, kurde, ależ to jest twardy orzech do zgryzienia z tym masłem, no bo jak wytłumaczyć, że ceny masła tak fluktuują w ostatnich latach?
Czyżby „pieńcestplusy” miały jakiś system zakupów, który często zmieniają? Może w jednym roku wszyscy zachłysnęli się masłem, bo w końcu ich na nie stać, ale jakaś youtuberka powiedziała, że masło jest niezdrowe i w kolejnym roku wszyscy na hurra przestali kupować masło? A jeszcze później okazało się, że youtuberka jednak kłamała i masło znów trafiło na każdy polski stół?
No to teraz zupełnie serio. Dlaczego nam się wydaje, że to najubożsi, którzy zostali wsparci świadczeniem 500+ tak nakręcili popyt, że to oni są odpowiedzialni za inflację? Ze świadczenia 500+ korzystają wszyscy, bogaci też. Ba! Nawet bogaci bardziej, bo już dawno Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA udowodniło, że największa część tego rozdawnictwa trafia do najlepiej zarabiających (czyli w tym również do pracowników branży IT, ale o tym później).
To dlaczego nikt nie mówi, że dobrze zarabiający mają za dużo pieniędzy, a jak się im jeszcze dorzuciło, to już w ogóle nie wiedzą, co z nimi zrobić i wydają na prawo i lewo, podbijając inflację? Bo może oni nie zwiększyli konsumpcji z powodu 500+, bo przecież od nadmiaru pieniędzy nie potrzeba więcej papieru toaletowego. A więc to biedni winni! Bogaci na pewno kupowali wcześniej, więc że kupują i teraz, niczego w popycie nie zmieniło. Biedni za to kupują, a w wcześniej kupowali mniej. I komu to przeszkadzało? Dobrze było. Tanio było. I oszczędności w banku nie topniały.
Czy za pieniądze z optymalizacji podatkowej też można kupić masło?
A teraz będzie jeszcze gorzej, bo PiS chce zwaloryzować 500+ do 800+. Poseł Artur Dziambor, ex-Konfederacja, dziś prezes partii Wolnościowcy, pisze na Twitterze:
I teraz powinna zapalić się czerwona lampka: jakiego podatku dochodowego? Tego liniowego? Tego ryczałtowego? Czy tego, co wychodzi najdrożej, co go płaci pani pracująca na kasie?
Bo mi w takiej chwili pojawia się obraz informatyka, który pracuje w korpo, ale nie na umowie o pracę, ale na kontrakcie B2B, udając firmę, po to, żeby na to 800+ zrzucać się mniej. I wcale nie demonizuję. Arek Braumberger niedawno pisał o badaniach No Fluff Jobs i Ework Group, z których wynika, że w branży IT aż 9 na 10 osób pracuje na kontraktach B2B.
Dlaczego właściwie tak jest? Połowa twierdzi, że wybrała taką formę zatrudnienia ze względu na elastyczne godziny pracy, ale 78 proc. dlatego, że dzięki temu płaci niższe podatki i składki, czyli ma wyższe wynagrodzenie.
I co oni z tymi pieniędzmi zaoszczędzonymi na robieniu w balona wszystkich innych, którzy podatki płacą wyższe, bo na B2B nie mogą uciec, robią? Masełka więcej się nie kupuje? Nie? Zawsze było pod dostatkiem, więc raczej krewetki zamiast kurczaka na kolację? A może skoro nie ma sensu kupować dziesięciu kostek masła, tylko dlatego, że cię na to stać, to może jest sens kupować pięć mieszkań? Bingo!
To jest zupełnie niezwykłe, z jaką łatwością w dyskusji publicznej obwiniamy o inflację ludzi, którzy ją ponoć wygenerowali, zapewniając sobie podstawowe potrzeby życiowe, a jednocześnie zupełnie nie mamy problemu z tymi, którzy podbijają ceny akumulując kapitał.
To może zrzeknijcie się 800+
Och, czekajcie. A czy zwykłe ograniczenie świadczenia 800+ poprzez wprowadzenie kryterium dochodowego (ale na poziomie wyższym niż kryteria pomocy społecznej) byłoby antyinflacyjne? Oczywiście. I to jak? Przypominam raz jeszcze, że największy strumień pieniędzy płynie bowiem do tych, których można by od nich odciąć w ramach reformy 800+.
I zresztą wielu ekonomistów od jakiegoś czasu o to apeluje. Tylko czy o to walczą masy krzyczące, że 500+ to rozdawnictwo? Czy jak sami przestaną dostawać ten prezent, ale sąsiad będzie dostawał go nadal, to umilkną opowieści, że to przez sąsiada jest drogo? Obstawiam, że negatywne społeczne emocje międzyklasowe będą jeszcze większe.