Najlepiej zarabiający prezes w Polsce po latach spadł z tronu. A właściwie sam się z niego strącił, bo Janusz Filipiak, prezes Comarchu, nie zarabia już najwięcej w Polsce. I nie dlatego, że ktoś inny tak dramatycznie go prześcignął (choć też), ale dlatego, że sam obciął sobie pensję o połowę. Mądry strategiczny ruch, biorąc pod uwagę, że niedawno mówił publicznie, że pracownicy muszą skończyć wreszcie z tą presją płacową i eskalacją żądań. Inaczej by go zjedli.
Janusz Filipiak, prezes, a co ważniejsze założyciel i główny udziałowiec Comarchu, ma medialną łatkę „najlepiej zarabiającego prezesa w Polsce”, bo przez lata rzeczywiście jego pensja była najwyższa, ale właśnie nastąpił koniec ery jego królowania na podium - wyliczył Business Insider.
Po raz pierwszy od lat przeskoczył go Wiesław Klimkowski. Nie znacie? Nic dziwnego, mówimy nie o liście najbogatszych tak dobrze powszechnie znanej, ale liście najlepiej zarabiających. Więc przedstawię: to prezes spółki produkującej chemikalia PCC Rokita.
Spektakularne bicie rekordu
Zarobki? 3,6 mln zł miesięcznie, 43,3 mln zł za cały 2022 r. Najciekawsze, że jego pensja rok do roku się potroiła. Chciałoby się napisać „nic dziwnego”, bo i zyski samej spółki w ubiegłym roku solidnie wzrosły - o 62 proc. r/r do 675 mln zł.
Ale wróćmy do ciekawostek. Po pierwsze, dwie jego miesięczne pensje to więcej niż roczne zarobki najlepiej wynagradzanego prezesa banku.
Po drugie, jego roczne zarobki przeskoczyły aż o 71 proc. dotychczasowy rekord pensji Janusza Filipiaka (25,4 mln zł w 2021 r.).
No i po trzecie, detronizacja samego Filipiaka jest bardzo ciekawa, bo spadł on z pierwszego miejsca nie na drugie, nawet nie na trzecie, ale aż na piąte miejsce w rankingu zarobków polskich spółek. A spadek był tak mocny również dlatego, że sam Filipiak tak zdecydował.
Mówiąc wprost, obciął sobie pensję aż o 56 proc. w stosunku do 2021 r. Ostatecznie i tak jest nieźle - jego miesięczne zarobki w 2022 r. to prawie 1 mln zł, roczne to 11,1 mln zł.
Tłumaczyć to można tym, że i zyski Comarchu spadły rok do roku, ale jednak tylko o 12 proc. A więc ja chętniej wiązałabym to z jego ostatnimi wypowiedziami na temat tego, że presja płacowa w sektorze IT jest zbyt duża, pracownicy mają zbyt wysokie żądania podwyżek i trzeba z tym skończyć.
Amerykańska zachłanność
Oczywiście mówić można jedno, kiedy chodzi o pracowników, a jak mowa o własnym portfelu, narracja zwykle się zmienia. Ale jak widać, nie w tym przypadku. I to sprawia całkiem niezłe wrażenie szczególnie na tle amerykańskich kolegów prof. Filipiaka.
Agencja Reuters niedawno policzyła, że mediana wynagrodzeń prezesów najważniejszych firm w USA wzrosła w ubiegłym roku o 7,7 proc. To dużo, bo pamiętajcie, że inflacja w USA jest znacznie niższa niż w Polsce i w grudniu 2022 r. była na poziomie 6,5 proc., a to oznacza, że amerykańscy prezesi realnie nie tracili.
W przeciwieństwie do swoich pracowników, których pensje w starciu z inflacja poległy, bo rok do roku wzrosły jedynie o 3,6 proc.
Swoją drogą, według firmy Equilar, która analizuje zarobki najlepiej opłacanych prezesów amerykańskich spółek publicznych o przychodach co najmniej 1 mld dol., jeszcze w 2021 r. kierujący firmami zarabiali 254-krotność mediany zarobków pracowników. W 2022 r. ta przepaść jeszcze się powiększyła do 288-krotności.
Na tym tle prof. Filipiak to wysoce skromny człowiek. Szczególnie, że o swoich zarobkach decyduje sam jako główny udziałowiec.