REKLAMA

Raty rosną w zastraszającym tempie. Krzyczcie, że chcecie ich zamrożenia, rząd się zgodzi, a banki dostaną szału

Plotę bzdury i tak się nie da? No to popatrzcie na Węgrów, oni właśnie to zrobili, bo tamtejsze stopy procentowe urosły już do 2,4 proc. w reakcji na inflację na poziomie 7,4 proc. My w Polsce mamy inflację jeszcze wyższą, a jednocześnie ciągle jeszcze niższe stopy procentowe. Jak myślicie, co stanie się dalej? No właśnie.

Raty rosną w zastraszającym tempie. Krzyczcie, że chcecie ich zamrożenia, rząd się zgodzi, a banki dostaną szału
REKLAMA

Nie wiedzieliście, że wyborcy mogą żądać od władzy zamrożenia wysokości rat hipotek? Nikomu nie przyszło to do głowy. Ale populistycznemu rządowi Węgier przed wyborami jednak przyszło, a my przecież w Polsce lubimy spoglądać na to, co robi rząd Victora Orbana, prawda?

REKLAMA

Promocja: obniżamy oprocentowanie kredytów o połowę

Otóż Węgrzy zdecydowali o zamrożeniu oprocentowania kredytów hipotecznych klientów indywidualnych na poziomie z końca października. Zamrożona stawka będzie obowiązywać od stycznia 2022 r. przez sześć miesięcy. Kluczowe jest to, że w kwietniu lub w maju na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne. I wszystko jasne, prawda?

Ale zobaczmy, czy węgierscy kredytobiorcy rzeczywiście tak bardzo cierpią i jak bardzo premier Orban chce im ulżyć.

Otóż w listopadzie inflacja na Węgrzech wynosiła 7,4 proc. I choć to mniej niż obecnie w Polsce (7,8 proc.) Węgry dużo szybciej zabrały się za jej zbijanie niż my i zaczęły podnosić stopy procentowe jako pierwsze w Unii Europejskiej - już wiosną. Obecnie główna stopa procentowa na Węgrzech wynosi 2,4 proc. (w Polsce 1,75 proc.) i jest wyższa o 1,8 p.p. niż przed rozpoczęciem cyklu podwyżek.

Pomysł Victora Orbana polega na tym, by od stycznia kredytobiorcy płacili raty na bazie wysokości stóp procentowych z końca października, a więc na poziomie 1,8 proc., czyli część podwyżek stóp od wiosny do października wezmą na siebie klienci, pozostałą część - banki.

Niby wobec obowiązującego obecnie poziomu 2,4 proc. to jeszcze nie taka straszna różnica, ale pamiętajcie, że ten poziom ma obowiązywać do połowy przyszłego roku. Tymczasem rynek ewidentnie spodziewa się w najbliższym czasie dalszego wzrostu stóp, bo rynkowa stawka trzymiesięczna (odpowiednik naszego WIBOR) zbliża się już do 4 proc., podczas gdy na koniec października wynosiła 1,9 proc.

Niezły przedwyborczy prezent dostali Węgrzy.

Zamrożenie rat kredytów w Polsce? Banki dostałyby zawału

Polacy są w podobnej sytuacji. Słuchając ich krzyków, można odnieść wrażenie, że zaciągając kredyty hipoteczne zapomnieli, czym jest ryzyko stopy procentowej. W dodatku to ryzyko na razie nie materializuje się jakoś strasznie, bo stopy procentowe w Polsce nadal są niskie, choć w kolejnych miesiącach z całą pewnością wzrosną.

Dziś większość analityków szacuje, że w 2022 r. sięgną co najmniej 4, może nawet 4,5 proc., a to dopiero zaboli tych, którzy zadłużyli się pod korek i wtedy będzie dopiero słychać wrzaski. Choć umówmy się – stopy procentowe na poziomie 4-5 proc. to nie takie science fiction, jak frank szwajcarski po 5 zł w czasie, kiedy kosztował 2 zł. Tak drogiego franka nikt nie mógł sobie wyobrazić, stopa referencyjna na poziomie 5 proc. powinna być natomiast w zakresie wyobraźni KAŻDEGO POLAKA.

Ale może ktoś ma ochotę domagać się od rządu zamrożenia wysokości oprocentowania hipotez na wzór węgierski? Wiem, wiem, w Polsce do wyborów jeszcze daleko, ale przecież polski rząd i tak skrupulatnie słucha suwerena i spełnia jego oczekiwania.

REKLAMA

Niedawno, przy okazji informacji o wprowadzeniu zerowej stawki VAT na żywność w Polsce, pisałam, że polski rząd spełnia właściwie wszelkie zachcianki społeczeństwa w zakresie walki z inflacją. Z niedawnego sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że Polacy najbardziej oczekują od rządu w związku z ograniczaniem skutków wzrostu cen przede wszystkim obniżania podatku VAT. Chce tego 60,7 proc. badanych, obniżanie akcyzy wskazało 58,8 proc. Polacy chcą, Polacy dostali.

To może i z tym zamrożeniem rat by wyszło. Szczególnie, że tym razem koszt poniosłyby banki, a nie budżet państwa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA