Biedronka, Lidl i Żabka to tylko niektóre z sieci handlowych, które tuż po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę postanowiły dołączyć do ekonomicznych sankcji wymierzonych w rosyjską gospodarkę. Nasze skrzynki zostały zalane mailami deklarującymi wycofywanie z półek produktów pochodzących z Rosji i Białorusi. Mam złą wiadomość: po zapytaniu o jakie dokładnie produkty chodzi, sieci nabrały wody w usta. Szczyt żenady pobiła Biedronka, która przy okazji uznała za stosowne pochwalić się promocjami.
Po przeczytaniu wiadomości od biura prasowego Biedronki musiałem wstać i ją rozchodzić, co w sumie rzadko się zdarza po tylu latach pracy w mediach. Ale zacznijmy od początku.
Postanowiliśmy w redakcji rozesłać maile do największych sieci handlowych w Polsce zadając im jedno pytanie:
Banujecie rosyjskie produkty? Pochwalcie się jakie
Działy PR rozszalały się z komunikatami o wspieraniu mieszkańców Ukrainy i bojkotowaniu rosyjskich i białoruskich dostawców. Sam fakt jest oczywiście bardzo budujący. Po pierwszym wystrzale, jaki padł podczas wojny w Ukrainie, nikt chyba nie spodziewał się, że reakcja państw UE i prywatnych firm będzie aż tak stanowcza. Wszyscy obawiali się rozmywania odpowiedzialności i wycierania sobie ust frazesami, które podkreślałby jak mocno jesteśmy myślami przy bombardowanej ludności Kijowa, Charkowa czy Doniecka.
Zamiast tego mamy stanowcze działania. Sęk w tym, że odpowiedzi, które otrzymaliśmy od sieci handlowych wskazują na to, że, przynajmniej z ich strony, najwięcej jest szumu informacyjnego. Pytanie, jakie zadaliśmy firmom, wydawało się dość proste. Być może wymagało nieco czasu na przygotowanie, bo działy komunikacji nie muszą mieć przecież pełnej listy wycofanych produktów pod ręką, ale zadanie samo w sobie nie powinno przerastać przedsiębiorstw zatrudniających tysiące ludzi.
Tym bardziej, że w bojkocie często chodzi o kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt produktów, a my jako konsumenci chcielibyśmy mieć w te dane wgląd.
Najbardziej zaskakująca była odpowiedź Biedronki
Maciej Łukowski, dyrektor działu zakupów i członek zarządu sieci odpisał nam, że produktów jest kilkanaście, ale Biedronka uważa, że „tak należy teraz postąpić”.
Wydawałoby się więc, że problemy z odpowiedzią nie będzie. A jednak. Zamiast listy dostaliśmy link do komunikatu prasowego. W środku znaleźliśmy nazwy marek kilku wódek i informację, że chodzi o produkty o kodach EAN między 460-469 oraz 481. Czyli wciąż nie wiemy, co właściwie Biedronka wycofuje. Choć podobno nie jest tego dużo.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że – tadam – Biedronka robi promocje w przygranicznych sklepach. I to nie byle jakie, bo obniża ceny towarów o nawet 60 proc. Łapiecie ten absurd? Przychodzi mi do głowy milion pomysłów na pomoc uchodźcom na kordonie, ale chwalenie się na całą Polskę: PIECZYWO 60% TANIEJ, to chyba ostatni z nich. Tym bardziej, że przejścia graniczne są dzisiaj obstawione przez wolontariuszy przyjeżdżających z jedzeniem.
Żywności jest tyle, że pojawiają się apele, by nie przywozić jej w ciemno. No, ale Biedronka nie jest przecież organizacją charytatywną, nie musi myśleć, jak pomagać. Wystarczy, że się zareklamowała. Na szczęście oprócz tego Jeronimo Martins współpracuj też z Caritasem i Polskim Czerwonym Krzyżem. Cała para nie idzie wyłącznie w gwizdek.
Jak na tym tle wyglądają inne sklepy? Niestety, niekoniecznie lepiej. Netto odpisało nam na podobnym poziomie ogólności:
Żabka podała, że nie będzie już zamawiać produktów z Rosji i Białorusi. Wśród nich są m.in. napoje alkoholowe – wódka Russian Standard i Żurawie. I to „między innymi" musi nam niestety wystarczyć. Jakieś tam produkty Żabka wycofuje, nie interesujcie się jakie dokładnie.
Podobną politykę przyjął Rossmann. Drogeria ograniczyła się do informacji o zdjęciu z półek 75 artykułów wyprodukowanych bezpośrednio w Rosji. Decydującym czynnikiem był EAN wskazujący na Rosję jako kraj pochodzenia lub informacja na etykiecie. Ban dostało 101 produktów polskiego dystrybutora firmy Natura Siberica.
Ponadto usunęliśmy z drogerii 20 artykułów pochodzących z Białorusi
– czytamy w komunikacie.
Nie do końca zrozumiałe tłumaczenie przysłało Aldi. Biuro prasowe pisze, że zgodnie z zapowiedzią sieć usunęła produkty pochodzenia rosyjskiego lub wyprodukowane w Rosji.
Jednak w przypadku produktu innego niż pochodzenia rosyjskiego mogą istnieć różne kraje produkcji. Dlatego nie jesteśmy w stanie dostarczyć listy z nazwami marek. Gwarantujemy jednak, że w Aldi Polska nie ma produktu pochodzenia rosyjskiego lub wyprodukowanych w Rosji
– zapewnia sieć.
Lidl i Carrefour nie odpowiedziały na nasze pytanie
Pozostaje tylko stwierdzić, że szkoda iż sieci handlowe nie zechciały pochwalić się listą produktów, które świadomi polscy konsumenci mogliby pomijać przy zakupach. Bo przecież fakt, że wycofało je część sklepów nie oznacza, że zniknęły z Polski całkiem.
Nie mówiąc już o tym, że trudno będzie teraz sklepy rozliczać z tych obietnic. Teoretycznie można przeglądać kody kreskowe jeden po drugim, ale umówmy – komu tak naprawdę wystarczy do tego czasu i cierpliwości?