Marnują czas i pieniądze. Absolutnie nic się nie zmieniło, a nawet jest jeszcze gorzej
Co roku widzę, jak przyspiesza topnienie biegunowych lodowców i co roku też, od paru dobrych lat, ubieram się wiosennie już w połowie grudnia. Jest jeszcze jedna prawidłowość. Co roku, w okolicach listopada, słyszę głos światowych przywódców, którzy znowu dotarli swoimi odrzutowcami do jednego z miejsc na świecie i wielce debatują o tym, co teraz dzieje się z ziemskim klimatem. I nawet umawiają się wspólnie na jakieś rozwiązania. Tylko, że nikt tych obietnic nie spełnia. Ale też po co? Tak za rok znowu będzie pretekst do spotkania i gaworzenia nawet przez dwa tygodnie. (fot. materiały prasowe COP27)
Jeszcze kilka lat temu wierzyłem w Szczyty Klimatyczne ONZ. Sporo do myślenia dał mi szczególnie ten organizowany w Katowicach w 2018 r. Wtedy, po reakcjach światowych liderów na słowa polskiego prezydenta Andrzej Dudy, który mówił, że Polsce węgla wystarczy na 200 lat, wierzyłem, że to ma jeszcze jakiś sens. Że może i Polska jest w rękach populistów, ale reszta świata widzi, jak jest i wreszcie na serio zajmie się naszym klimatem, zanim będzie za późno. Ale potem był COP25 i COP26, a teraz w Egipcie odbywa się COP27. I nic się absolutnie nie zmieniło. Owszem, padają ponownie ostre słowa, a szef ONZ straszy apokalipsą, też nie pierwszy raz. Ale nie idą za tym żadne konkretne rozwiązania. Ten bezsensowny mechanizm, który marnuje sporo pieniędzy i czasu, a przy okazji daje fałszywą nadzieję, że ludzkość w końcu bierze się za ziemski klimat - bardzo dobrze ukazują dane z poprzedniego Szczytu Klimatyczne ONZ. To niestety dobitnie pokazuje, że mamy do czynienia z corocznym spotkaniem światowych liderów, a nie konkretną walką ze zmianami klimatycznymi.
COP27, czyli długa lista nie spełnionych obietnic
To nie jest tak, że na COP27 nic się nie dzieje. Owszem, na przykład Hiszpania i Senegal zainicjowały międzynarodowy sojusz na rzecz odporności na suszę. Z kolei Stany Zjednoczone pokazały handel globalny kredytów węglowych, co pozwoliłoby opłacać politykę zmniejszania emisji w krajach rozwijających się. Innym przykładem podjętych decyzji jest przeznaczenie przez koalicję LEAF (Lowering Emissions by Accelerating Forest finance) 500 mln dol. na ochronę lasów tropikalnych. Ale trudno jest mówić o jakimkolwiek przełomie, o wyznaczeniu jakichkolwiek, globalnych granic dla spalania paliw kopalnych. To po prostu półśrodki, bez żadnych konkretów.
O wadze podjętych w trakcie Szczytów Klimatycznych ONZ ustaleń świadczy też ich późniejsza realizacja. W trakcie COP26 w Glasgow ustalono, że w 2022 r. krajowe cele klimatyczne powinny być zaktualizowane. I co się okazuje? Jak wykazuje Climate Action Tracker dokonało tego ledwie 28 krajów, z czego tylko pięć miało mocniejsze cele klimatyczne niż w poprzedniej wersji. I jeszcze jeden przykład. Rok temu 39 krajów i instytucji finansowych umówiło się na zakończenie międzynarodowego finansowania paliw kopalnych do końca 2022 r. Teraz okazuje się, że Francja, Szwecja, Dania, Wielka Brytania i Finlandia rzeczywiście wstrzymały finansowanie pól naftowych i gazowych oraz infrastruktury LNG. Ale z kolei Niemcy, Włochy, Kanada i Stany Zjednoczone nawet nie mają podjętej takiej strategii.
Bla, bla, bla podczas Szczytu Klimatycznego ONZ nic nie kosztuje
Dobrze pokazuje to niedawny raport, w którym wykazano, że w USA w latach 2019-2021 wydatkowano średnio 2,6 mld dol. rocznie na projekty związane z paliwami kopalnymi. Z kolei na projekty dotyczące OZE szło raptem ok. 358 mln dol. Podczas Szczytów Klimatycznych padają też indywidualne deklaracje ze strony przywódców. I tak np. w trakcie COP26 ówczesny prezydent Brazylii Jair Bolsonaro zobowiązał się do zakończenia wylesiania swojego kraju do 2028 r. Ale szybko okazało się, że wycinanie brazylijskich drzew osiągnęło w 2021 r. swój 15-letni szczyt, a w 2022 r. dodatkowo jeszcze wzrosło o 23 proc.
Przykładem na to, jak światowi przywódcy w trakcie Szczytów Klimatycznych ONZ w żadnej mierze nie szanują własnych słów i składanych obietnic, jest też metan. Podczas COP26, pod naciskiem UE i USA, ustalono że globalna emisja metanu mniejszy się o 30 proc. do 2030 r. Tymczasem Światowa Organizacja Meteorologiczna wykazuje, że w tym roku globalna emisja metanu rośnie w rekordowym tempie.
Człowiek mądry po szkodzie?
Skoro Szczyty Klimatyczne ONZ w ten sposób są traktowane przez światowych przywódców, to na jakiś przełom na COP27, albo COP28, czy COP29 po postu nie ma co liczyć. To coroczne spotkanie, podczas którego udaje się podjąć niektóre inicjatywy, ale o globalnej walce ze zmianami klimatu absolutnie nie ma mowy. Przykładem jest chociażby węgiel. Podczas COP26 w Glasgow 46 krajów podpisało oświadczenie o przejściu od węgla do czystej energii. Ale agresja Putina na Ukrainę wszystko zmieniła. Wiele krajów (np. Niemcy) podobno tylko na chwilę wraca do węgla ze względu na bezpieczeństwo energetyczne. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) szacuje, że w tym roku światowe zużycie węgla może pobić rekord z 2013 r. Tylko w UE spalanie węgla ma wzrosnąć o 7 proc.
Analiza wskazuje też, że Chiny i Indie razem zużywają dwa razy więcej węgla niż reszta świata razem wzięta, a samo Państwo Środka odpowiada za ponad połowę światowego zapotrzebowania. Właśnie przez ożywienie chińskiej gospodarki zużycie węgla na świecie w tym roku może wzrosnąć nawet do 8 mld ton. I żaden Szczyt Klimatyczny ONZ tego nie zmieni. Przyszłość COP-ów jawi mi się więc w najczarniejszych barwach. Spotkania pewnie dalej będą odbywać się co roku, ale efekty będą - tak jak zresztą do tej pory - po prostu mizerne.
Wyobrażam sobie dwa scenariusze. W pierwszym nie ma sensu dalej organizować tych oenzetowskich konferencji klimatycznych. Lepiej zbierać się w mniejszych grupkach i podejmować ustalenia, które potem będą realizowane. Na serio, a nie tylko na papierze. W drugim rozwiązaniu COP-y dalej się odbywają, ale już nikt, nawet dziennikarze, nie zwracają na to żadnej uwagi. I trudno się dziwić. Bardziej zajmuje ich kolejna powódź, nadchodząca susza, czy prognozy wskazujące na przekroczenie 50 st. C najbliższego lata. W takim przypadku Szczyty Klimatyczne ONZ mają szansę przetrwać dłużej niż sam klimat.